Czy coś powstrzyma Giemzę?

    Przedostatni, ale bardzo długi dzień zmagań w Argentynie stał pod znakiem legendarnego już fesz fesza. Ta zmielona skała o konsystencji mąki wzbija się w powietrze przy najmniejszym ruchu, ogranicza widoczność do zera oraz wdziera się wszędzie, nawet pod gogle.

    W tych trudnych warunkach motocykliści pokonali 424 km, z dojazdówkami ponad 900 km i metą w Cordobie. Tym razem pech dosięgnął jednego z pretendentów do podium Kalifornijczyka Ricky Brabeca. Na WP1 po przejechaniu kilku kilometrów musiał stanąć z powodu awarii silnika. Nagle pojawiły się też płomienie… pożar zdołano ugasić, niestety motocykl nie nadawał się do dalszej jazdy. A zatem Monster Energy Honda Team stracił bardzo dobrego jeźdźca… Pech! Przypomnijmy, że Brabec w ubiegłym roku wygrał etap, po czym wycofał się po upadku na odcinku do San Juan.

    Cały wyścig należał natomiast do Toby Price’a…Raz pierwszy, raz drugi ale ciągle w czubie. Maciek Giemza tez na obrotach, bo gdy zmęczenie daje się we znaki on zamiast zwalniać, ciągle przyspiesza. Fenomen! Dzisiejszy dzień zaczął na 25. miejscu, po piątym way point-cie był 22! Czyżby zanosiło się na sensację i Maciek miałby wskoczyć do drugiej dziesiątki? Ostatecznie Polak ląduje na miejscu 23. (wyniki nieoficjalne), ale jutro wszystko może się zdarzyć. Etap wygrał Price z przewaga dwóch minut nad drugim Benavidesem ale nadal liderem jest Walkner, który ma w zapasie około 20. minut. Berdysz i Stasiaczek jeszcze na trasie, trzymają się dzielnie walcząc o lepsze pozycje.

    Aktualnie znajdują się w połowie stawki startujących. W sobotę 119 km próby i wszystko będzie jasne. A potem uroczyste zakończenie Rajdu i wielka feta transmitowana na żywo TUTAJ na https://www.facebook.com/dakar/ z bulwaru J.D.Peron.

    fot. A.S.O., ARC