Gwiazdy w piaskowni

Co prawda kolejne dwie rundy Mistrzostw Polski w Rajdach Enduro sygnowane były jako zawody w Malechowie, ale tak na dobrą sprawę honory należą się już komuś innemu. Od pewnego czasu odbywają się one w niezwykle gościnnej miesjcowości Żegocino, której władze i mieszkańcy bardzo angażują się przy organizacji tej imprezy.

Znakomicie przygotowane depo z trawą przystrzyżoną jak na polu golfowym, piknikowa atmosfera na płycie sąsiadującego z parkiem maszyn boiska, tradycyjny grillowany dzik serwowany za symboliczne pieniądze, disco polo, piwo z sokiem…

Niewiele jest w Polsce takich miejsc, gdzie człowiek czuje się jak na własnym podwórku. Plus znakomicie przygotowana trasa z dwiema próbami: Motocross i Enduro. Zabrakło niestety próby Extreme, ale pogoda znowu pokrzyżowała szyki organizatorom i trzeba było skrócić trasę ze względu na lokalne podtopienia. Na szczęście podczas samych zawodów warunki były idealne: słońce, bezchmurne niebo i temperatura oscylująca wokół 20 stopni. Lepiej być nie mogło.

Na starcie kierowcy walczący w ramach Mistrzostw Polski (43 zawodników), Pucharu Polski (53 zawodników), Mistrzostw Pomorza (37 zawodników) i MACEC, a wśród nich tuzy polskiego enduro: Giemza, Kucharski, Krywult, Szuta, Magierowski, famila Bracików. Pojawiły się także dziewczyny, co prawda tylko trzy (Agnieszka Smolińska, Dominika Orlik i Ewa Pikosz i w takiej właśnie kolejności panie zameldowały się na mecie), ale wszystkie znakomicie dawały sobie radę.

Zwłaszcza na trudnym odcinku w kultowej już piaskowni, której właścicielka Daria Podpirko co roku z otwartymi ramionami przyjmuje u siebie zawodników. Pierwszy dzień stał pod znakiem bardzo wyśrubowanych czasów. Limity praktycznie nie dawały szans na łyk wody czy umycie gogli. Dzień później dołożono 5 minut, co wszyscy przyjęli z ogromną ulgą. Tym bardziej, że cała trasa okazała się dość trudna, łącznie z dojazdówkami, więc chwila odpoczynku była na wagę złota.

Niezaprzeczalną gwiazdą malechowskiej (żegocińskiej?) rundy był Maciek Giemza. Jego jazda to pokaz naprawdę mistrzowskich umiejętności, on każdy metr pokonywał z ogromną lekkością, panując nad maszyną w stu dziesięciu procentach. Każdy podjazd, każdy zjazd, każdy zakręt były jego. Nie odwrotnie… Tuż za Maćkiem o drugą pozycję (w klasie E-1) walczyli Kamil Szuta i Kuba Kucharski. Tym razem szybszy okazał się Kamil, Jakub drugiego dnia efektownie wyglebił i ostatecznie zajął miejsce trzecie. Kolejnym triumfatorem był legendarny już Sebastian Krywult, który zdominował klasę Masters, znacznie wyprzedzając rywali.

Ale nie wszystko wyglądało tak różowo… bardzo niepokoi brak zawodników w wylęgarni mistrzów, czyli w klasie Junior 50. W sezonie 2017 jedzie ich zaledwie dwóch! Czy jest jakieś lekarstwo, aby tę sytuację uzdrowić? W MX jeszcze kilka lat temu mieliśmy podobny problem z klasą 65cc, sposób znaleziono i dzisiaj maszyna startowa jest wypełniona w 3/4. Drugi kłopot, znacznie poważniejszy, to nieuczciwe podejście do zawodów niektórych riderów, którzy skracali dojazdówki, a i w piaskowni potrafili pojechać „na skróty”. Dlatego w niedzielę organizatorzy zmuszeni byli uruchomić lotny „pekac”, aby zdycyplinować nieuczciwych jeźdźców.

Nie będziemy szerzej omawiać tego faktu, bo sprawa jest oczywista, oszustwo nie przejdzie. I apel: panowie, skoro nie dajecie rady, odpuśćcie i weźcie się za szachy (z całym szacunkiem dla tej dyscypliny). Tyle o negatywach, bo cała reszta to jeden wielki sukces. Odrestaurowany MX Koszalin, przy wsparciu Waldemara Irackiego, wykonał kawał dobrej endurowej roboty. Przyzwoita frekwencja, sprawny przebieg samych zawodów i liczne grono kibiców pozwalają mieć nadzieję, że za rok ponownie spotkamy się w tym samym miejscu. Z dziennikarskiego, ale jakże miłego obowiązku odnotujmy jeszcze, że w klasyfikacji generalnej rundy V i VI w Żegocinie zwyciężył Maciek Giemza (KTM Novi Korona Kielce) przed Sebastianem Krywultem (BKM Bielsko Biała) i Kamilem Szuta (BKM Bielsko Biała).

WYNIKI SĄ TUTAJ

fot. Krzysztof Hipsz