Nie taki straszny automat

W środowisku motocyklowego offroadu w USA coraz częściej można natknąć się na automatyczne sprzęgło firmy Rekluse. Nie wiem co sadzą o nim zawodowcy, ale wśród amatorów robi prawdziwą furorę. 

Do tej pory zawsze używałem zwykłego sprzęgła manualnego, więc nie za bardzo miałem pojęcie w czym rzecz. Fakt, parę razy przejechałem się motocyklem kumpla, ale automat jakoś nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Biorąc jednak pod uwagę opinie wielu osób oraz to co przeczytałem w internecie, postanowiłem gruntowanie sprawdzić temat. Znajomy rider Piotr Mordarski podróżuje na tym sprzęgle dłuższy czas i twierdzi, że to inna jazda, że jest o wiele łatwiej i dzięki temu jest szybszy podczas zawodów. Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko zamówić sprzęgło do mojego KTM-a 350xcf. Minęły dwa dni i miałem je pod drzwiami.

Cały zestaw przysłali z kompletnym koszem sprzęgłowym, z nowym dociskiem oraz z większym deklem. Urządzenie zainstalowałem niespełna w ciągu godziny, sącząc zimne piwko. Nie jest to więc skomplikowana operacja. Tarcze sprzęgłowe zakładamy oryginalne, ale przekładki pomiędzy tarczami dostaje się nowe, w innym kształcie. Po złożeniu wszystkiego próba generalna i regulacja. Na początku troszkę się sprzęgło ślizgało, ale pięć kliknięć śrubką regulującą, która znajduje się na zewnątrz, rozwiązało problem. Wrzucam jedynkę, puszczam dźwignię sprzęgła na postoju, silnik na niskich obrotach, motocykl stoi w miejscu. Dodaję gazu, nie dotykam sprzęgła, rusza jak skuter. Kolejne biegi można wrzucać także bez sprzęgła, podobnie jest z redukcją biegów w dół. W ten sam sposób ruszam z miejsca z każdego biegu. Jeśli jednak zajdzie taka potrzeba, to można używać dźwigni sprzęgła w sposób „tradycyjny”.

Po niezbędnych regulacjach i jazdach próbnych wybrałem się na zawody cross country serii MXC. Nie startowałem w tym sezonie regularnie, nie walczyłem o punkty, więc zapisałem się do klasy Open B. Wyścig trwał dwie godziny i dwadzieścia minut. Przed końcem zaczął padać taki deszcz, że gogle stały się całkowicie nieprzydatne. Wróćmy jednak do sprzęgła… Po pierwsze nie napompowałem sobie lewej ręki, po drugie ani razu nie zgasł mi motocykl, nawet podczas przeciskania się pomiędzy drzewami i w ciasnych krzaczorach, co się czasem zdarza. Podczas wyjścia z zakrętu nawet w błocie motocykl nie traci tak bardzo przyczepności, więc można szybciej pojechać. Jeśli jednak jest taka potrzeba, można zawsze lekko pyknąć dźwignią. Jadąc nawet powoli na piątym biegu motocykl się nie dławi, sprzęgło wszystko wygładzi. Dodam jeszcze, że nie zmienia się hamowanie silnikiem. A czego nie można? Nie można odpalić moto z pychu na biegu, więc jeśli ktoś jeździ KTM-em bez kopniaka i padnie mu akumulator w środku lasu, to trochę słabo. Po kilkudziesięciu godzinach testów jestem „za”! Podczas jazdy rekreacyjnej Rekluse nie ma aż takiego znaczenia, jednak na zawodach, gdzie często liczą się sekundy, jest bardzo przydatny.

Tekst i zdjęcia: Peter Narewski