Tak dobrze i tak pechowo-ADAC w Drehna

I runda Mistrzostw Niemiec ADAC zgodnie z przewidywaniami zgromadziła mnóstwo znakomitych zawodników, miała bardzo wysoki poziom sportowy i organizacyjny, na trybunach rzesze kibiców.

Dla nas jednak były to zawody szczególne, gdyż Polacy tym razem mocno weszli w rywalizację z najlepszymi i zapisali się w pamięci świetną jazdą. Już sobotnie kwalifikacje stały na wysokim poziomie, a walka była bezlitosna. Każdy chciał się pokazać, awansować i zebrać dobre noty w swoim teamie oraz wyjechać z punktami. Chętnych było jednak zbyt wielu jak na czterdziestkę, którą pomieści maszyna startowa. Dlatego bój szedł na całego aż wióry leciały, a karetka ponad pięć razy zabierała „ofiary” walki. Potężny crash zaliczył Czech Martin Finek, zaś młodziutki Rosjanin Nikita Kuczerov, o którym nieraz pisaliśmy, chyba cudem wyszedł bez większego szwanku po poważnie wyglądającym upadku.

Służby medyczne chciały zabrać go do szpitala, ale ku ich zdziwieniu zawodnik stanął na nogi i stwierdził, że „mowy nie ma i on chce jutro jechać”. To się nazywa twardy charakter i duch walki! Ktoś kto śledził uważnie czasy oraz wyniki kwalifikacji mógł być nieco zaskoczony naprawdę dobrą postawą Polaków. Było ich sześciu, ale do niedzielnych finałów dostało się czterech, najwytrawniejszych i najlepiej objeżdżonych za granicą. Kuba Barczewski miał pewnie inne oczekiwania, niestety upadek w kwalifikacjach pozbawił go szans na dobre miejsce. Szkoda, bo kto wie czy nie byłby tym piątym w niedzielę. Nie dał niestety rady i Karol Kruszyński. Mieliśmy więc dwie dwójki w dwóch klasach. W tej najbardziej ambitnej, czyli MX2: Gabę Chętnickiego i Szymona Staszkiewicza, w tej najbardziej zaawansowanej, czyli Masters dwóch wyjadaczy, którzy dobrze czują jazdę po piachu: Tomka Wysockiego i Łukasza Lonkę. Czasy w kwalifikacjach ocierały się o pierwszą dziesiątkę. Jedynym zmartwieniem był stan ręki Tomka, gdyż po zbyt dalekim skoku coś mu tam w niej chrupnęło i w niedzielny poranek odczuwał ból. Niedobrze… Gdy przyszło do walki o pierwsze punkty najpierw poszli do boju najmłodsi. Chmara bzyczących motorków odpaliła solidną petardę i rozpoczęła twardą, bezpardonową walkę. Wśród tych czterdziestu znalazł się m.in. Jett Lawrence, brat znanego już Huntera Lawrence’a z dalekiej Australii. Ten niedawno pozyskany przez Stefana Evertsa dla teamu Suzuki rider już prezentuje znakomity poziom. Jednak takich zdolnych jechała tam cała masa i trudno było wskazać faworyta, bo po odejściu do setek Rene Hofera nie ma tam póki co dominatora.

Nasuwa się równocześnie smutna konkluzja: nie mamy kogo posłać do tej grupy a tym samym nie ma zmiany pokoleniowej zdolnej rywalizować z Europą w najmniejszych klasach. Oby nasi młodzi adepci ze szkółek MX za kilka lat byli zdolni do takiej rywalizacji, bo Stary Kontynent odjeżdża aż dymi! Możemy pozazdrościć nie tylko Czechom, ale i Węgrom, którzy mają dwóch znakomitych juniorów: Adama Zsolt Kovacsa i Kristofa Jakoba. W klasie Junior zwyciężył najrówniej jadący Szwed Max Palsson. Wygrał pierwszy wyścig, zaś drugi padł łupem świetnego Jetta Lawrence (pierwszego nie jechał). Na podium całych zawodów stanęli również wspomniany Węgier Kovacs (drugi) i Duńczyk Smith. Czwarty był kto? Kuczerov! Warto było twardo walczyć! Mocniej zabiły nam serca, gdy na maszynie pojawili się Gaba z Szymonem. W roku ubiegłym obaj przywozili punkty a ostatnie ich starty pokazały, że forma idzie w górę. Zwłaszcza Gaba poszedł solidnie do przodu. Start pierwszego wyścigu nie był tym wymarzonym dla naszych chłopaków. Dobrze Szymon (ok.10 miejsca) a gorzej Gaba (ok.22), ale obydwaj przesuwali się coraz wyżej. Najlepiej rozpoczął ten bieg kolejny „kangur” Caleb Grothues. Szymon trzymał się w okolicy 8-10 miejsca i ciągnął równo, odpierając ataki rywali. Gaba włączył dodatkowy bieg i przebił się w znakomitym stylu aż do…Szymona, jadąc w ostatniej fazie wyścigu równo za nim, co pokazało, że prezentują podobny, wyrównany poziom i tempo. Na mecie Szymon był ósmy, Gaba dziewiąty. Pierwsza dziesiątka złapana za rogi! Wszystkich zdeklasował znakomity Miro Sihvonen (FIN). Drugi wyścig był jeszcze ciekawszy! Najlepiej wystrzelił, jak rakieta na dopalaczach, Martin Krć z Czech. Polacy najpierw odwrotnie po starcie, bo Gaba świetnie (ok.5 miejsca), Szymon gorzej (ok.15). Ale oto nasi dwaj riderzy włączyli chyba jednocześnie dodatkowy bieg. Zachary Pichon (czołówka EMX125 z ub roku) i wspomniany Grothues byli chyba zdziwieni, gdy zobaczyli, że zaczyna ich dochodzić „Czetnicki” z Polski. Gaba jechał WYŚMIENICIE! Dotarł już na 4. miejsce i byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie feralny, nadmiernie wydłużony skok na siódmym kółku, po którym doznał urazu nogi i na nieszczęście musiał zjechać z toru. Ale szkoda!

Za to Szymon kontynuował swoją dobrą robotę. Przebijał się jak pancernik w tłumie niszczycieli by z 15. miejsca wyciągnąć aż na piąte, czyli dotrzeć tam, gdzie był wcześniej Gaba! Koncertowa jazda i wynik w drugim biegu dały mu UWAGA: najlepsze od czasów Tomka Wysockiego piąte miejsce w tej klasie. Szymon był piąty w generalce i jest to niewątpliwy sukces przy tak ostrej konkurencji. Brawa! Obaj nasi juniorzy pokazali klasę i trzymali znakomite tempo. Dobrze mieć dwóch takich riderów o podobnym poziomie. Tego potrzebujemy, bo przecież tak niewielu naszych było w stanie skutecznie konkurować na ADAC i EMX. Klasę Younster wygrał bezwzględnie najlepszy Miro Sihvonen (dublet), który jechał w innej lidze, przed Francuzem Pichonem i Duńczykiem Bjorregaardem. Skandynawia rządzi! Gdy na maszynie stanęli riderzy Masters pytanie było jedno: czy ręka Tomka wytrzyma? Wyścig rozpoczął się sensacyjnie, bo oto gwiazda z MŚ MX2 Hiszpan Jorge Prado, najszybszy w kwalifikacjach, już w pierwszym zakręcie leżał i… musiał z szarego końca gonić wszystkich, by uratować honor. Znakomicie rozpoczął bieg Niemiec Ullrich, ale sensacją okazał się debiutant na 450-tce Węgier Szvoboda Bence. Widocznie znalazł sposób na okiełznanie większego rumaka i zmusił go do najwyższego tempa, bo jechał jako drugi. Tego nikt się nie spodziewał! Dopiero dalej z tyłu ciągnęli wyjadacze. Ale sytuacja szybko uległa zmianie, wykorzystując swoje doświadczenie byli coraz lepsi.

Tymczasem nasi średnio wystartowali (Lonka ok.10 miejsca, a Tomek ok.22), jednak po kilku kółkach ręka Tomka na wertepach i skokach dała sygnał: „mam dość” i nasz świetny rider pożegnał się tego dnia z wyścigiem. Przedwcześnie odpadli z wyścigu tak wytrawni liderzy jak Smitka czy Maillard. Pech gonił pecha. Lonia z kolei jechał swoje i trzymał się równo, potem nieco zwolnił tempo i spadł na dalszą pozycję, kończąc wyścig na 16. miejscu. Wygrał Belg Jens Getteman, który na 9. kółku „wykolegował” Ullricha z pierwszego miejsca na drugie. Trzeci dojechał ulubieniec miejscowych Henry Jacobi. Czwarty rewelacyjny Szvoboda Bence z najlepszym wynikiem w karierze na ADAC. Drugi wyścig znakomicie rozpoczął Lonka (czwarty!) ale na nasze nieszczęście (już trzecie tego dnia!) został jeszcze na pierwszym kółku w zakręcie staranowany przez Tima Kocha (GER #66) i z urazem ręki zjechał z toru. Za to walka o końcowy triumf była wyjątkowo zażarta, bo broniący się Ullrich musiał walczyć z kolejnym rywalem, gdyż do Gettemana dołączył znakomicie jadący Nikolai Larsen z Danii (kadrowicz z MXoN). Zdołał on wyprzedzić Niemca i tak oto Duńczyk wygrał wyścig, ale główne trofeum zgarnął (o 1pkt) Getteman przed Ullrichem. Larsen zajął trzecie miejsce na pudle. Natomiast gwiazda nr 1 Jorge Prado chyba nie będzie chciał pamiętać o Drehnie, bo po pechowym pierwszym biegu w drugim został zdyskwalifikowany!

Zresztą nie tylko on, drugiego wyścigu nie ukończył rewelacyjny Węgier Szvoboda, który miał chyba zbyt wysokie ciśnienie (w przenośni i dosłownie) w jeździe, gdyż zaczęła wysiadać mu głowa i obawiając się utraty kontroli nad jazdą, z obawy o zdrowie, Węgier zjechał z toru. Nasza najlepsza czwórka zanotowała bardzo dobry występ, zwłaszcza Gaba z Szymonem pokazali klasę. Doczekaliśmy się więc czasów, gdy już nie tylko Wysocki jedzie po punkty, ale mamy kilku riderów potrafiących z powodzeniem powalczyć o TOP TEN. Świetne wrażenie zrobili swoją jazdą Skandynawowie i Australijczycy oraz młodzi juniorzy z Czech i Węgier. Na koniec jeszcze jedna refleksja: na zawodach można było spotkać wielu trenerów, działaczy, managerów poszczególnych federacji i szefów kadry seniorskiej czy juniorskiej. Nie zauważyliśmy jednak nikogo z naszych „kierowników od motocrossu”. Był tylko trener Karol Knap i wspierający Lonków Tomek Gollob, który doradzał na maszynie startowej Łukaszowi i obserwował jak wygląda prawdziwy europejski motocross. Dziwne to zaiste, że nasi włodarze nie obserwują przed sezonem MP jak radzą sobie nasi kadrowicze za granicą. I to tym bardziej, że zbliża się przecież MxoEN. Potrafiła przyjechać Wiktoria Garbowska po kontuzji, nie potrafili ci, którzy potem mają decydować o składzie kadr. Widać mieli ważniejsze sprawy. Gaba po urazie nogi musi teraz niestety pauzować i na kolejnej rundzie w Jauer (29-30.04) nie pojedzie. Natomiast z ręką Tomka jest już OK i zobaczymy go w Święta, gdy jako pierwszy Polak w historii zadebiutuje w MŚ klasy MXGP. Oby wszystko poszło jak najlepiej. Trzymamy kciuki!

fot. Alek Skoczek