Trzy pytania (+ 1) do…. Kuba Barczewski

Minął półmetek Mistrzostw Polski. Czas na małe podsumowanie. Jesteś zadowolony z wyników?

Hmmm, no nie bardzo. Kilka poszczególnych wyścigów było niezłych, ale generalnie to nie jest to, co planowałem. Może to pech, a może spadek formy? Parę razy były problemy ze sprzętem, parę razy zawiodłem ja. Dlatego w tej chwili bardzo mocno pracujemy, aby tych wszystkich negatywów jak najszybciej się pozbyć. Tym bardziej, że na początku sezonu mierzyliśmy naprawdę wysoko. Chciałem w MX2 zająć jak najwyższe miejsce, to był (i jest) priorytet. Do MXOpen podchodziliśmy raczej spontanicznie, traktując tę klasę trochę treningowo, bo obsada jest przecież bardzo mocna. Tymczasem wyszło tak, że w Open mam wyższą pozycje niż w MX2. Jakiś paradoks. Dobra pozycję mam także w MX2 Junior. Zostały jeszcze dwie rundy i wszystko może się zdarzyć. Jestem bardzo zmotywowany, więc będę walczył.

A zagranica?

Startuję na ADAC-u, który jest świetnym miejscem aby skonfrontować swoje umiejętności z naprawdę dobrymi zawodnikami. Już kwalifikacje to poziom bardzo wysoki, wszyscy trzymają gaz, więc sam start w finale jest dużym osiągnięciem. Tam jest dużo linii, riderzy wykorzystują całą szerokość toru, dzięki temu łatwiej jest wyprzedzać i jechać z najszybszymi. U nas są jeden, dwa, no góra trzy ślady i ściganie jest dużo mniej efektywne. Nauczyłem się tam przede wszystkim widzieć linie, których w Polsce większość nie dostrzega. Nauczyłem się nie odpuszczać do samego końca, tam każdy ciśnie na maxa i nie da się ustawić pozycji i spokojnie dojechać do mety.

W tym roku znalazłeś się pod opiekuńczymi skrzydłami Akademii Orlen Team…

Tak, to jest super pomysł, czuję, że jestem pod dobrą opieką pod każdym względem. Bardzo cenne są zwłaszcza treningi z Justinem Morrisem i Marcinem Wójcikiem. Ich specjalnością jest wspomniane wcześniej szukanie śladów, na co w Polsce nie wszyscy trenerzy zwracają uwagę. A to bardzo ważny element ścigania. Jest okazja, aby podczas treningów znaleźć sobie sparring partnera, bo na co dzień jest nim tablica z czasami, którą pokazuje mi tata. A najlepiej jest wtedy, gdy jest za kim gonić. Dlatego staram się jak najczęściej spotykać z braćmi Kędzierskimi, Arkiem Mańkiem czy Damianem Bykowskim, aby wspólnie ćwiczyć poszczególne elementy jazdy.

A co robisz na co dzień?

Teraz są wakacje, ale w ciągu roku uczę się w technikum mechatronicznym. Jest to połączenie inżynierii mechanicznej, elektrycznej, komputerowej, automatyki robotyki, służące projektowaniu i wytwarzaniu nowoczesnych urządzeń. Niewiele ma to wspólnego z motocrossem (śmiech), ale muszę myśleć o przyszłości, bo MX chleba mi raczej nie da.

fot. Krzysztof Hipsz