Wygrana Musquina i… spodnie Tomaca!

Za nami pierwsze rozdanie w Anaheim! Dywizja Zachodnia w klasie 250cm oraz królewska klasa 450cm wzięły pierwsze punkty. Oczy wszystkich widzów i kamer telewizyjnych były jednak zwrócone głównie na liderów i… na Roczena. Każdy był ciekaw jak poradzi sobie znakomity Niemiec.

KLASA 250

Kwalifikacje rozegrane już bez półfinałów wygrał Justin Hill, ale jak się miało okazać, to był jego jedyny błysk tego wieczoru. W main evencie najlepiej wystartował Shane McElrath przed Alexem Martinem, jednak wkrótce za nimi miał miejsce karambol, w którym najbardziej ucierpiał Phill Nicoletti, ofiara zderzenia w krótkim locie z Adamem Cianciarulo. Nicolettiego odrzuciło gwałtownie na ziemię, a gdy na leżącego wjechało rozpędzonych dwóch riderów, dla zawodnika był to niestety koniec wyścigu… Za prowadzącym McElrathem bili się o jak najwyższe miejsca Alex Martin z Christianem Craigiem. Na czele było więc bardzo czerwono-pomarańczowo. Dołączył do nich potem jeszcze Aaron Plessinger. Craig przesunął się nawet na drugie miejsce, ale został wyprzedzony przez Plessingera, a po chwili przez Cianciarulo. Poza tym, że Craig tracił pozycje to odpadł niestety z wyścigu (na 9 kółku) Martin.

Później niewiele uległo zmianie i na mecie jako pierwszy zasłużenie zameldował się McElrath przed Plessingerem oraz Cianciarulo. Za nimi dojechali Savatgy i dopiero wtedy Craig. Hill dopiero siódmy! Największym przegranym był z pewnością Alex Martin. Szkoda, bo niedawno ożeniony i sympatyczny zawodnik z Minnesoty mógł być na pudle, a skończył zaledwie z dwoma punkcikami. Wszystko, z holeshotem włącznie, zgarnął McElrath. Także póki co, najlepsi z poprzedniego sezonu nadal rozdają karty.

KLASA 450

Jeżeli ktoś wątpił, że comeback Roczena będzie udany, to rozwiały te wątpliwości kwalifikacje. Niemiec miał najlepszy czas grupy i z miejsca nakręcił swoich fanów na dobry wynik w wyścigu głównym! Rywale przekonali się, że nawet z częściowo niesprawnym kciukiem kontuzjowanej i zszywanej wiele razy ręki Roczen będzie znowu groźnym przeciwnikiem.

Przeciętnie pojechał w kwalifikacjach Musquin, był dopiero ósmy. Najlepszym kwalifikantem okazał się Jason Anderson. W Main Evencie zaczęło się jednak zgodnie z przewidywaniami wielu fachowców: głodny zwycięstwa Tomac wystartował najlepiej i ciągnął jako lider bez żadnych problemów okrążenie po okrążeniu. Za nim, ku zdumieniu wielu widzów, ale i wielkiej radości Yamahy jechał Barcia, który już w kwalifikacjach pokazał siłę i szybkość. Był bowiem drugi. Znakomicie wykorzystał więc dar losu, nieoczekiwany i awaryjny angaż z Yamahy. Świetnie rozpoczęli też Jeremy Martin i Weston Peick. Średnio dobrze wystartował Musquin ale słabo, bo dopiero w okolicy 14 miejsca Roczen! Francuz jednak bardzo szybko przebijał się do przodu i około 6-go okrążenia był już drugi. Nieco wolniej, ale sukcesywnie i cierpliwie przebijał się Roczen. Cała jego wiedza i doświadczenie oraz spryt przynosiły plon w postaci coraz wyższej pozycji. Jednak widać było po jego jeździe, że jeszcze nie jest to maksimum, do którego wszystkich przyzwyczaił. W dodatku nie ustrzegł się błędów, a najbardziej niebezpieczny moment nastąpił dokładnie na tym odcinku, gdzie rok temu zanotował ów koszmarny wypadek.

Ufff! Było blisko gleby! Na 8 okrążeniu (w dodatku na 13 minut przed końcem) doszło do zaskakującej katastrofy, która zmieniła losy tego wyścigu. Oto prowadzący Tomac na wyjściu z zakrętu, przez nikogo nie naciskany popełnił głupi błąd (na małych whoopsach) i wywalił się! Wyprzedził go Barcia (mający 5 sek. straty) i za moment Musquin, a totalnie wybity z rytmu Tomac nie bardzo mógł się pozbierać. Jedna chwila dekoncentracji okazała się wyjątkowo mściwa! Za chwilę zobaczyliśmy nietypowy obrazek- Tomac stoi na poboczu toru i…zapina spodnie! To niestety prawda że widok mistrza, któremu w locie opadają gacie byłby komedią a i przeszkadza taki stan rzeczy w jeździe. Więc trudno, coś z tymi portkami trzeba było zrobić. Jednak kosztowało to motocrossowego mistrza USA kolejne pozycje. Koniec końców został daleko w tyle, potem zjechał do swojej ekipy. Niczego mu nie naprawiano a Eli tylko kręcił głową zrezygnowany. W końcu odpuścił całkiem i jako jedyny nie ukończył tego pierwszego wyścigu sezonu. Dramat dla ekipy Kawasaki! Tymczasem na czele jechał Barcia, ścigający się przecież „w zastępstwie” za Millsapsa, ale tuż za nim był już Musquin, który nie zwykł takich prezentów marnować.

Król Genewy i zwycięzca wyścigu o milion baksów poczuł krew i było kwestią czasu, kiedy upora się z dobrym, ale nie tak zwinnym Barcią. Musquin objął prowadzenie, gdy do końca było równo 10 i pół minuty. W łuku wziął Barcię po wewnętrznej, a tamten nie miał szans na obronę. Pomarańczowy Marvin pomknął jak strzała do celu, zaś Barcia nie był w stanie ani nawiązać walki i utrzymać tempa, ani w końcu oprzeć się atakowi nadjeżdżającego Andersona. Inna rzecz, że Anderson jest obecnie szybszy. A co z Roczenem? Ano dobrze, przebił się w końcu na wysokie 4 miejsce i tak już zostało do mety. Startując aż z 14. miejsca to jednak jest wyczyn. Tym większy dla jego ręki. No i będąc kilka razy o włos od gleby szybko pozbierał się i trzymał tempo. Jest silny również w głowie. Podium? 1. Musquin, 2. Anderson, 3. Barcia. Yamaha szczęśliwa, bo rezerwowy Barcia dał im pudło. Ostatni w tabeli był Tomac. Anaheim I nigdy nie było dla niego szczęśliwe, ale teraz spotkał go wielki pech. Czy taki obrazek ktoś przewidywał ?

A dopiero co pytaliśmy w zapowiedzi Anaheim, czy Tomac skutecznie opanuje emocje i zachowa koncentrację… Słusznie rzekł w wywiadzie z nami sam Ricky Carmichael, że Tomac jest świetny, ale lepszy mentalnie w kluczowych momentach był jednak Dungey i dlatego zdobył tytuł. Jeden jedyny moment, a jak wiele może znaczyć… Kolejna runda już za tydzień, w Houston w Teksasie. I jeszcze jedno. Organizatorzy i promotorzy tej najbardziej prestiżowej serii supercrossowej świata spodziewają się w tym roku osiągnąć magiczną liczbę 1 miliona widzów na wszystkich arenach od Anaheim po Las Vegas. W poprzednim sezonie liczba ta sięgnęła 800.000 sprzedanych biletów. Europa może takich założeń tylko pozazdrościć… Ameryka ma się świetnie a i tak jeszcze dąży do lepszych wyników. Prawidłowo!

Video z Main Eventu obydwu klas: 250, 450

fot. KTM, Husqvarna