ll Ciocco to miejsce doskonale znane tym wszystkim, dla których to co niemożliwe, w ekstremalnym offroadzie staje się możliwe. Choć nie zawsze… W 2010 roku tylko dwóch zawodników osiągnęło metę zawodów.
Pierwszy to Dougie Lampkin, dwunastokrotny mistrz świata w trialu. Drugim zawodnikiem, któremu udało się osiągnąć metę był Graham Jarvis. Tadeusz Błażusiak, uznawany za jednego z faworytów tej imprezy, nie ukończył niestety zawodów. Do momentu upadku na oblodzonym zakręcie Taddy prowadził w stawce, jednak po wykonanej „glebie” jego motocykl nie nadawał się do jazdy i Polak był zmuszony wycofać się z zawodów.
Podczas tegorocznej edycji nie było śniegu ani lodu, świeciło słońce (9 stopni na plusie) a i trasa była bardziej przyjazna. Rok temu protesty ekologów zmusiły organizatorów (pomimo, że góra Il Ciocco jest terenem prywatnym) do dokonania istotnych zmian, zniknęła słynna Cascata i prowadzący do niej kamienisty strumień Salamandra.
Ale i tak nie było łatwo bo Hell’s Gate to impreza nie dla mięczaków. Faworytami byli dwaj jeźdźcy: czterdziestodwuletni Graham Jarvis (Husqvarna TE) i ubiegłoroczny zwycięzca dwudziestoletni (sic!) Wade Young (Sherco). Niestety zawodnik z RPA już w pierwszej Próbie miał poważne problemy na trasie i zamiast w czołówce znalazł się na 14. pozycji. Wygrał ją ku zaskoczeniu wszystkich Nicoletti, pokonując Jarvisa. Jednak w miarę upływu czasu sytuacja zaczęła się „normalizować”. Graham jechał coraz szybciej, by już podczas drugiej Próby objąć prowadzenie w generalce. Wade także się otrząsnął i zaczął gonić początek stawki by ostatecznie (dzięki zwycięstwom w dwóch ostatnich Próbach) zakwalifikować się do Finału na miejscu siódmym. Blisko sześćdziesięciu motocyklistów (a więc prawie połowa) nie ukończyło Prologu.
O godzinie 16.30 zawodnicy wystartowali do trzygodzinnej walki na trasie wydawać by się mogło nie do przejechania. I gdyby nie ogromne poświęcenie kibiców, być może nikt nie dotarłby do mety. Zgodnie z regulaminem po upływie dwóch godzin dalej pomykało już tylko 20 zawodników, pół godziny później możliwość ścigania miało 10 śmiałków pod warunkiem, że do lidera tracili mniej niż 30 minut. Holeshota wziął Jarvis, przed Nicoletti i Roman. No a potem potoczyło się jak przewidywała większość: zwyciężyła rutyna i doświadczenie czyli – zwycięstwo Jarvisa. Drugi był Travis Teasdale a trzeci… Wade. Kolejne starcie tytanów za rok, wcześniej jednak… Red Bull 111 Megawatt i kto wie, może Jarvisa i Wade zobaczymy także w Polsce?
fot. Angelo EnduroBlogger, RallyTeam Solaris.