35 lat temu w Assen Polacy z „bandy Kojaka” stanęli na pudle Sześciodniówki

Szóstego października 1984 roku w holenderskim Assen zakończyła się 59 Sześciodniówka Motocyklowa. Polacy odnieśli w niej duży sukces.

Szóstka naszych reprezentantów w składzie: Stanisław Olszewski, Zbigniew Kłujszo, Zbigniew Przybyła; Ryszard Gancewski, Ryszard Augustyn, Krzysztof Serwin prowadzona przez trenera Mirosława Malca zdobyła w najważniejszej konkurencji imprezy, czyli w World Trophy drugie miejsce. Polacy po raz pierwszy w historii Six Days zostali drużynowymi Wicemistrzami Świata! Ale droga do tego tytułu nie była łatwa.

W Holandii panowały fatalne warunki atmosferyczne – ciągle padał deszcz i było chłodno oraz wietrznie. Piaszczyste trasy pełne dziur, kolein, wyrw oraz kałuż wymagały dużych umiejętności w prowadzeniu motocykla oraz żelaznej kondycji. Czasy przejazdu wyznaczone przez organizatorów zmuszały do dość ostrego tempa jazdy. Nasi startowali wówczas na czterech Simsonach GS – dwa 80 i dwa 125 – oraz na dwóch Jawach Enduro – po jednej 250 i 500. Motocykle te były chłodzone powietrzem o niezbyt wysilonych silnikach.

Może ich osiągi ustępowały konkurencji na próbach, ale na trasie były wytrzymałe. Dobrym pomysłem było zastosowanie w gaźnikach możliwie jak największych dysz głównych paliwa. Sprzyjało to wewnętrznemu schładzaniu dwusuwowych silników. Zawodnicy jadący na Simsonach mogli liczyć na obsługę i pomoc serwisu fabrycznego. Ryszard Augustyn i Krzysztof Serwin jadący na Jawach Enduro byli obsługiwani na PKC przez polskich „pomagierów” spod znaku PZM. Funkcję ” krasnoludka „, który pomoże w trudnych chwilach, a tych na trasach tamtej ISDE nie brakowało, pełnił w naszej ekipie Zbigniew Banasik.

Ale obok trasy i w newralgicznych punktach uwijał się na motocyklu także i niezmordowany Mirosław Malec. Polski zespół World Trophy w połowie edycji International Six Days Enduro przesunął się w klasyfikacji z piątego na trzecie miejsce. Był to plan minimum założony przed Sześciodniówką przez trenera Mirosława Malca. Ten zaś – znany z wrodzonego malkontenctwa – dopingował swoich zawodników do jeszcze lepszej jazdy. W klasie 80 prowadził w klasyfikacji Stanisław Olszewski, co było dobrym prognostykiem. Zbigniew Kłujszo startujący w tej ISDE z niewyleczoną kontuzją kolana dawał z siebie ile tylko można i był naszym cichym bohaterem tej imprezy.

Znakomicie radził sobie na trasach holenderskiej Six Days debiutujący w zespole World Trophy Zbigniew Przybyła. Twardziel z Ostródy, czyli Ryszard Gancewski jechał bardzo odważnie nie narzekając na trudności napotkane na trasie. Ryszard Augustyn jadący Jawą Enduro 250 imponował regularnością oraz rozwagą skutkującą brakiem „afer” na trasie. Krzysztof Serwin dosiadający Jawy Enduro 500 starał się, z dobrym zresztą skutkiem, utrzymywać kontakt z czołówką klasy. Nadzieje na utrzymanie trzeciego miejsca polskiego zespołu w kategorii World Trophy oraz na wygranie klasy 80 przez Stanisława Olszewskiego zostały poważnie zachwiane szóstego dnia imprezy… Organizatorzy dość pobieżnie i mało dokładnie oznakowali sto pięćdziesiąt kilometrów dojazdówki do Norg, gdzie miał mieć miejsce finałowy motocross.

Prawie wszyscy uczestnicy zawodów pobłądzili i złapali spóźnienia. Bez takich afer wyszły tylko ekipy World Trophy Holandii – gospodarze z reguły dobrze znają teren – i Niemieckiej Republiki Demokratycznej ( ci zawsze mieli dobry wywiad ). Spóźnienia na Punktach Kontroli Czasu odnotowali także Polacy… Odrobić straty idące w minuty podczas finałowego motocrossu, gdzie walczy się nie tylko o sekundy ale wręcz o ich ułamki, a zarazem utrzymać trzecie miejsce w World Trophy wydawało się raczej mało realne. A tymczasem… Pech innych pomógł nam. Ryszard Gancewski wygrał wyścig w swojej grupie klasy 125. Stanisław Olszewski stracił szansę na wygranie wyścigu klasy 80 po kolizji z zawodnikiem z USA.

Dobrze pojechali nasi pozostali zawodnicy, a Krzysztof Serwin mimo mało konkurencyjnego motocykla nie tracił kontaktu ze szpicą swojej grupy w  wyścigu klasy 500. Tymczasem pech zaczaił się na ekipę World Trophy NRD. Pod koniec ostatniego okrążenia wyścigu jednej z grup najliczniejszej klasy 250 MZ-tka prowadzona przez Uwe Webera odmówiła posłuszeństwa. Dzielny zawodnik pchał motocykl do linii mety mijany przez kolejnych konkurentów. Za waleczną postawę  wschodnio niemiecki motocyklista został nagrodzony rzęsistymi brawami licznie zgromadzonej publiczności. W wyścigu klasy 500 ekipę World Trophy spod znaku DDR dosięgnął istny dramat. Już w pierwszym okrążeniu toru motocrossowego w Norg Johen Schutzler w wyniku upadku doznał otwartego złamania nogi! Karne punkty w liczbie 50 za każde nie ukończone przez zawodnika okrążenie finałowego motocrossu obficie zasiliły konto ekipy z NRD.

W efekcie Polska w kategorii World Trophy przesunęła się na drugie miejsce wygrywając z NRD całą Sześciodniówkę o 47, 41 sekund, czyli niecałą minutę! Być może jest w tym coś niesprawiedliwego, że w sumie pech ekipy NRD pomógł naszym zdobyć Wicemistrzostwo Świata, ale z drugiej strony: na ilu Sześciodniówkach Motocyklowych, to my przegrywaliśmy w podobny sposób lub przez splot nieszczęśliwych okoliczności?… Dzisiaj o sukcesie polskich motocyklistów na 59 International Six Days Enduro w holenderskim Assen w październiku 1984 roku mało kto pamięta. A szkoda, bo wówczas chłopcy z „Bandy Kojaka” zdobyli przecież drużynowe Wicemistrzostwo Świata. Był to niewątpliwie największy sukces polskiego sportu motorowego w latach osiemdziesiątych.

tekst: Jarosław Ozdoba, fot: ARC, endurobandadocenta