ADAC- Festiwal niespodzianek w Jauer

Jauer to łąki, pola i fajna okolica na rowerowe wycieczki wśród łanów kwitnącego rzepaku. W takim to odludnym miejscu ulokowano tor motocrossowy, na który ściągnęło ok. 6000 widzów. Mieli sporo szczęścia, bo choć wokół ulewy w Jauer przez kilkanaście godzin mieliśmy czyste niebo. Plus poranny przymrozek, za to pełna lampa w ciągu dnia.

W baraku gdzie ulokowano biuro prasowe ciasno ale przytulnie, rozpalono nawet ogień w kominku. Od razu rzuca się w oczy stolik z ulotkami, programem, naklejkami ADAC, mini folderami z prezentacją najważniejszych zgłoszonych zawodników i całego cyklu mistrzostw. W kolorowym katalogu wpisy przedstawicieli władz regionu oraz… informacje o kadrze na MXoN 2017!

Zaczęło się od niespodzianek. Pierwsza już w sobotę, gdy podczas kwalifikacji rąbnął po skoku jeden z faworytów klasy MX2 Duńczyk Bjoerregaard. Upadek skończył się złamaniem ręki, rider będzie musiał odpuścić jazdę na jakiś czas ale już zapowiada, że wróci i „nadrobi zaległości”. Drugą niespodzianką był przyjazd legendy motocrossu Stefana Evertsa, doglądającego postępów swych podopiecznych ale i swego syna Liama, debiutującego w klasie Junior85cm.

Powrócił też Vaessen, a więc team Suzuki World miał w Jauer aż 5-ciu młodych i zdolnych reprezentantów: dwóch w 85cm (Jett Lawrence i Liam Everts), jednego w MX2 (Francuz Pichon) i dwóch rasowych, choć młodych riderów Huntera Lawrence i Basa Vaessena, którzy pojechali w klasie najwyższej (Masters). Gdy przyszło do wyścigów pierwszego pecha zanotował Liam Everts. Po nieudanym starcie sczepił się z którymś z zawodników wykonując glebę. To się nazywa niefart! W dodatku drugi kierowca ze stajni Evertsa Jett Lawrence po dwóch kółkach zakończył jazdę, niezadowoleni ze swojego startu byli również jeden z faworytów, świetny Węgier Adam Zsolt Kovacs i Szwed Palsson. Start wygrał Czech Tomaś Pikart, ale szybko do głosu doszli Niemcy i Duńczyk Magnus Smith, który prowadził cały czas aż do mety. Gdy na maszynie pojawili się Youngsterzy w MX2 mieliśmy wreszcie komu kibicować, pojawili się bowiem Szymon Staszkiewicz i Kuba Barczewski. I znowu pierwszy zakręt zebrał kilka ofiar, a wśród nich jednego z najlepszych Austriaków Edelbachera.

Start wygrał Niemiec Fleissig, ale to było wszystko co potrafił zwojować. Nasi w środku stawki, przy czym nieco lepiej Barczewski. W miarę rozwoju sytuacji widać było, że ponownie nie do objechania był świetny Fin Sihvonen, ale czarnymi końmi tego biegu okazali się Słowak Richard Śikyna i Niemiec Tom Koch. Pierwszy z aż 16-tego miejsca przebił się na trzecie ( co w tak silnej konkurencji oznacza prawdziwą klasę!), a drugi z 10-tego na drugie! Wygrał bezapelacyjnie Sihvonen. A nasi? Szymon musiał mocno pracować by utrzymać swoją pozycję ale pokazał charakter i nawet kilku rywali jeszcze wyprzedził. Z 18-tej pozycji wywalczył 14. miejsce. Odwrotnie Kuba, który na trzecim kółku zaliczył wywrotkę i ostatecznie dojechał na 28 miejscu. W klasie Masters czekaliśmy na ile bardzo dobry wynik z kwalifikacji przełoży na wyścigi Tomek Wysocki. Z ósmym czasem zapowiadało się nieźle. Po starcie, który wygrał Niemiec Ullrich- faworyt i pupil kibiców niemieckich, jak cień sunął za nim rewelacyjny Węgier Bence Szvoboda. Zdziwiony Ullrich na skoku spojrzał kto mu tu próbuje odebrać prowadzenie i chyba nie spodziewał się (jak w Drehnie), że będzie to akurat Węgier.

A ten jechał jak by mu wszyscy diabli dmuchali w żagle! Tomek nie najgorzej wystartował, na 14. miejscu. Później nieco stracił, by jednak w końcówce przycisnąć paru rywali. Tymczasem na czele Szvoboda począł się dobierać utytułowanemu Niemcowi do skóry. Niemiec poczuł na plecach oddech „węgierskiego byka” (tak nazywają Szvobodę) i musiał przyśpieszyć, żeby ratować pozycję lidera. Tymczasem do przodu zaczął przesuwać się świetny Australijczyk Hunter Lawrence (z 12. miejsca!). Ale to co wyprawiał Węgier musiało zrobić wrażenie na wszystkich. Już w Drehnie błysnął, jednak teraz to już było naprawdę coś! I choć w samej końcówce dopadł go i wyprzedził jednak młody Australijczyk, to Szvoboda wywalczył 3 miejsce na podium, co było jego pierwszym tak znaczącym sukcesem! Wysocki zameldował się jako 16-ty odparłszy atak min. świetnego i bardziej doświadczonego Czecha Smitki.

Pierwsze punkty w sezonie zdobyte! Tomek okazał się lepszy od wszystkich Czechów zwyczajowo szybszych na czeskich torach. Jego kolega z teamu Romanćik po karambolu na dalekich miejscach i na mecie dopiero 24-ty. Taki dobry rider jak Brian Hsu też kiepsko, zaczynając z ok. 30 miejsca po starcie skończył na 12-tym miejscu. Aż sześciu wytrawnych i znanych riderów nie ukończyło wyścigu. Pomór! Druga seria rozpoczęła się od fatalnego karambolu klasy Junior jeszcze przed wejściem w pierwszy wiraż. Zakotłowało się strasznie i po chwili okazało się, że wśród ofiar ponownie jest Liam Everts, który znowu musiał gnać z szarego końca. Na dodatek jeszcze gorzej skończył Kovacs. Przygnieciony dwoma motocyklami nie mógł się wydostać i musiano go wyciągać z pomocą służb medycznych. Na dodatek w plecy wbił mu się motocyklowy podnóżek. Dramat! Tymczasem na czele podążał Martin Venhoda z Czech (holeshot) ale szybko został wyprzedzony przez znakomitego Magnusa Smitha z Danii. Za nim wkrótce pojawili się Niemiec Pillier i Szwed Palsson. I tak już było do mety.

Zwycięzcą zawodów okazał się więc świetny Smith przed Pillierem i… ponownie Nikitą Kuczerowem (stabilne dwa czwarte miejsca). Brawo Dania!

Kto zna Szymona Staszkiewicza wie, że w miarę upływu czasu nasz zawodnik jedzie coraz lepiej i szybciej. Często inni już nie wytrzymują ale on do końca robi swoje. Na to liczyliśmy w drugim wyścigu. Start padł łupem Francuza ze stajni Suzuki World Zacharego Pichona ale tuż za nim już był świetny i coraz mocniejszy Słowak Richard Śikyna, który po chwili wyszedł na prowadzenie. Start niezbyt dobrze wyszedł Sihvonenowi, który musiał się ostro przebijać do przodu. W okolicy 10-12 miejsca rozpoczął Szymon, a Kuba na ok. 25-ej pozycji. Na drugim kółku Sihvonen nieoczekiwanie popełnił błąd i spadł aż na 16- te miejsce. Na czele bez zmian: prowadził #102 (Śikyna) przed #101 (Pichon). Na dwunastym kółku nadrabiający straty Sihvonen był już szósty i zapowiadała się pogoń za szpicą. Niestety na 13-tym, feralnym jak się okazało, okrążeniu Fin miał potężny upadek po nieudanym lądowaniu.

Kolejny faworyt wykluczony! Na mecie (po raz pierwszy na ADAC-u) w klasie MX2 triumfował Śikyna, wygrywając jednocześnie całą rundę, co jest na pewno przełomem w jego startach w ADAC i całej karierze! Team JD 191 triumfował, bo było to również pierwsze trofeum dla tej ekipy. Szymon dojechał stabilnie na 9-tym miejscu co dał mu łącznie 11 miejsce i 19 pkt. Natomiast słowa uznania dla Toma Kocha. Z 11-go miejsca dojechał drugie, wyprzedzając pod koniec jeszcze Pichona. Czapki z głów! Kuba Barczewski zakończył udział na 26 miejscu. Liczymy na więcej!

Ostatni wyścig dnia i pytanie, czy ktoś przeszkodzi Ullrichowi w kolejnym triumfie? No i jak wypadnie Tomek oraz faworyci? Wyścig rozpoczął się od błędu Wysockiego, który chyba za szybko chciał wyrwać moto, przypadkowo włączył zero i w efekcie został z tyłu, gdy inni już pojechali! Niemiła niespodzianka. Holeshota zgarnął Ullrich, ale gdy Tomek szybko dopadł ostatnich i zniknął z nimi za pierwszym skokiem okazało się, że znowu pech zaczął zbierać żniwo. Na najeździe na skok leżał Bas Vaessen! To był koniec jazdy sympatycznego Holendra. Cały i zdrów, ale niepocieszony. Kolejne potknięcie Suzuki. Tymczasem za Ullrichem działo się arcyciekawie, bo oto niemiecki weteran torów Christian Brockel jechał drugi, a na trzecim a potem nawet drugim miejscu zameldował się jeden ze słoweńskich braci Peter Irt. Gdy wspomniani riderzy zawzięcie bili się o podium, przebił wszystkich swoją niesamowitą jazdą Hunter Lawrence! Ten mieszkający w Lommel siedemnastolatek, w klasie Masters był jak kometa, która mknie przez rój meteorów. Z aż 17-tego miejsca po starcie na… DRUGIE na mecie! Ten chłopak to przecież jeszcze podrostek, a już tak jeździ! To jest właśnie poziom rodem z Mistrzostw Świata i tę różnicę widać było tu na ADAC. Dobrze pojechał kolega Tomka Jara Romanćik (na mecie 7-my), Brockel dowiózł 3. miejsce i jest to niewątpliwie sukces.

Podium zawodów to Ullrich, Lawrence i Brockel. Nasz Tomek nie zdobył niestety tym razem punktów. Widać, że jedzie pewniej niż przed rokiem i teraz trzeba tylko oszlifować nową maszynę, okiełznać ją mocniej i wbijać się konkurencji w szyki, a będzie coraz więcej punktów. Nie ukończyli tego wyścigu najpierw Szvoboda (po raz drugi z rzędu na ADAC) a potem Czech Neugebauer i Słoweniec Jernej Irt też przedwcześnie zjechali. Sami wyjadacze… Mimo tych wszystkich przykrych upadków i przypadków jakich nie brakowało, runda stała pod znakiem bardzo dobrego poziomu sportowego, ostrego tempa i latających kamieni, bo tych na torze było mnóstwo i bezlitośnie bombardowały ręce riderom i same maszyny. Czekamy na powrót Lonki, a potem Gaby i liczymy, że polska ekipa będzie wywoziła z kolejnych rund coraz więcej punktów. Naszym riderom dziękujemy za emocje i punkty. Zwłaszcza Szymonowi, bo ten cichy i skromny chłopak robi swoje, bez szumu i lansu. Solidnie trenuje, dobrze i mądrze jeździ i w generalce ADAC jest na bardzo dobrym SZÓSTYM miejscu! Wszystko dzięki stabilnej jeździe, bez szaleństw i niepotrzebnych popisów. Trzymamy kciuki!

fot.: Alek Skoczek