ADAC Supercross – Gaba Chętnicki po dwóch rundach SX (komentarz)

W miniony weekend w niemieckim Chemnitz odbyła się druga runda corocznego cyklu ADAC SX. Ponownie wziął w niej udział nasz jedyny reprezentant – Gabriel Chętnicki, reprezentujący niemiecki team Stieler Gruppe MX Johannes Bikes SUZUKI.

I po raz kolejny zdobył miejsce w finale oraz punkty. Zanim jednak powiemy o Chemnitz przypomnijmy poprzednie występy Gaby. A zaliczył on już dwie imprezy Supercross. Najpierw wybrał się dość nieoczekiwanie, ale w ramach treningu przygotowawczego na pierwsze zawody SX otwierające sezon w hali – do holenderskiego Zuidbroek. Trzydniowa impreza ma niezły rozmach i wiele startujących klas.

Tam Gaba dotarł drugiego dnia do wyścigu Last Chance, a w niedzielę jednak zaliczył pecha, bowiem w trakcie wyścigów decydujących o udziale w finałach, doszło do niespodziewanej i niestety nieuniknionej gleby Polaka. Najechał on na dwie leżące na torze maszyny rywali. Skutek był taki, że nasz rider porządnie się potłukł, ale jedna nic poważnego się na szczęście nie stało. Tak bywa w supercrossie, gdzie tor jest przecież wąski i czasami nie ma jak i gdzie ominąć leżących.Najciekawsze było jednak to co z robił w Zuidbroek kolega teamowy Gaby- doświadczony Francuz Boris Maillard. Otóż został on nieoczekiwanym zwycięzcą tych zawodów, pokonując przede wszystkim paru Amerykanów, którzy choć u siebie są drugą ligą, to jednak w Europie bardzo często wygrywają i nadają ton całej rywalizacji, licznie pojawiając się przed swoim sezonem zasadniczym w USA.

Jak relacjonował nam Gaba „spodziewaliśmy się, że Boris będzie tak ok. 5. miejsca, że może przy odrobinie szczęścia powalczy o podium, ale że wygrał, to było dla wszystkich naprawdę zaskoczeniem! Oczywiście radość w zespole była wielka, bo to jest już coś.” Wygrać z Amerykanami i innymi mocnymi Francuzami nie jest łatwo. Borisowi się ta sztuka jednak udała. Cieszyła się też pewnie jego dziewczyna (Polka, Paulina). Tym bardziej, że Boris ubiegłej edycji cyklu ADAC SX nie wspomina najlepiej, gdyż z powodu kontuzji nie mógł startować wszędzie. A jak niedzielny crash opisał Gaba? Leżało przede mną dwóch i niestety, ale po prostu nie miałem gdzie uciec i wjechałem w nich. Jestem nieźle poobijany, ale myślę, że start w Stuttgarcie będzie o wiele lepszy. Holandia była pierwszym przetarciem, rozgrzewką przed otwarciem sezonu ADAC SX. Trzeba jednak przyznać, że obsada w Holandii była bardzo mocna w klasie SX2, jako że poza przygotowującymi się do ADAC paroma riderami, byli tam inni, szykujący się do jeszcze większych występów. Min. Brian Hsu, który pięknie powrócił, wygrywając najpierw w Zuidbroek, a potem zostając zwycięzcą prestiżowego i największego Supercrossu w Paryżu.

To jest jeden z najciekawszych powrotów sezonu. Ten były mistrz świata juniorów w motocrossie miał bardzo nieudany sezon MX 2019, naznaczony problemami zdrowotnymi i niejasnym statusem sportowym (team BUD Racing wiosną rozwiązał umowę z Brianem).

STUTTGART

Pierwsza runda ADAC SX miała miejsce w stolicy Badenii Wirtembergii 8-9 listopada, a więc w tydzień po holenderskich zmaganiach. Była to już….37. edycja tej imprezy! Około 5500 widzów w piątek i 8100 w sobotę obejrzało w Schleyer Halle wyścigi o tytuł „króla” i „księcia” Stuttgartu (zwycięzcy klas SX1 i SX2 w terminologii Supercross). Na starcie stanęło wielu znanych zawodników, w tym oczywiście znowu specjaliści od SX, czyli Amerykanie. Byli jednak też i mocni Francuzi, którzy wydają się mieć najlepszych riderów w tej specjalności na naszym kontynencie.

W piątkowy wieczór najlepszym okazał się jednak nie Amerykanin, lecz Francuz, Charles Lefrancois. Rider ten zdominował piątkowe wyścigi, wygrawszy w zasadzie wszystko, kwalifikacje, wyścig dwójek Bar to Bar i finał. Pokazał perfekcję w jeździe i znakomicie czuł tor. Charles znany jest ze świetnych startów i tym razem też korzystał z tego swojego atutu. Było to widać, gdy niemal z miejsca wyprzedził paru Amerykanów. Faworytami byli teoretycznie Ryan Breece i Mike Alessi z USA, ale w praktyce to Francuz najlepiej jechał. Na podium klasy SX1 weszli więc Lefrancois, przed Breece’m i Alessim. Nie powiodło się zupełnie faworytowi gospodarzy, Dominikowi Thury, który nie wykorzystał okazji zarówno w kwalifikacjach jak i nawet w wyścigu ostatniej szansy. Poza nim w tym momencie w najwyższej klasie Niemcy nie mają lidera. Za to miejscowi mieli sporo powodów do radości w klasie SX2. Tam bowiem nie tylko że ich ulubieniec Paul Haberland wszedł na podium, ale Niemców w finale było łącznie aż sześciu. Haberland zawzięcie walczył o wygraną z młodym, 17-letnim riderem ze Skandynawii, Hakonem Fredrikssenem. Ale to Norweg okazał się lepszy. Trzeci był Hiszpan Prol Ormeno Xurxo.

Nasz rodzynek, Chętnicki spisał się najpierw nieco mniej udanie, gdyż jak sam powiedział „zrąbałem sekcje i nie udało się dostać dalej”. Ale drugiego dnia poszło już nieźle, gdyż był awans do finału. Sobotnia część okazała się amerykańskim rewanżem na Francji za piątek. Tym razem to Ryan Breece był najlepszy, co zaowocowało łącznym zwycięstwem i tytułem Króla Stuttgartu. Amerykanie i Francuzi zdominowali finał, ale najbardziej cieszył się właśnie Breece, który nie spodziewał się wygranej i tak niesamowitego dopingu wśród ponad 8000 kibiców, jacy w sobotę zebrali się w wyprzedanej hali. Na podium zwycięzca powiedział tak: Zawsze w siebie wierzyłem, dlatego dzisiaj tutaj jestem. Ogromne podziękowania dla mojego zespołu, a zwłaszcza dla wspaniałych fanów, których entuzjazm wyraźnie czułem podczas wyścigu. Nie mogę się doczekać przyszłego roku. Drugie miejsce w całej imprezie zdobył Lefrancois, trzecie Carlen Gardener (USA). Ponownie nie wyszło Dominikowi Thury, który znów nie zdołał przebrnąć przez LCR. W klasie SX2 tym razem triumfował Paul Haberland, który również odbił sobie piątkową przegraną. Tym razem mimo pewnych problemów po starcie zdołał kilkoma śmiałymi manewrami wyprzedzić rywali i mógł się cieszyć nie tylko ze zwycięstwa w piątek, ale i z tytułu „Księcia Stuttgartu”. Drugi był Hiszpan Xurxo, a trzeci Dare Demantile (USA).

A jak wypadł nasz Gaba? Polak pokazał, że zrobił wyraźny postęp. Rok temu sukcesem był półfinał, a teraz Gaba zameldował się w finale, gdzie zdobył 10. miejsce. Po nieudanym starcie w Holandii było to niezłe „odkucie się”. Zdobył też pierwsze punkty w tym sezonie SX (dokładnie 11). Jak występ w Stuttgarcie wspomina nasz rider? Holandia to był wyłącznie trening i przygotowanie do Stuttgartu. Jeśli chodzi o pierwszą rundę w ADAC SX to dobrze byłoby wejść do finału. Nie mówię tam o jakimś 3. miejscu lub podium, bo prawda jest taka, że dla każdego kto jest z Polski, Supercross jest czymś tak naprawdę nowym i mało znanym. W naszym wypadku, gdy nie mamy z tym sportem do czynienia, nie da się tej dyscypliny nauczyć w rok. Co do toru w samym Stuttgarcie to był on po prostu straszny. Widziałem jak pierwszego dnia ludzie tam łamali ręce, nogi… Nie wyglądało to dobrze, była to jednak wina organizatorów. Ale… po rozmowach z zawodnikami – czyli tym, czego brakuje w polskim motocrossie- zmienili jakieś 20-30 % toru. A więc da się! Jeśli tylko się chce i słucha głosu zawodników. W piątek mi się nie udało zakwalifikować, ale w sobotę postanowiłem dać z siebie wszystko i uniknąć błędów, przypilnować paru miejsc. Moim celem na sobotę był finał i sądzę, że tak szóste miejsce było tam możliwe, ale ten tor był niesamowicie ciężki. Zresztą rok temu było tak samo. Cieszę się, że udało się ten finał wywalczyć. Jest pierwszy awans do finału, więc to dobrze, ale nie patrzę na to od strony samego wyniku. Tu trzeba myśleć o dalszych wyścigach. Dążenie do podium za wszelką cenę może się szybko skończyć czymś nieprzyjemnym, dlatego mam w głowie to, że są kolejne wyścigi i rundy, więc trzeba być regularnym i krok po kroku robić postępy a nie szaleć. Mam niedosyt po piątku, ale na szczęście lepsza była sobota.

CHEMNITZ

Druga runda dwudniowych zmagań mogła już wyłonić faworyta do końcowego triumfu w całym cyklu. Jak to jednak bywa w Supercrossie, wszystko się może wydarzyć, a teoretyczny lider cyklu nagle może zostać widzem zamiast walczyć o podium. Około 10.000 kibiców oglądało dwudniową walkę podczas 17-tej edycji tych zawodów w tym mieście. Pierwszy dzień (29.11) przyniósł 2 niespodzianki. I były to czeskie niespodzianki. Najpierw podczas treningu porządny crash zaliczył jeden z najbardziej doświadczonych jeźdźców, Filip Neugebauer, który jest na ADAC świetnie znany i ceniony.

Startujący jak zwykle na zielonym Kawasaki Filip skończył jazdę w dość brutalny sposób, z rozciętą wargą, wybitymi zębami i pokrwawioną twarzą. Brrr… to nie był przyjemny widok. Na szczęście jednak tak pechowy ostatni w tym roku występ Filipa nie przyniósł mu poważnej kontuzji czy złamań i ten rider z bardzo bogatym dorobkiem mógł wrócić szybko do domu. Druga niespodzianka była zgoła inna. Oto czeski ścigant w klasie 125cm Petr Rathousky zdobył 2. miejsce. Poprzednio taki sukces w SX w „setkach” miał chyba tylko Martin Venhoda. Petr jest w tej chwili w ścisłej czołówce w Czechach, ale że coraz częściej startuje w EMX125, która jest wielką kuźnią jakości, więc i jego progres jest coraz bardziej widoczny. Petr potwierdził to również w sobotę, gdyż ponownie zdobył 2. miejsce na podium! Jak na debiutanta, to ma mocne wejście. Nie ma w tym jednak przypadku, bowiem trenował i przygotowywał się pod okiem… Filipa Neugebauera, najbardziej wytrawnego czeskiego ridera w SX.

Co powiedział nam po tak udanym debiucie Petr Rathousky? Mój pierwszy start w zawodach ADAC SX w Chemnitz wyszedł mi lepiej niż mogłem się spodziewać. Pierwszy dzień nie zaczął się dla mnie zbyt dobrze, gdyż w pierwszym treningu na 4. kółku upadłem, ale na szczęście wyszedłem z tego jedynie z potłuczonym ramieniem i mogłem kontynuować jazdę. W kwalifikacjach znalazłem się na 4. miejscu. W pierwszym finale narobiłem sobie apetytu bardzo udanym startem i pojedynkiem z Magnusem Smithem. Ostatecznie wyścig ukończyłem na drugim miejscu. Drugiego dnia w kwalifikacjach zająłem piąte miejsce. W finale start nie był już tak dobry jak poprzednio, ale to mnie zmobilizowało do mocniejszej walki i jak najlepszej jazdy. Przesunąłem się na 3. miejsce. Kilka okrążeń walczyliśmy w trójkę z rywalami o miejsca na podium, ale wkrótce potem jadący na czele upadł i dzięki temu znalazłem się na 2. pozycji. Tak zostało już do mety i cieszyłem się z 2. miejsca w całej rundzie. Chciałbym podziękować ekipie Privateer MX Team z Niemiec, mojej rodzinie oraz ORION Racing Team za wsparcie i wszelką pomoc. Również Filipowi Neugebauerowi – za pomoc i porady na treningach.”

Rywalizację w klasie SX 125 wygrał Magnus Smith. Gaba miał dobre wejście w kwalifikacje, bowiem zajął drugie miejsce w wyścigu LCR i ponownie znalazł się w finale SX2! Kamery pokazały wyraźną radość naszego ridera, który kilkakrotnie unosił rękę w geście zadowolenia, że jest znowu finał. A więc trzeba mu oddać, że owa regularność którą podkreślał, została wypracowana. Brawo! W finale jednak zobaczyliśmy niefart, ponieważ doszło znowu do crashu z leżącym na torze motocyklem. Efektem była mocno pogięta chłodnica i… koniec jazdy (po 3 kółkach). Wielka szkoda, bo mogły być dobre punkty. Gaba wyprzedził bowiem dwóch zawodników i mógł powalczyć o znacznie wyższe miejsce niż poprzednio. Na szczęście nic się mu nie stało i kolejnego dnia- podobnie jak w Stuttgarcie mógł poprawić wynik. Jak planował- tak zrobił. Sobotni finał był już „czysty” i pozbawiony większych przygód. Gaba zakończył go na 8. miejscu, a więc nie dość, że cel podstawowy osiągnął, to jeszcze zdobył solidne punkty i w efekcie w klasyfikacji łącznej w Chemnitz zajął wysokie 7. miejsce z liczbą 22. punktów.

A więc jest coraz lepiej! Co powiedział nasz rider dla X-cross? Ten piątek to był od początku jeden wielki „bad luck” dla mnie. Cały czas w najtrudniejszej grupie, z najsilniejszymi jechałem. I wszedłem do finału dopiero z LCR a więc pojechałem wszystkie możliwe wyścigi i ciągle musiałem o ten awans walczyć z szybkimi zawodnikami. Mimo tego zrobiłem swoje i cel zrealizowałem, z czego się naprawdę cieszyłem, bo kosztowało mnie to wyjątkowo dużo sił tym razem. Niestety w finale długo nie pojeździłem, gdyż już lecąc, widziałem że wpadnę na czyjś leżący motocykl i nie było jak tego ominąć. Szkoda, bo było można jeszcze powalczyć o lepsze miejsce. Za to sobotni finał był trochę dzięki szczęściu, ale najważniejsze, że ponownie się z nim znalazłem. Zresztą w sobotę dużo lepiej mi się jechało i ścigało. Na treningach w grupie miałem najczęściej drugi czas, w kwalifikacyjnym byłem czwarty, a w finale byłem ósmy. Także to już jest naprawdę dobrze, i wygląda to coraz lepiej, więc chciałbym aby i w Dortmundzie było co najmniej tak samo, o co na pewno postaram się ze wszystkich sił.” My Gabrielowi serdecznie gratulujemy, podkreślając, że jest JEDYNYM Polakiem który odważył się startować w poważnych zawodach supercrossowych. Czy ktokolwiek w naszym kraju pójdzie w jego ślady w tej specyficznej i bardzo wymagającej dyscyplinie? Nie zanosi się jak na razie, a inna rzecz, że nieudolny organizator (SPORTAINMENT) ostatnich zawodów SX w Gdańsku „załatwił” jak na razie ewentualną obecność tej dyscypliny w naszym kraju. Klasę SX2 całkowicie zdominowali Amerykanie.

Tytuł 'Księcia Stuttgartu” zdobył Robbie Wageman, przed Kevinem Moranzem i kolejnym rodakiem Lance Kobuschem. Jedynym, który nawiązał z nimi rywalizację był Brytyjczyk Dylan Woodcock (czwarty). W klasie SX1 również to Amerykanie rozdawali główne karty. Najpierw w piątkowy wieczór zwyciężył Ryan Breece. Drugi był Boris Maillard, a trzeci Charles Lefrancois (obaj na Suzuki). Tamowy kolega Gaby poczuł szansę na kolejne podium, ale sobotni wieczór nie był już tak udany dla Francuza. Tym razem to Mike Alessi okazał się najlepszy, przed Ryanem Breece i Ch. Lefrancoisem. Maillard zajął 4. miejsce – dzięki zaliczeniu gleby- i to kosztowało go podium, bowiem lepszy drugim finałem okazał się Lefrancois. Tytuł Króla Chemnitz zdobył więc Ryan Breece, przed Mike Alessim. Amerykanie robią więc swoje i rozkręcają się coraz bardziej. Co zrobią w ostatniej rundzie Francuzi? Zobaczymy w styczniu w Dortmundzie, w słynnej Westfalenhalle.

fot. ADAC, Stieler MX Gruppe Johannes Bikes SUZUKI