Północno niemieckie Tensfeld motocrossowcom kojarzy się z ciężką przeprawą i wyjątkowo trudnymi wyścigami. Ta runda Mistrzostw Niemiec ADAC uważana jest za najtrudniejszą. Ot, takie niemieckie Lommel.
Tym razem piaskowy koszmar dał popalić nie tylko tym mniej wyspecjalizowanym w jeździe po piachu, ale nawet ubiegłorocznemu zwycięzcy- Leokowi. Tak jak się należało spodziewać, do Tensfeld przyjechał Tanel Leok, choć poza nim zabrakło innych Estończyków z wyższej półki. Przyjechał jednak ktoś jeszcze – jeden z najlepszych specjalistów w jeździe po torach miękkich, zwycięzca z Lommel i światowej klasy marka- Kevin Strijbos.
Nie pojechał na finał Dutch Masters lecz przybył właśnie na ADAC- co jest rzadkością. Prócz niego byli tylko starzy bywalcy ADAC-u, więc zabrakło gwiazd z MŚ MXGP, co należy tłumaczyć z jednej strony finałem Dutch Masters w Lichtenvoorde, a z drugiej zbliżającą się rundą MXGP ale nie w Lommel, lecz na twardym torze w Loket. Leok będący u schyłku swej przebogatej kariery pewnie chce jeszcze powalczyć o jakieś trofeum, dlatego przyjeżdża ostatnio na ADAC regularnie, tym bardziej, że w generalce jest w TOP 3, więc łapie się na podium. Nikt jednak – z nim samym włącznie – nie spodziewał się, że przyjdzie mu w tym samym Tensfeld, gdzie rok temu odniósł piękne zwycięstwo, przełknąć tak gorzką pigułkę…
W ogóle niemiecka rzeźnia piaskowa dała popalić mocno wszystkim, i kto nie miał problemów z samą jazdą, często miał je z maszyną. Motocykle były bowiem bezlitośnie katowane, wręcz zarzynane. I to właśnie sprawiło, że wyniki były tak zaskakujące i nieprzewidywalne. Na przykład taki Hofer z Austrii. Rok temu w Tensfeld złamał udo, co pogrzebało jego świetny sezon, gdzie walczył o złoto ME i mógł powalczyć o złoto MŚJ. Ciekawi byliśmy, czy tym razem „odczaruje” pechowe ostatnio miejsce? Odczarował, ale tylko połowicznie. Wygrał bowiem pierwszy bieg, ale drugiego nie ukończył, na skutek problemów z motocyklem właśnie… Leok natomiast w pierwszym biegu zdobył TYLKO 6 punktów (gleba), a drugiego… też nie ukończył (po kolejnej glebie), co jest jak katastrofa dla takiego ridera. Spowodowało to jego spadek z 2. na 3. miejsce w tabeli.
Tego dnia w klasie Masters w Tensfeld rządziła bowiem Belgia! Kevin Strijbos był klasą sam dla siebie. Zwłaszcza w 2. biegu, gdy odjechał wszystkim łącznie na aż 20 sekund. Klasę starego wygi podkreśla jeszcze jedno. W drugim wyścigu miał kiepski start i z ok. 15 miejsca po 13-tu okrążeniach przedarł się na…pierwsze. By ponownie wygrać. Pierwszy bieg był bowiem w całości jego. Czy inni jechali aż tak wolno? Nie, to Strijbos jechał tak wyśmienicie. On był po prostu w swoim żywiole! Dwukrotnie drugi był kolejny Belg – Jens Getteman. Kolejny wyjadacz, który jednak i na torach twardych radzi sobie świetnie. Pierwszy bieg miał bardzo wyrównany i praktycznie cały czas trzymał się na 2. miejscu. W drugim wyścigu od początku jechał świetnie prowadząc całą stawkę, ale na 13-tym kółku nadjechał Strijbos i… było po marzeniach o wygranej.
Drugie miejsce w zawodach i tak było dla Jensa zadowalające, utrzymał i nawet wzmocnił bowiem swoje prowadzenie w tabeli. Kolejny Belg i kolejny świetny występ to Jeffrey Dewulf. Dwukrotnie trzeci i trzeci na podium. Tak więc panowie z Belgii jakby się umówili, i każdy powtórzył swój wyczyn dwa razy. Bo być na podium w Tensfeld, to jest wyczyn. Dewulf ma powody do radości, bowiem ten sezon jest dla niego niczym rosyjska ruletka, w dodatku z zacinającym się bębenkiem. Jak nie kłopotliwy uraz (nadgarstek czy kostka), to jakaś awaria motocykla, albo nawet zwątpienie. Jak podczas GP Łotwy w MXGP, gdy zrezygnowany zjechał, usiadł na ziemi i ukrył twarz w dłoniach. Nie dawał bowiem już rady, choć chciał.
W ADAC nie wziął udziału w pierwszych dwóch rundach z powodu owych urazów, a jak już wreszcie przyjechał na trzecią, to tuż przed startem pierwszego biegu zepsuł mu się motocykl… Ale niefart! Ten facet ściga się jednak zbyt długo, by się poddawać niepowodzeniu. Niedawno w MXGP zdobył wreszcie swoje pierwsze w sezonie punkty, a teraz w Tensfeld pokazał, że bycie w TOP 3 to jego standard. A reszta? Nie przyjechało paru znanych riderów. Nie wszyscy piachy kochają, za to wszyscy wiedzą czym jest Tensfeld i jak może skończyć się wizyta w tym miejscu. Po ubiegłorocznej absencji przyjechał jednak Węgier Szvoboda, ale po sobotnich kwalifikacjach w niedzielę rano wycofał się z dalszego udziału. Nie było też Richarda Śikyny (odpoczywa po tropikalnych GP Indonezji), Filipa Neugebauera i jeszcze paru znanych nam lepiej riderów. Tensfeld jak widać chyba niektórych odstrasza.
Warto wspomnieć, że wpadli gościnnie Szwedzi, zwłaszcza Ken Bengtson, który w Kegums miesiąc temu zdeklasował wszystkich rywali w wyścigach EMX2T, pokazując znakomitą technikę jazdy. Tym razem jednak Szwecja nie dała rady Belgii. Piąte miejsce dla Kena to jednak nie jest zły wynik. Ten drugi Szwed- Jonathan Bengtsson (z MXGP) – miał jednak te same historie co wielu innych- jednego biegu nie ukończył i… wywiózł tylko 14 pkt.
Historie Tomka Wysockiego. Nasz jedynak w najwyższej klasie tego weekendu nie będzie wspominał najlepiej. Ale…mogło być gorzej, a tymczasem Polak pokazał i mocny charakter i tzw. nabiał. I to pomimo bardzo pechowego przebiegu pierwszego startu. Tomek wystartował bowiem w okolicy 5-go miejsca, co było jak na obecnych tam rywali znakomitym startem. Niestety w pierwszym zakręcie doszło do gleby i sporego zamieszania. W kotłowaninie któryś z zawodników nie wyhamował i wjechał mu w plecy, a na dokładkę na Tomka spadły ze dwa motocykle, a jeden z nich na nieszczęście poparzył chorzowianina po tyle. Nie wyglądało to wszystko dobrze. Pechowo jak rzadko kiedy. Jak już wyszedł start, to gleba i karambol. Taki bywa ten motocross. Tomek ujechał 3 kółka, ale ostatecznie zjechał z toru z powodu bólu poobijanych pleców. Na tym poziomie nie ma jednak zmiłuj i nie ma co ronić łez.
Trzeba się szybko pozbierać. Było wątpliwe czy wystartuje w drugim biegu. A jednak! Wysocki ma ten wyścigowy charakter i nie ustępuje tak łatwo. Po takim pechu zebrał się do kupy i… wywalczył jednak punkty. I to mimo kolejnego niefartu. Drugi start miał bowiem również dobry (w okolicy 10. miejsca), ale wkrótce potem nastąpiła znowu gleba, co w Tensfeld jest chlebem powszednim u wielu. Tomek tym razem nie musiał się wygrzebywać spod motocykli, ale od razu pojechał dalej. Wtedy pojawiła się u niego wątpliwość, czy jest sens kontynuować, bo wydawało się, że już po punktach i szansach. A jednak nie! Pojechał do końca, i to na tyle skutecznie, że z szarego końca wywalczył jeszcze 16-te miejsce, co dało mu 5 pkt, zatem wylądował w końcowej tabeli rundy obok…Leoka. Dwaj pechowcy, po przejściach w Tensfeld, ale jednak z punktami. Dodajmy jeszcze, że warunki były naprawdę mocno ciężkie, gdyż sobotnia ulewa obficie nawodniła tor, i wszyscy musieli przebrnąć przez ciężki, mokry piach.
Tomek Wysocki: „Tensfeld jak zawsze było ciężkie i wymagało nie tylko dobrej techniki, ale nieustannej uwagi. Sobotnia ulewa jeszcze dołożyła trudności do tego toru, na którym zawsze szybko robią się głębokie dziury. On się po prostu szybko rozbija, podobnie jak inne takie tory. To nic, że wierzch był mokry i cięższy, skoro pod spodem było sypko. A spód się szybko od kół jadących zawodników miesza z górą i robi się coraz gorzej. Tam się naprawdę wiele działo. Motory latały poza tor, kilka karamboli, raz mijałem chyba z siedmiu leżących na glebie. Trochę mi nawet pomogli w drugim biegu, bo nie musiałem się namęczyć, żeby ich wyprzedzać jednego po drugim goniąc stratę po swojej glebie. Leok też miał problemy, raz mnie wyprzedził, potem patrzę, a on jedzie wolno i w końcu gdzieś zniknął, mając jakieś kłopoty z poobijanym motorem. Ogólnie po tym wszystkim co tam mnie spotkało, jestem trochę zadowolony, bo nie spodziewałem się, że po tylu nieprzyjemnościach jeszcze wywiozę jakieś punkty. A tak to przynajmniej coś mam, a nie tylko poparzony tyłek. Hahaha…!”
MX2. Czereda młodych dzikich jeźdźców i nasz kolejny jedynak Gaba Chętnicki. Wydawało się, że skoro Holendrzy zostali w domu, na Dutch Masters, to walkę o podium stoczą ponownie Austriacy z Niemcami i Duńczykami. Tymczasem tylko częściowo tak się stało. Najwięcej zamieszania wywołał bowiem…motocykl Hofera, który jednak nie wytrzymał trudów Tensfeld i postanowił zakończyć jazdę znacznie szybciej niż sam rider. Ale pierwszy wyścig młody Austriak rozegrał wręcz wzorcowo. Zaraz po starcie był drugi, potem dopadł i wyprzedził liderującego Niemca- Jeremy Sydowa i pozostało tylko utrzymać prowadzenie, co znakomicie przecież jeżdżącemu na każdym torze Hoferowi się udało bez problemu. Na mecie jego przewaga nad drugim Sydowem wyniosła ok. 6 sek. więc poszło jak należy. Sydow przeżywa coś w rodzaju sportowego odrodzenia. Ten sezon ma wyśmienity, ma również wysokie miejsca w EMX250.
A właśnie w Tensfeld w ub. roku poszło mu fatalnie i to min. jego znoszono z toru po solidnej glebie. Tym razem jednak, podobnie jak Hofer Jeremy chciał odczarować to miejsce i robił wszystko, by dokonać dzieła zemsty na torze za tamto niepowodzenie. Ale nie było to takie łatwe, bowiem w czołówce pierwszego biegu byli również min. Hardi Roosiorg (trzeci, obecnie regularnie startuje w MŚ MX2) z Estonii, mocny w piachu, czy znakomity Szwed, Filip Olsson (czwarty), który ma dopiero pierwszy sezon w MX2, ale jego kunszt jazdy całkowicie nadąża za przesiadką na silniejsza maszynę. Do tego jeszcze Glen Meier z Danii i Belg Cyril Genot, który wrócił do dobrej jazdy po poważnej kontuzji jaką leczył rok temu. To że młodszy od wielu z nich Hofer potrafi wygrać z taką silną grupą, samo mówi najlepiej, jakim potencjałem i techniką Austriak dysponuje. Dla odmiany jego dawny rywal i regularny konkurent, Petr Polak z Czech ujechał tylko 1. kółko i to był niestety koniec wyścigu dla niego.
Lista czerwonych krzyżyków tego dnia (DNF- nie ukończył) rosła w zastraszającym tempie, w każdym biegu, w każdej klasie. Drugi wyścig MX2 stał pod znakiem wspomnianej awarii u Hofera, co natychmiast wykorzystał jego największy obecnie i w ADAC i w EMX250 rywal- Jeremy Sydow. Niemiec- ku wielkiej radości miejscowych kibiców- rozpoczął swój pochód przez piachy do zwycięstwa. Tak upragnionego i wyczekiwanego przez wielu. Skoro Niemcy nie mają teraz w klasie Masters ani Nagla ani Jacobiego i został im tylko Ullrich, ich sympatie przeniosły się na faworyta w MX2 – właśnie Sydowa. Do Niemca w tym wyścigu szybko dołączyło to, co najlepsze na piachu. Czyli Dania, Szwecja i…znowu Belgia. Cyril Genot podążył śladem swoich starszych rodaków i liczył się w walce o podium. Wyścig zakończył się przekonującym zwycięstwem Sydowa, przed Genotem i duńską dwójką Bogh Damm – Meier. Piąty był Olsson a dopiero 9-ty Roosiorg. Tak działa Tensfeld, które potrafi złamać jazdę nawet najlepszym. A więc laur zwycięzcy zawisnął na szyi Sydowa- ku radości licznej publiki.
Drugi na podium rundy wylądował Genot, a trzeci Meier. Gdzie ta austriacka potęga, która rok temu zamiatała i rządziła? To nie tak, że osłabli, albo za mało trenują. Hofer znowu jest w topie, ale najbardziej brakuje tego drugiego zwycięzcy, który wraz z Hoferem rozpracowywał wszystkich. Roland Edelbacher od wczesnej wiosny leczy poważną kontuzję kręgosłupa i na razie nie pojawi się w ogóle w siodle. To wielka strata dla austriackiego MX2. My mamy inne, zgoła odmienne problemy. Nas jest albo wcale albo o wiele za mało. Ponownie jedynym Polakiem w MX2 był Gabriel Chętnicki. Czy się z tego cieszyć, czy może jednak płakać i ubolewać, że mamy taki odpływ Polaków z ADAC? Gaba dopiero w Molln rozpoczął ten sezon w ADAC. Po poważnych urazach jakie odniósł na początku sezonu we Włoszech na treningu i operacji, z jednej strony wrócił do jazdy szybciej niż się wszyscy spodziewali, ale… z drugiej pytanie jak organizm znosi tak szybki powrót do sporych przecież przeciążeń jakie są w motocrossie.
Wiadome było to, że młody Ślązak nie jest w topowej formie (2 miesiące bez treningów to w realiach ADAC spora wyrwa) i będzie dobrze, jeśli zdoła pojechać równo dwa wyścigi w Tensfeld i jeszcze wywieźć jakieś punkty. Tak też się stało, z czego wypada się cieszyć i pogratulować Gabie, że nie odpuścił i powalczył ile mógł. Z mocniejszymi rywalami ale i z własnymi słabościami. Pierwszy bieg i 18. lokata oraz 3 pkt. a w drugim biegu 20. lokata i punkcik. To i tak lepszy wynik niż brak jakiegokolwiek wyniku, albo awaria czy kontuzja. O braku obecności na ADAC nie wspominając. Widocznie niektórzy widząc ile jeszcze trzeba się poświęcić i jak zmusić do ciężkiej pracy by walczyć w ADAC o finał czy o punkty, chyba jednak przynajmniej na razie sobie odpuścili. To w ADAC. A gdzie tam dopiero Europa czy świat??? I na koniec „setkarze”. Tam odbyła się walka pomiędzy kolejnym rosnącym w siłę i szybkość Niemcem Simonem Laengenfelderem a koalicją przyjezdnych ze Szwajcarii, RPA, Szwecji i Danii. Kto wyszedł z niej zwycięsko? Niemiec! Było to drugie niemieckie zwycięstwo tego dnia. O tyle cenne że w Tensfeld. Na swojej ziemi Simon nie dał szans największemu rywalowi (i w ADAC i w EMX125) Szwajcarowi Gwerderowi.
Podwójne zwycięstwo Simona umocniło go w walce o tytuł mistrza Niemiec, ale do tego droga jeszcze daleka, bowiem 3. rundy to bardzo wiele w ADAC. Gwerder dwa razy drugi nie schodzi jednak ostatnio z podium, a medal na MŚJ na pewno go mocno nakręcił. Z kolei mieszkający w Niemczech gość z dalekiego RPA Mc Lellan coraz lepiej wkręca się w jazdę „setką”. Trzecie miejsce (zdobyte lepszym drugim wyścigiem od Palssona) dla niego też było powodem do zadowolenia. Kogo w czołówce zabrakło? No oczywiście Liama Evertsa. Syn legendy niestety padł ofiarą tych samych okoliczności co Leok czy Hofer. Drugiego biegu nie ukończył i został z „tylko’ z piętnastoma punktami na koncie. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na wysokie 6. miejsce w Tensfeld jakie wywalczył dwoma równymi wyścigami coraz lepszy Węgier, Kristof Jakob. W tym sezonie w ADAC nie startuje najlepiej znany węgierski junior- Adam Zsolt Kovacs, który wybrał z ojcem „szkołę holenderską”, czyli jazdę w Dutch Masters, by podszkolić się na torach miękkich. Z jakim skutkiem? W niedzielnym finale Dutch Masters trafił na podium!
Ale jak widać, jest już naśladowca i kontynuator. Dotąd w licznych uwagach podkreślałem o wiele lepszą i mądrzejszą politykę oraz szkołę jazdy jaką mają Czesi. Paru „mądrych” zarzucało mi potem, że za bardzo faworyzuję Czechów, zamiast swoich – Polaków. No to teraz niech ci mądrzy i zawsze wszystko wiedzący lepiej mi pokażą, kogóż to z Polaków można uczciwie postawić w jednym szeregu już nie z Czechami, lecz z tymi Węgrami i puścić na ADAC w takim Tensfeld, lub na Dutch Masters? No kogo? I jak to jest, że kraj tak mały i nie posiadający tradycji w motocrossie jak Węgry, jednak potrafi mieć takich dwóch reprezentantów w EMX125 czy w ADAC i Dutch Masters, którzy tam sukcesywnie pną się w górę, podczas gdy u nas udział zagraniczny riderów leci na łeb w dół, a w setkach mamy tragiczny zastój i niski poziom? Tamci mierzą w podium najważniejszych zawodów, a my się mamy cieszyć, że ktoś w ogóle pojechał na MŚ Juniorów, i szybko odpadł w kwalifikacjach? Bo nawet w ADAC nie mamy nikogo w klasach 85 i 125cm. Czy nasi co niektórzy specjaliści są ślepi czy za bardzo zasiedzieli się na domowych zawodach, żeby nie widzieć jak dzisiaj wygląda sytuacja? Gorzka prawda, ale prawda. Podniecanie się liczną obsadą na polskiej maszynie powinno ustąpić miejsca refleksji. Wszak w tym sporcie przecież nie tylko o ilość, lecz o jakość chodzi…
fot. ADAC MX Masters