Najpotężniejsza machina supercrossowa świata ruszyła! Motocyklowy światek i tysiące widzów w USA z uwagą przyglądają się początkowi kolejnego sezonu. Czy znowu będziemy świadkami dramatycznych wpadek faworytów jak to było rok temu? Oby tym razem to walka rozstrzygała o miejscu w tabeli, a nie kontuzje.
Te jednak są wpisane w Supercross tak jak deszcz w chmury. Pierwsza runda dała pierwsze wnioski. W Anaheim I dominowała Yamaha! Start nowego sezonu z miejsca postawił wszystkich zawodników przed trudnymi warunkami. Deszcz znacząco utrudnił jazdę, spowodował śliskość toru i…zwiększył ryzyko gleb. Pierwsza runda to zawsze wiele znaków zapytania i wielkie emocje u wszystkich. U kibiców niecierpliwość i radość, gdyż w czasie gdy wielu riderów jeździło po świecie, biorąc udział w mniejszych czy większych wyścigach SX, oni siedzieli w domu oczekując sezonu. U riderów jak zawsze: wytężone treningi, solidna praca i… ciekawość jaka będzie rywalizacja i kto co pokaże. Opener w Anaheim zaskoczył jednak niemal wszystkich. Z jednej strony musiało być wyjątkowo ciekawie, ponieważ nastąpił wyjątkowo silny desant z klasy 250 do 450. Wylądowali w niej ci najlepsi! Zagadkowy, nieobliczalny Justin Hill, Joey Savatgy, mistrz dywizji Aaron Plessinger i przede wszystkim ten najlepszy, czyli Zach Osborne, który jednak tydzień przed Anaheim się połamał i musi niestety pauzować (ok. 3-4 tygodnie).
Pech na dzień dobry! Mimo wszystko takie nagromadzenie jakości i szybkości musiało podbić oczekiwania każdego widza, bo szykował się prawdziwy kocioł demonów jazdy. Z innych ciekawostek warto wymienić przejście Coopera Webba do Red Bull KTM (2 – letni kontrakt) i wyjątkowy liczny skład w GEICO Hondzie (aż 6-ciu riderów!). Już kwalifikacje w 450cm pokazały, że obstawianie wyłącznie faworytów, największych nazwisk może się skończyć utratą pieniędzy i przegraniem zakładu. Brylowali bowiem albo nieco wiekowi zawodnicy, albo ci z tzw. drugiego rzędu. Baggett, Wilson, Stewart. Ale wszystkich w cień usunął jednak niebieski Justin Barcia, który od czasu powrotu do Yamaha Factory przeżywa prawdziwy renesans formy i drugą młodość. Wygrał pierwszą sesję kwalifikacyjna a swoją szybkość potwierdził w wyścigu Heat Race, który również wygrał. Widać było, że nadal jest w świetnej formie i będzie się liczył w walce o zwycięstwo. Z kolei w klasie 250 dominował szybkością Adam Cianciarulo i to w nim widziano faworyta.
Życie znowu jednak pokazało, jak zawiłe i pokręcone bywają losy ridera w Supercrossie… W Main Eventach w obu klasach było cały czas również deszczowo, więc nie brakowało gorączkowych zabiegów, by jak najlepiej przygotować sprzęt do jazdy. Newralgiczna sprawą okazały się min. gogle. Jeden z zawodników (Joey Savatgy, Kawasaki) zdecydował się na nowatorskie (jak na finał w AMA SX) rozwiązanie. Mianowicie założył gogle na…gogle. Dodatkowy zapas zrywek pewnie miał na celu zwiększyć czas dobrej widoczności w ciągu całego wyścigu. Patent jednak nie pomógł w pierwszym zakręcie, gdzie zawodnik upadł w gęstej ciżbie jadących wraz z Cooperem Webbem. Było błotniście, ślisko, ryzykownie. Start klasy 450 wygrał i nieoczekiwanie prowadził długo Dean Wilson. Amerykański Szkot, który dorastał w Kanadzie, sprawił sobie i wszystkim niemałą niespodziankę, śmiało ciągnąc na czele. Zupełnie odwrotną niespodziankę swoim kibicom sprawili Tomac, Musquin, którzy słabo wystartowali i niezbyt rewelacyjnie jak na swoje możliwości jechali.
Z biegiem czasu to samo dotyczyło zwłaszcza Andersona, który miał świetny start, ale później tracił i tracił, nie zyskując nic. Tymczasem na czele jechały dwa „dziadki”, czyli Wilson i Malcolm Stewart. Z początku trzeci jechał Anderson a czwarty… debiutujący w tej klasie Plessinger. Dalej Barcia i Roczen a dopiero 10-ty Musquin a 12-ty Tomac. Z biegiem czasu ci mocniejsi szli do przodu, a ostrożniejsi albo gorzej jeżdżący po śliskim, błotnistym torze tracili dystans. Okazało się, że najlepiej radzi sobie z torem jednak Barcia. Do przodu sukcesywnie przesuwali się Tomac i Roczen. W końcu błąd popełnił Stewart i na łatwym wyjściu z zakrętu, nie naciskany przez nikogo upadł po uślizgu tylnego koła. Jadący tak rewelacyjnie Wilson miał gorszą końcówkę. Wtedy wyszło kto potrafi najkonsekwentniej jechać do ostatnich sekund. Co ciekawe, Wilson jeszcze tydzień przed startem sprzedawał w sieci koszulki ze swym nazwiskiem, by zyskać dodatkowe pieniądze. Komentujący wyścig żartowali, że jeśli wygra, sprzedaż natychmiast wzrośnie a Wilson może sporo zarobić dzięki świetnej postawie. Tak działa amerykański rynek…
Tymczasem jednak zaczęli się zbliżac do lidera Barcia i Roczen, którzy skorzystali na glebie Stewarta. Najpierw dopadł Wilsona Barcia i wyprzedził bez problemu po wewnętrznej w zakręcie, a potem Roczen również po wewnętrznej. Wilson nie potrafił się odgryźć i na swoje nieszczęście, na ostatnim okrążeniu dał się wyprzedzić przez Tomaca, który przycisnął widząc nie tak dobre tempo Szkota. Wielka szkoda, bo Wilson nie wszedł nawet na podium, a tak pięknie otworzył ten wyścig. Zwyciężył bezdyskusyjnie najlepszy i najskuteczniejszy Barcia, przed Roczenem i Tomacem, a więc wspaniałe trio było na podium. I pomyśleć, że Barcia jeszcze ponad rok temu nie był pewien swego losu w AMA SX, a do Yamahy wrócił w zastępstwie za kontuzjowanego. Drugim wielkim przegranym był z pewnością Anderson a trzecim Musquin, którzy wypadli poniżej oczekiwań. Natomiast cichym bohaterem był jeszcze Webb, który dokonał wyczynu po pechowej glebie na starcie. Z odległego miejsca przebił się aż na wysokie piąte! Debiutant Plessinger też nieźle- wywalczył 6-te miejsce. Tak więc Yamaha przed Hondą i Kawą a KTM sporo w tyle. To już nie czasy Dungeya, sporo się zmieniło…. Zagadką jest forma Musquina i kiepska jazda Andersona. El Hombre nawet przepraszał kibiców i swój zespół za słabą postawę, wyjaśniając, że kompletnie nie był sobą i zwyczajnie nie szło mu tak jak chciał.
KLASA 250 SX WEST
„Ćwiartkarze” rozpoczęli sezon nieco odchudzeni przejściem paru najlepszych do klasy wyższej. Ale amerykański rynek zawodników nie zna próżni. Nawet jeśli nie ma w nadmiarze swoich, to czekają w kolejce chętni z zagranicy. Np. Francuzi, którzy chętnie startują w elitarnych MŚ w Supercrossie, którymi są przecież rozgrywki AMA SX. Spotyka się tam tak naprawdę cały świat, od Australii po Kanadę, przez Europę.
Pojawił się w finale zdolny Francuz Thomas Do, którego widzieliśmy jak pięknie jechał w ADAC SX. Byli też w kwalifikacjach Hiszpanie, Anglicy, Szwedzi (często startujący w AMA) a nawet Duńczyk. W kwalifikacjach najlepsi byli Cianciarulo, Ferrandis i Decotis. Francuski muszkieter ma już trzeci sezon w AMA SX i wspina się sukcesywnie w górę. Po pechowym wypadku wiosną ub. roku, gdy zaczepił o „paczkę” na poboczu i wystrzelił w górę jak z katapulty, łamiąc sobie zęby i uszkadzając nogi na twardym lądowaniu, doszedł do siebie i mając pełne poparcie w zespole Yamahy (Yamalube Star Racing) czuje się na siłach walczyć o wymarzone zwycięstwo. Start był sukcesem Colta Nocholsa i dramatem Adama Cianciarulo, który już prawie prowadząc, wyjechał poza tor na pierwszym łuku, gdy niespodziewanie podbiło go na wejściu w zakręt. Po szybkim powrocie znalazł się jednak dopiero na 12-13 pozycji, co oznaczało odrabianie sporej straty. A na czele sunął już Nichols, mając tuż za soba McElratha i Ferrandisa.
A więc dwie niebieskie maszyny plus mechaniczna pomarańcza. Skutecznie zaatakował Muszkietera Hampshire i wyprzedził go. Potem doszło do walki wręcz pomiędzy Hampshire’m i Cianciarulo, który wrócił z dalekiej podróży do czołówki. Najpierw zielony jeździec dał zdecydowanego block passa Hampshire’owi w ostrym zakręcie, z minimalnym kontaktem, po którym jeździec czerwonej Hondy utrzymał się w siodle. Ale już na kolejnym zakręcie ten odwdzięczył się Adamowi tym samym, tyle że dołożył mu jeszcze mocniejszy kontakt (niemal podcięcie!) i wywiezienie na bandę, w efekcie czego Cianciarulo upadł. Nie ma zmiłuj w SX! Litości nie miał też Ferrandis, bo przecież za prowadzącym cały czas Nicholsem, który naprawdę mocno wypalił z Colta, trwała walka o obsadę podium. Dogonił McElratha i zaatakował skutecznie pod mostkiem. Ten oddał Francuzowi i zdołał na chwilę utrzymać 2. miejsce, lecz po chwili Muszkieter mu oddał i ustrzelił przeciwnika na dobre. Tak oto rozstrzygnęły się losy 2. miejsca.
Wygrał Nichols (co jest wielkim sukcesem tego ridera), przed zadowolonym Ferrandisem i McElrathem. Cianciarulo był piąty, więc na pewno niepocieszony po kwalifikacjach. A zatem aż dwie Yamahy na czele podium, do tego zwycięstwo Barcii, także w Anaheim I mieliśmy niebieski triumf, co na pewno podbuduje ten zespół. Interesujące jak rozwinie się sytuacja z riderami KTM Factory, bo ma się wrażenie, że w MXGP rządzą wszystkim i dominują, ale w AMA SX coś ostatnio słabiej im idzie.
Kolejna runda w ciepłej Arizonie, w Glendale – już w najbliższą sobotę.
fot. Monster Energy