W latach świetności FMX należał do ścisłej czołówki tej dyscypliny. Gdy popularność freestyle zaczęła spadać, zrobiło się o nim głośno w związku z konfliktem z PZM, gdy ten odebrał mu wszystkie uprawnienia po filmie, jaki ukazał się w internecie. Chodziło o zaorywanie motocyklem pola pewnego rolnika.
Obrazek ten wzbudził wiele kontrowersji w „motośrodowisku”, okazał się jednak prowokacyjną ustawką. Wyrokiem Trybunału Arbitrażowego przy PKOL umorzono postępowanie w całości i uchylono orzeczenie Trybunału PZM, pod koniec stycznia wyrok się uprawomocnił. Czy odzyskałeś już swoje uprawnienia?
Artur Puzio: Nie tylko odzyskałem licencję i uprawnienia, ale w ocenie Trybunału do Spraw Sportu przy Polskim Komitecie Olimpijskim poprzez uchylenie wszystkich orzeczeń PZM nigdy ich nie straciłem. W uzasadnieniu wyroku padły również sformułowania o wręcz pozytywnym wydźwięku całej akcji przeze mnie podjętej. https://pzm.pl/pliki/zg/motocykle/rozne/lista_instruktorow_sportu_motocyklowego.pdf
Ten głośny epizod jednak Cię nie zniechęcił, bo w tym roku nazwisko Puzio pojawiło się liście startowej w klasie MX65 podczas Pucharu Polski MX w Więcborku. Tyle, że chodzi o Twojego syna.
A.P.: Antek (ma dzisiaj 10 lat) bardzo chciał jeździć na profesjonalnym motocyklu. Gdy dostał odpowiedni sprzęt okazało się, że sprawia mu to wielką radość. Pewnego razu namówiłem go, aby wystartował w zawodach i zobaczył czy mu się to spodoba. I tak się stało właśnie w Więcborku. Chyba złapał wiatr w żagle, moja krew. Ale chcemy działać rozważnie, dlatego w tym sezonie podchodzimy do zawodów jak do dobrej zabawy. Staramy się, aby Antek pojechał wszystkie rundy Mistrzostw Strefy Polski Zachodniej.
Ty także zaczynałeś od MX, masz na swoim koncie Puchar Polski i tytuły Mistrza Polski. Skąd wzięło się zainteresowanie tą dyscypliną?
A.P.: Miłość do motocrossu narodziła się przed telewizorem. Łykałem wszystko co było związane z MX. Pierwszy motocykl, a właściwie motorynka trafiła do mnie gdy miałem 11 lat. Początki były ciężkie, ale ogromne zaangażowanie moich rodziców sprawiło, że dzisiaj jestem tym, kim jestem. Pierwsze w życiu zawody? Puchar Polski Cross Country w Toruniu. Nie miałem ani specjalnego stroju, ani ochraniaczy na kolana, startowałem w dresach i butach oficerkach. Na nic więcej nie było nas stać. Moje umiejętności jeździeckie były niemal zerowe, za to ambicji miałem aż nadto. Starałem się jechać jak najszybciej mimo wielu gleb. Co prawda nie wygrałem, ale doceniono moją pasję i poświęcenie. Otrzymałem wówczas nagrodę specjalną dla najbardziej ambitnego zawodnika od Castrol Team Toruń, był to nowy strój do mx. Ten moment będę pamiętał do końca życia, był dla mnie impulsem aby robić to dalej. Dzisiaj na bazie własnych doświadczeń chcę pomagać i inspirować młodych oraz uczyć bezpiecznej jazdy na motocyklach, bez wywrotek. Dlatego stworzyłem autorski program szkoleniowy „safe ride”, który wykorzystuje metodykę nauki technik jazdy w formie gier i zabaw dla dzieci oraz system motywacyjny z nagrodami przekazując pozytywne wibracje najmłodszym.
Kiedy i co Cię zmotywowało, aby skoncentrować się na freestyle’u?
A.P.: Pierwsze skoki z rampy oddałem w 2010 roku. Zainspirował mnie Darek Kłopot próbujący wykręcić backflipa podczas pokazu na Mistrzostwach Polski w Motocrossie. (Tak! Kiedyś na MP można było oglądać FMX). Od zawsze byłem dość gibki, miałem dużą mobilność w stawach i patrząc na skoki Darka czułem, że też tak potrafię. W końcu “trenowałem” już wcześniej akrobacje na motocrossie… każdą glebę starałem się robić w dobrym stylu (śmiech).
Mając lat 19 zdobyłeś swój debiutancki puchar w pierwszej edycji Pucharu Polski – Skillz Up Cup (tak, była kiedyś taka dyscyplina w kalendarzu PZM) pokonując Michała Daciuka i Piotrka Potaczało. Pamiętasz swoją walkę o to najwyższe wyróżnienie?
A.P.: Skillz Up to był świetny cykl zawodów. Wszyscy startujący mieli własne rampy i lądowania, na których ostro trenowali, dlatego poziom rósł z rundy na rundę. Pod koniec cyklu razem z Darkiem Kłopotem wykonywaliśmy już minibackflipy. FMX jest bardzo medialny, dlatego zaczęli pojawiać się sponsorzy, co sprawiło, że rywalizacja była jeszcze bardziej zacięta.
Freestyle to nie tylko sport, to styl życia, wystarczy podać za przykład kultowy sklep Metal Mulishia, który stworzył swoistą subkulturę freestyle’ową.
A.P.: Faktycznie, gdybym miał opisać typowego zawodnika FMX napisałbym tak: zbuntowany, podróżujący, wolny, szalony, imprezowicz. Ja będąc Tatą nie wpisywałem się w jakiekolwiek ramy freestylowego życia, ale to, że zdecydowałem się na czwórkę dzieci można nazwać swojego rodzaju szaleństwem (śmiech). Do FMX trzeba podchodzić z bardzo dużym luzem i dystansem. Aby móc skakać na wysokim poziomie musiałem całkowicie przebudować swój tryb życia, organizację pracy oraz rozkład dnia. Ciężkie treningi wymagające 100% skupienia, czasami dwa razy dziennie. Moja żona bardzo mnie wspierała, wszyscy chodzili na palcach, abym mógł przygotowywać się do zawodów. Zresztą w większości sportów za sukcesem sportowca stoi w dużym stopniu jego rodzina. A Metal Mulishia? Z FMX zrobili świetny business tworząc własną społeczność. Obecnie syn Brayana Degana (założyciela Metal Mulishii) jest jednym z czołowych zawodników Supercross w USA. Z pasji narodził się sposób na życie – w mojej ocenie na szczęśliwe życie.
Gdybyś mógł przypomnieć na czym polega rywalizacja zawodników FMX? Tu nie mierzy się przecież czasu, ocenie podlega coś innego
A.P.: W rywalizacji FMX zawodnicy wybijają się ze stalowych lub ziemnych ramp wznosząc się około 12 metrów nad ziemię. W powietrzu wykonują akrobatyczne ewolucje oceniane przez sędziów. Zazwyczaj w ciągu dwóch minut trzeba zaprezentować w jak najlepszym stylu jak najwięcej, najbardziej widowiskowych ewolucji. Bardzo duży nacisk kładziony jest właśnie na styl, utrzymanie danej ewolucji jak najdłużej w jak najbardziej stylowej pozycji (w końcu fotograf musi mieć czas na strzelenie dobrej foty, ha!ha!)
A sprzęt? Czy różni się od motocrossowego?
A.P.: Sprzęt to praktycznie seryjny motocykl do motocrossu z twardszym zawieszeniem. Dobre motocrossowe zawieszenie wystarczy skręcić maksymalnie twardo i wolno. Motocykl ma otwory w bocznych polach numerowych umożliwiające łapanie rękoma za kanapę, wyższą kierownicę oraz dodatki takie jak fliplevery, foot pegi, które pozwalają na utrzymanie się na motocyklu podczas skomplikowanych ewolucji.
Należałeś do ścisłej europejskiej czołówki FMX i pewnie dlatego postanowiłeś spróbować swoich sił w najbardziej spektakularnej imprezie jaką był wówczas Red Bull X Fighters. Udało się? A co A XGames? Było poza zasięgiem?
A.P.: Aby zakwalifikować się do X-fighters zabrakło naprawdę niewiele. Byłem drugi, a w zawodach mogła wystartować tylko jedna nowa osoba. Cała Polska pomagała mi w kwalifikacjach. Niestety format oceny kwalifikacji pozostawiał wiele do życzenia. X-games było w zasięgu ręki, zresztą ja jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa. O ile zdrowie mi pozwoli będę ostro trenował jeśli nie FMX, to SuperEnduro. I najważniejsze, że będę to robił z rodzinnym Moto Gang, jedynym teamem, na którym zawsze mogę polegać.
FMX najlepsze lata ma już za sobą, a przecież swego czasu przeżywał prawdziwą hossę. W Polsce organizowano nawet rundy Mistrzostw Świata FMX, kultowe Night of the Jumps (wspaniałe show, jakimi teraz są MŚ SuperEnduro). Dlaczego tak się stało? Przykładem tegoroczny Sound of Gravity, który okazał się klapą.
A.P.: Dopóki zawodników nie przestanie się traktować jak mięso armatnie do zarabiania pieniędzy na eventach, przyszłość dla FMX jako sportowej dyscypliny widzę czarno. Źle się stało, że na fmx-owych arenach im było niebezpieczniej, tym było lepiej. FMX powinien wziąć przykład z gimnastyki akrobatycznej, w której sędziowie na pewnym etapie przestali wysoko punktować coraz bardziej karkołomne ewolucje na rzecz stylowych i czysto wykonanych skoków oraz układów. Dlatego trzeba czasu, aby nowe pokolenia ponownie odkryły FMX, tak jak obecnie odkrywane na nowo są sporty walki. Uważam też, że brakuje ludzi, którzy organizowaliby to z pasją, z zajawką tak jak ma to miejsce chociażby w klubie motocrossowym MX Lipno, gdzie powstał kryty tor do treningów MX. Przy obecnie dostępnych pneumatycznych lądowaniach oraz wiedzy jaką posiadamy o FMX w mojej ocenie jest on bardziej bezpieczny niż motocross.
FMX odjechał w siną dal, zniknął także z kalendarza FIM, od czasu do czasu można się gdzieś natknąć jedynie na freestylowe pokazy. Co działo się z Tobą przez ostatnie lata?
A.P.: Występowałem wielokrotnie z pokazami poza granicami Polski, gdzie cieszyły się dużym powodzeniem, zwłaszcza we Włoszech. W maju miałem okazję zaprezentować skoki z rampy polskiej publiczności w Kazimierzu Biskupim, gdzie bardzo ciepło zostałem przyjęty. To właśnie zdjęcia z Kazimierza dzięki uprzejmości organizatorów możecie oglądać w artykule. Prawdopodobnie będzie można mnie jeszcze zobaczyć w akcji we wrześniu w Polsce na jednej otwartej imprezie. W czasie wakacji Moto Gang organizuje motokolonie dla początkujących, w tym roku działam jako trener motocross i jak już wspomniałem wcześniej, zamierzam także wrócić do off roadowego ścigania.
Fot. Z archiwum Artura Puzio