My motocykliści zimę traktujemy jako zło konieczne, jednak Kozienicki Klub Motorowy postanowił po raz kolejny przedłużyć sezon, organizując rajd Enduro o wdzięcznej nazwie „W pogoni za Bałwanem”. To już 3 odsłona tej imprezy, w której liczy się przejechanie pętli 60 km… Pestka…
Teren zlokalizowany wokół Kozienic, z kilkoma odcinkami specjalnymi mx, hard-enduro oraz konieczność odnalezienia kilku punktów kontrolnych sprawia, że miłośnikom Enduro ciśnie się uśmiech na usta. Jednak biorąc pod uwagę warunki pogodowe i terenowe, możecie się domyślać że nie są to przysłowiowe „bułki z masłem”. Trzecia odsłona rajdu nieoczekiwanie okazała się wielkim wydarzeniem, zwłaszcza w porównaniu do zeszłych edycji, w których wzięło udział zaledwie ponad 20 osób.
Wtedy zaliczała się raczej do niszowej – lokalnej imprezy dla pasjonatów Enduro. Na starcie nieoczekiwanie stawiło się tym razem ponad 70 rajderów w różnym wieku i kategoriach. Nie ma co ukrywać, ale frekwencja i zainteresowanie przekroczyło oczekiwania samych organizatorów, czego zresztą nie ukrywali… O tym jednak za chwilę. W związku, że prowadzę małą grupę i FP AUĆ!-TYŁKA promującą m.in. kobiety w sportach terenowych, postanowiłyśmy wybrać się na pierwszy debiutancki rajd z moją przyjaciółką Anią. Zwołałyśmy też naszych znajomych, którzy mają doświadczenia startowe lub dopiero jak my chcieli posmakować dreszczyku rywalizacji.
Trasa wyznaczona została po malowniczych kozienickich terenach o zróżnicowanym stopniu trudności. Organizatorzy starali się tak dobrać trasę aby w miarę możliwości była mocno urozmaicona i ciekawa – dodatkowo śnieg, rozmoczona ziemia po roztopach, obszerne rozlewiska miały za zadanie utrudnić pokonanie trasy i niestety co za tym idzie wielu pogrążyły. Po pierwszych 5 km z Anią stwierdziłyśmy, że skoro tak ma wyglądać kolejne 55 km to do następnej niedzieli nam się zejdzie, na szczęście później było dużo łatwiej. Uważam że ten odcinek od startu do pierwszego PKC był najciekawszy i najbardziej odzwierciedlał nasze oczekiwania przeprawowe, które uwielbiamy. Pierwszy PKC Extreme został zorganizowany w ruinach starego zakładu przemysłowego, gdzie rozlokowano przeszkody w postaci opon, belek, przejazdu po schodach itd.
Tutaj nastąpił niestety duży problem. Utworzył się gigantyczny korek. Do przejechania drugiego okrążenia (co dawało średnią około 9 minut dla „ogarniacza”) w efekcie spowodowało to blisko półtorej godziny czas oczekiwania na przejazd. Zdecydowanie za długo przy tak niskiej temperaturze powietrza (około 2 st.C ) Na tym etapie dużo osób rezygnowało z przejazdu jak i kontynuacji rajdu, wielka szkoda. Drugi PKC Enduro to podjazdy o różnym stopniu trudności, oczywiście kolejna kolejka, pomimo że cześć zawodników zdążyła rozjechać się po trasie lub, jak wcześniej pisałam, wróciła do bazy. Umiejscowienie tej próby pozwalało podziwiać niekiedy dość spektakularne ewolucje zawodników. Trzeci PKC tor mx, 2 okrążenia i ufff można jechać! Nie ma kolejki?! Yeah! Tylko czas dojazdu na miejsce większości zawodnikom nie pozwolił na przejazd z prostego powodu. O godz. 15 zaczyna robić się ciemno.
Zarówno komfort jazdy jak i bezpieczeństwo, które jest jak wiadomo najważniejsze kazało wziąć górę nad ambicjami uczestników, bo do pokonania teoretycznie zostało kolejne 30 km. Wszyscy zaczęli zjeżdżać do bazy… Reasumując. Trasa i próby bardzo ciekawe. Miejsce startowe bardzo malownicze. Pomimo iż organizatorzy nie przewidzieli pewnych trudności związanych z ilością chętnych, chociażby brakiem list zgłoszeniowych, przyznali się że impreza przerosła ich organizacyjnie. Uderzyli się w pierś i szczerze oficjalnie przeprosili wszystkich uczestników, obiecując wyciągnąć wnioski z tegorocznego rajdu. Co by nie mówić uważam, że rajd ma wielki potencjał na kolejne edycje i należy go zdecydowanie kontynuować. Polecam udział każdemu chcącemu zmierzyć się z terenem w warunkach zimowych. No i muszę też zaznaczyć, że chłopaki są przesympatyczni! Włożyli całe swoje serce w całe przedsięwzięcie. Każdemu chcieli dogodzić, tworząc wspaniała atmosferę piknikową. Zupełny luz, bez spinania „dupy”. Zainteresowanie i frekwencja świadczy tylko i wyłącznie o potrzebie organizowania takiego typu rajdów. Organizatorzy doskonale wiedzą co należy poprawić i głęboko wierzymy że tak się stanie dlatego trzeba dać im szanse za rok i AUĆ na pewno tam będzie!
tekst: Aldona Reyman, fot. Dariusz Mikołajczyk, Roman Piotrowski