Azjatycki sen na Jawie, czyli MXGP w Semarang. Teraz czas na Loket!

Sen się ziścił, Grand Prix Azji rozgrywane po raz pierwszy w historii MXGP się dokonało, a Indonezja wraz z pogodą tym razem spisały się bardzo dobrze.

Azja coraz mocniej przygarnia motocrossowe MŚ i ma coraz mocniejsze atuty. Paradoksalnie, ale ów azjatycki sen dokonał się na…Jawie, głównej indonezyjskiej wyspie. Dotąd znana była z licznych wulkanów (jest to jedno z najbardziej aktywnych wulkanicznie miejsc na ziemi) i mega (30 milionowej!) metropolii- Dżakarty. Od teraz kojarzyć się będzie jednak z nowoczesnym, pięknym torem klasy MXGP i zorganizowaniem międzynarodowego wydarzenia sportowego.

Wprawdzie była to trzecia indonezyjska runda w historii, ale pierwsza na wyspie Jawa i jednocześnie pierwszy egzamin dla organizatorów z tej części rozległego państwa. Okazało się, że kraj tak egzotyczny i zupełnie nie kojarzący się z MX daje sobie całkiem dobrze radę. Nowi azjatyccy funkcyjni wprawdzie musieli się trochę podszkolić (rok temu było trochę chaosu w ich działaniach), ale jako że nad wszystkim czuwa Youthstream z FIM, więc pod bacznym okiem wykonawców miejscowi wykonali zadanie. Tor spodobał się wszystkim, nie tylko ze względu na oryginalną, brunatno-rdzawą barwę podłoża, ale i jego ukształtowanie. Z dala od miasta, na terenach zielonych wykonano kawał świetnej roboty i w efekcie niejeden kraj mógłby tego toru pozazdrościć Indonezyjczykom. Szczerze mówiąc ten urozmaicony tor, jest najlepszym dowodem na azjatyckie dążenie do tego, by MXGP konkretnie zagościło w tej części świata.

A co działo się w trakcie ścigania? W kwalifikacjach MX2 wróciła do roli głównej dwójka Jonass-Prado (ale to Łotysz wygrał), a więc przynajmniej na razie wracamy do tegorocznej „normy”. Tym bardziej, że za nimi utrzymała się tendencja do wyścigu o 3 miejsce. A w nim udział biorą Ben Watson (był trzeci) i Thomas Kjer Olsen (czwarty). W klasie MXGP też norma- bo ponownie najlepszy był Herlings, któremu najwyraźniej idealnie pospawano obojczyk. Z kolei jego największy rywal, Tony Cairoli walczył z niespodziewanym, innym przeciwnikiem. Był nim bolący, opuchnięty kciuk, jaki wybił na poprzedniej rundzie, w Pangkal Pinang. O tym, że jest to kłopot dla Włocha i przeszkadza w jeździe, najlepiej świadczyły wyniki Sycylijczyka. Dopiero 13-ty w czasówce i 5-ty w wyścigu kwalifikacyjnym. Tony jechał na środkach przeciwbólowych i na tyle, na ile stan dłoni pozwala. Tak więc obaj główni kandydaci do tytułu mistrzowskiego mają nie tylko podobny dorobek punktowy, ale i po jednej „awarii” fizycznej, która zawsze komplikuje życie. W czasie kwalifikacji doszło do wywrotki Liebera, który włączył się do dalszej jazdy, a potem Bobryszewa, który niestety nie wrócił do wyścigu. Poza Herlingsem najlepsi byli: Gajser, Seewer (niespodzianka, rozkręca się chłopak) i Febvre.

Natomiast były też i kary. Dostali je Tommy Searle, Julien Lieber i… Kevin Strijbos (spadek na szary koniec tabeli wyścigu). W wyścigach nie wziął niespodziewanie udziału ubiegłoroczny triumfator indonezyjskiego Grand Prix- Shaun Simpson. Z nie do końca jasnych powodów zabrakło też Jasikonisa. Litwin wprawdzie do Indonezji przybył (wziął udział w wyjeździe integracyjnym na Bali), ale w Semarang nie wystartował. Niedziela… Welcome back Jeffrey! Holender w pełni sił i jakby w ogóle nic mu nie dolegało ostatnio. Albo pije eliksiry zdrowia, albo ma organizm tak zaprogramowany na wygrywanie, że nawet złamanie obojczyka z leczeniem nie są w stanie go wybić z tego niesamowitego rytmu. No bo jak inaczej skomentować dwie pod rząd wygrane indonezyjskie GP? Tym razem Jeffrey bez kłopotu zgarnął dublet i umocnił się na prowadzeniu w tabeli. Największym paradoksem rund w Indonezji było to, że Cairoli, który miał wykorzystać rzekomą słabszą dyspozycję Holendra, sam doprowadził się do gorszego stanu (owe dwie zaskakujące gleby na tym samym mini skoku w Pangkal Pinang). Skutek był taki, że Herlings pojechał już raczej na 100% a słynny Włoch na jakieś 90%.

A więc wyszło odwrotnie, niż się wszyscy spodziewali. Natomiast nie było zaskoczenia w tym, że wobec osłabienia możliwości Tonego, to Gajser zajął jego miejsce i okazał się tym drugim na podium GP Azji. Chociaż wielka chrapkę na kolejne zwycięstwo miał także stary wyjadacz Desalle. Skończylo się jednak na świetnym drugim miejscu w II biegu, ale wobec słabszego (czwarty) pierwszego- doświadczony Belg zajął na podium miejsce najniższe. A Cairoli? Zajął niby dobre 4. miejsce w GP ale cóż to jest dla niego takie miejsce? On musi wygrywać, by zachować jeszcze szanse na obronę tytułu. I jednocześnie musi liczyć co najwyżej na kolejny niefart Holendra. Tym bardziej, że przewaga Jeffreya nad Tonym zamiast stopnieć- wzrosła do 24 pkt. Trzeba koniecznie wspomnieć o jeszcze jednym. Mianowicie solidne potknięcie zanotował w Semarang Febvre. Ledwie 10. pkt??? Ojjj, to nie tak miało pójść… Skorzystał na tym oczywiście goniący strefę podium Gajser i… obecnie już jest czwarty. A 37. pkt do trzeciego Desalla z pewnością nie powinno być dla Słoweńca problemem. Trzech królów i mistrzów idzie po swoje medale…

W klasie MX2 z kolei doszło do kolejnej wpadki Jonassa, ale tu skutek był już zupełnie inny niż u starszych kolegów z teamu KTM, bo oto słabszą jazdę Łotysza ponownie wykorzystał największy rywal i kolega z ekipy w jednym. Jorge Prado po raz pierwszy w sezonie zrównał się punktami w tabeli z Paulsem Jonassem! A więc młodziutki torreador dopadł łotewskiego wędkarza i ma go na haczyku. Co z tego wyniknie dalej- jeden Bóg wie. Tym bardziej, że wielokrotnie sygnalizowany przez nas Ben Watson znowu mocno zapukał do podium, ale tym razem znowu był o włos od wejścia na nie. Jednak 3. miejsce w I biegu było aż nadto wyraźnym sygnałem dla Olsena. Siła i szybkość Anglika są przeciwieństwem pewnej stagnacji formy u Duńczyka. A co jesli tych dwóch pogodi ten trzeci- czyli Vlaanderen? Czerwoni z Hondy coraz bardziej wierzą w swego asa i rosnący talent. Kolejne podium reprezentującego RPA Calvina daje im ku temu podstawy. Jonass wprawdzie wybronił jakoś 2. miejsce na podium tego GP, ale brakujące 7. pkt odebrał Prado i jest już jasne, że czeka nas zażarta walka zarówno o złoto, ale i o brązowy medal. Mimo spadku frekwencji w MX2 zrobiło nam się bardzo interesująco!

Co dalej? Teraz karawana kolorowych jeźdźców i pojazdów wraca do Europy, by już wkrótce na czeskiej bieżni w Loket rozegrać ponowne europejskie otwarcie i już w tej Europie pozostać – aż do finału we włoskiej Imoli. Przedtem jednak (w najbliższy weekend) w Europie odbędą się dwie inne ważne imprezy wyścigowe, w których udział wezmą najlepsi riderzy świata.

fot. Monster Energy, KTM