Tym razem spotkałem Bartka w roli… wystawcy na targach Motocyklowych. To był ukłon przede wszystkim wobec sponsorów finansujących Jego start na Rajdzie Dakar. Po drugie chciał pokazać, wśród tych wszystkich ścigaczy i szlifierek co to jest prawdziwa terenówka.
Każdy, kto patrzy na dwa prezentowane motocykle pyta przede wszystkim jaka to marka. A ja mówię wtedy: ludzie, marka nie jest ważna, zobaczcie ile tu rzeczy nawalone, jak wyglądają, jaka jest konstrukcja tego sprzętu, ile producenci musieli lat współpracować z zawodnikami, by tak fajnie wszystko zrobić. A potem pytają o sam rajd. A ja, powiem szczerze mówię, że tak za dużo nie pamiętam, taki jest skoncentrowany. A przecież debiutantem nie jestem, mam za sobą wiele imprez w tym sześć razy ErzbergRodeo. Tam była największa adrenalina.
Dakar to koncentracja, koncentracja i jeszcze raz koncentracja. Czasami wystarczy jeden kamień i jest game over. Najgorzej z nadgarstkami, to chyba najsłabszy punkt, jeżeli chodzi o ridera. Bo z motocyklem można sobie poradzić jeśli na trasie nie tylko jedziesz, ale przede wszystkim myślisz. Na jednym z etapów padł mi bezpiecznik. Silnik zgasł, a ja kręcę, kręcę i kręcę. I nic. Pomyślałem: zaraz, to koniec? Przez takie głupstwo? Koniec walki o przetrwanie, koniec z biwakami, z mega atmosferą, z walka o każdy kilometr i z samym sobą? Mam walnąć w przycisk, wezwać helikopter i zwijać manatki? Niedoczekanie, chwila namysłu i mam! Raptem olśnienie, robię przekładkę ze świateł i jadę dalej.
Wspomniałem wcześniej o atmosferze, no tak, ta jest naprawdę super! Wspólne śniadania o świcie i sprawdzanie, czy wszyscy są „dojechani”. I tylko życzymy, żeby się spotkać hurtem na następnym etapie. A potem jazda, często we dwóch, trzech bo wtedy jest łatwiej. Który lepszy tego dnia w nawigacji, ten prowadzi. Bywa też tak, kiedy spotkałem się na trasie z Krzysiem Hołowczycem. Trochę pobłądziliśmy, trafiliśmy na masę kamieni. Krzysiu już jedzie bez maski w samochodzie, mnie mdleją ręce. Stajemy, chwila na rozmowę, krótka konsultacja i dajemy radę! Trafiamy na waypoint, jest dobrze. Potem pojawia się problem z zawiasem, bo mi się troszkę od piasku poprzecierał. Ręce mdlały, na szczęście pomogli mi ludzie z fabrycznego teamu i było po kłopocie.
Czy szykuję się na kolejny Dakar? Ten miniony miał być co prawda na zakończenie mojej kariery offroadowej, no ale chyba tak się nie stanie. Ten Rajd wciąga jak pustynne piaski. Pytacie o kasę… No tak, jest potrzebna bo to nie tylko wpisowe (18 000 euro), ale także przygotowania, treningi i udział w innych rajdach żeby złapać kondycje i technikę. Mam jednak nadzieję, że moi sponsorzy i tym razem udzielą mi wsparcia. Dlatego już przymierzam się do imprez lokalnych jak choćby jubileuszowy Rajd Breslau. Mam na celowniku kilka innych imprez, także krajowych. Bo show must go on!
fot. z archiwum Bartka, Krzysztof Hipsz