Bezlitosne Tensfeld – dramaty najlepszych i dobry występ Polaków

Piąta runda mistrzostw ADAC w Tensfeld, chyba była tą najgorszą i najtrudniejszą. Kilka wizyt śmigłowca medycznego, poważne kontuzje nawet najlepszych, restart klasy Masters, upał, bardzo wymagające podłoże i zmienne losy niemal w każdym wyścigu – oto Tensfeld AD2018 w pigułce.

W tym wszystkim całkiem udanie odnaleźli się nasi czterej uczestnicy, ponieważ każdy wyjechał z punktami. Przy czym Darek Rapacz i Karol Kruszyński zapunktowali w Niemczech po raz pierwszy! Wszyscy wiedzieli że będzie trudno, bo też Tensfeld co roku jest w planie najważniejszych niemieckich rozgrywek. I co roku daje wycisk każdemu. Tym razem dodatkowym wrogiem zawodników był upał. Całkiem inaczej niż rok temu, gdy były ciężkie warunki, ale z powodu deszczu. Północno-niemiecka, hardcorowa piaskownica miała też jeszcze jedną niespodziankę. Odwrócono bowiem kierunek jazdy po torze, więc tak naprawdę znajomość toru sprzed roku niewiele dała.

Hunter Lawrence

Tor ten ma bowiem spore możliwości konfiguracji, jako że teren jest dość łatwo „urabialny”. Co zatem obejrzało prawie 7500 kibiców? Prócz mnóstwa gleb i kilkukrotnego lądowania śmigłowca, dominację estońskiego desantu w postaci dubletu Tanela Leoka i dwóch drugich miejsc Harry’ego Kullasa, a więc wychowanych na piaskowych torach, świetnych zawodników w klasie Masters. Kolejne – drugie pod rząd – zwycięstwo Austriaka Rolanda Edelbachera w MX2, ale i równoległą, świetną jakość młodszego z braci Lawrence. Oraz spodziewaną i zapowiadaną przez nas bitwę holendersko-skandynawską w klasie 125cm, z której zwycięsko wyszedł reprezentant Oranje- Raivo Dankers. Sobotnie kwalifikacje pokazały co się szykuje w najwyższej klasie. Dwóch Estończyków i dwóch Łotyszy dokonało prawdziwego nalotu na Tensfeld, nieźle komplikując nadzieje na dobry wynik dwójce Belgów (Dewulf i Lieber) i przede wszystkim, całej reszcie mocnych riderów, wśród których przecież były tak znane marki z MŚ jak Lawrence czy Jacobi. Najpierw Tanel Leok nie pozostawił żadnych złudzeń całej konkurencji, wykręcając najlepszy czas i biorąc „pole position”. Drugi był Kullas a trzeci Lieber. Jak się okazało, było to swoiste „proroctwo na niedzielę”. Skalę trudności toru obrazuje chociażby to, że parę znanych nazwisk musiało dostać się do finałów przez wyścig ostatniej szansy.

Jeffrey Dewulf

W MX2 najlepszym był Jeremy Sydow i tu Niemcy mieli spore apetyty przed wyścigami. Ale ręce na pulsie i panelu z napisem „kontrola wyścigów” trzymali oczywiście Austriacy, którzy obsadzili aż 3 miejsca w TOP 5. Miłą niespodzianką był powrót na ADAC- po bardzo długiej przerwie (kontuzje i operacje kolana)- Fina, Miro Sihvonena, który przecież w poprzednich dwóch sezonach był częstym zwycięzcą. Wśród „setkarzy” mieliśmy zatrzęsienie znanych nazwisk, gdyż np. w Holandii mają póki co przerwę, a nadchodzi runda EMX 125 w Lommel, więc okazja do przygotowania się na miękkie piekło Belgii była doskonała. Najlepszymi byli Szwed Olsson, przed Finem Weckmannem i Holendrem Meuwissenem. Nie pojawił się za to Szwajcar Gwerder.

Olsson-Dankers-Meuwissen

Nasza czwórka w składzie Chętnicki, Kruszyński, Staszkiewicz (MX2) i Rapacz (125cm) zakwalifikowała się bez przeszkód i bez udziału w LCR, ale chyba dla wszystkich zaskoczeniem był tak dobry wynik kwalifikacji Kruszyńskiego, który miał 7. czas grupy i wypadł najlepiej z Polaków. Wyglądało na to, że Karol jest albo tak dobrze przygotowany, albo przyjechał ze świeżym ładunkiem wyjątkowo dobrej energii. A może i jedno i drugie? Pierwszy wyścig rozegrali w niedzielę setkarze. I tu od razu mieliśmy jakże miłą niespodziankę. Darek Rapacz, mimo tego, że początek wyścigu miał dość pechowy (gleba), to był w stanie z odległej pozycji jeszcze bardzo dobrze pojechać, i w swoim trzecim występie w ADAC zdobył punkty! I to nie byle jakie, bo zgarnął ich dobrą jazdą łącznie 6, za 15-te miejsce. Byłoby 16-te, ale niespodziewanie sędziowie ukarali dyskwalifikacją czwartego na mecie Emila Weckmanna – za dotankowanie motocykla po okrążeniu zapoznawczym. Po pierwszym kółku Darek był 30-ty, po dwóch był już 25-ty, a piąte rozpoczynał jako 20-ty. Szedł jak dzik! Taki wynik w bardzo ciężkim Tensfeld jest powodem do zadowolenia dla młodego górala z Beskidów, ponieważ potwierdza rosnącą jakość tego zawodnika i pokazuje, że w trudnych warunkach dysponuje on dużą odpornością na zmęczenie i wysoką wytrzymałością fizyczną. A to są niebagatelne zalety. Wyścig wygrał jednak świetny Szwed Olsson, przed dwójką Holendrów: Dankersem i Meuwissenem. Dalej Niemiec, Estończyk i kolejny Niemiec. Gdy w bój poszła klasa MX2 czekaliśmy z niecierpliwością jak wypadną Polacy. Bardzo ważny był start jak i minimalna ilość błędów, tyle że tor akurat notorycznie te błędy wymuszał i jeżeli ktoś chciał utrzymać szybkie tempo, to musiał iść na całość.

Rene Hofer

Wyścig najlepiej otworzył Miro Sihvonen. Fin długo prowadził, mimo austriacko-australijskich ataków, ale jednak na 3. kółka przed końcem musiał uznać wyższość o wiele młodszego Jetta Lawrence. Uczeń Stefana i Harry’ego Evertsa ma swój pierwszy pełny sezon w MX2 i przypominamy, że w ubiegłym sezonie ten młody chłopak jeździł przecież jeszcze w klasie 85cm! Znakomity Jett zgarnął więc część pierwszą, przed Sihvonenem. Dalej byli Edelbacher, Sydow, Roosiorg i Hofer i kolejni dwaj jego rodacy. A więc nie zapowiadało się na dominację austriacką! Po części było to zrozumiałe, bo sam Edelbacher powiedział wyraźnie, że w Austrii nie ma miękkich torów i nie mają gdzie ćwiczyć u siebie takiej jazdy. Wyścig drugi miał jednak zaprzeczyć temu schematowi. A jak wypadli biało-czerwoni? Całkiem przyzwoicie, bo wszyscy zapunktowali, przy czym 17-ty był Chętnicki, 18-ty Kruszyński (zdobył również swoje pierwsze punkty w ADAC!) a 20-ty Staszkiewicz.

Darek Rapacz i inni

Ważne było to, że dojechali cało, choć nie znaczy to, że nie mieli żadnych problemów. Najciekawiej jechał Karol, bo nie dość, że całkiem dobrze wyszedł mu start (ok. 14-15 miejsca) to w dodatku jechał najwyżej z naszej trójki. Kilka okrążeń był nawet na wysokim, 12-tym miejscu. Czy to aby ten sam Karol, który niedawno był przecież skreślany przez niejednego fachowca w kraju??? Gaba i Szymon nie mieli dobrego startu, ale przebili się po kilka miejsc do przodu, a z kolei Karol później nieco stracił. Były jednak pierwsze punkty. Kolejną ekipą jaka ruszyła do walki byli ci najwięksi, czyli klasa Masters. Długo jednak nie ujechali, bo na skutek poważnego wypadku jednego z zawodników wyścig wstrzymano a na tor przyleciał śmigłowiec… Po raz pierwszy tego dnia i niestety – nie ostatni. Jednego z Niemców już nie zobaczyliśmy. Gdyby wyścig nie został przerwany, mielibyśmy być może całkiem inne zakończenie, bo w czołówce było ciekawie, ale restart spowodował, że ci, którym start nie za bardzo wyszedł- mogli się poprawić. I tak właśnie było. Niestety, nie wszystkim poszło lepiej. Jednym z tych, którzy mieli jeszcze gorzej był sam…Lawrence. Wprawdzie Australijczyk nie jest specjalistą od miękkiego podłoża i sam to mówi, ale jednak wszyscy spodziewali się, że będzie gdzieś w ścisłej czołówce. Tymczasem na czele była sama Estonia. Najpierw liderował Kullas a potem stery przejął doświadczony Leok i pociągnął aż do mety. Tak oto estońska dwójka zdominowała pierwszy bieg. Trzeci był Julien Lieber, dopiero piąty Dewulf, a na dalszych miejscach wylądowali Getteman i Jacobi. Lawrence dopiero…11-ty! No i niech ktoś powie, że Tensfeld jest tylko średnio trudny? Co ciekawe, udział brał też amerykański gość z AMA SX- Justin Starling, który ostatnio krąży po Europie mając „wolne”. Pojawił się min. na finale Dutch Masters, ale i tam i w Tensfeld nie zwojował nic. Drugą serię otworzyli znowu setkarze.

Podium Masters

Tym razem rozzłoszczony Weckmann chciał sobie powetować „zero” z pierwszego biegu. Holeshota zdobył wprawdzie Niemiec Laengenfelder, ale to Fin zaraz objął prowadzenie. Za nim jechali: Spies, Dankers i Olsson. Jednakże holenderska jakość wołała o zwycięstwo, wobec czego Dankers znalazł sposób na Weckmanna i na mecie mieliśmy taką kolejność: Dankers, Weckmann i Olsson. Zaskoczenia więc nie było. Co najwyżej Niemcy czuli niedosyt, bo ich riderzy byli poza podium. Rapacz tym razem punktów nie zdobył, ale był bardzo blisko 20-tki, bo zajął 22 miejsce. Nie była to jednak przejażdżka, gdyż start poszedł całkiem nie po myśli Darka, i z bardzo odległej pozycji musiał on mozolnie przedzierać się przez prawie połowę stawki. Zrobił co mógł, zdobył 21 miejsce w rundzie, swoje pierwsze punkty i wyjeżdżał na pewno z honorem i podniesioną głową. Brawo! W tabeli prowadzi Szwecja przed dwoma Holendrami i Niemcem. Dankers mimo opuszczenia 1 rundy i tak jest trzeci, mając 4 wygrane wyścigi. Najciekawiej zapowiadała się druga batalia w MX2. Jeśli Austriacy chcieli utrzymać swoją topową pozycję i walczyć o zwycięstwo, musieli zaatakować i trzymać od startu pierwsze miejsca. Życie szybko jednak pokazało jak pokręcone są losy na torze w Tensfeld i ile dramaturgii może mieć wyścig. Start wygrał bowiem… Niemiec Gallwitz, a na dodatek prowadzenie objął wkrótce nie żaden Austriak, lecz Fin. Był nim rzecz jasna Sihvonen, a więc zaczynało być niezbyt austriacko, choć drugi był zaraz Hofer, ale kolejny Austriak dalej, bo dopiero 7. był Edelbacher. Po starcie doszło też niestety do kolizji kilku riderów i wkrótce nad torem ponownie pojawił się śmigłowiec. Jednym z pechowców był min. Niemiec, Jeremy Sydow, niemiecka nadzieja na podium. Odpadli z gry także znani i dobrzy riderzy: Perkhofer i Natzke. Jednak na czele zmiana lidera wisiała w powietrzu, bowiem rozjeżdżony Rene Hofer rozpoczął swój koncert jazdy. I szybko okazało się, że chce zostać dyrygentem całej orkiestry jeźdźców. Na 7. kółku był już pierwszy, a w dodatku trzeci był już Edelbacher, który na 9. kółku był już za Hoferem.

Roland Edelbacher

Kontrolę odzyskali więc „narciarze”, ale gdy wydawało się, że wszystko pójdzie pięknie a zwycięzca jest już oczywisty, nastąpiła katastrofa! Jeden minimalny błąd i… Hofer na największym skoku źle wylądował, po czym nastąpiła potężna gleba, po której służby ratownicze prawie przez 4 kółka ściągały zawodnika z toru. Niestety, ale finał był dramatyczny, bowiem Rene ma złamaną miednicę (potwierdził nam to) i oznacza to sporą przerwę w startach oraz nieprzyjemną rehabilitację. Piękna passa Austriaka w ADAC i w EMX 125 została więc brutalnie przerwana. Może to oznaczać koniec marzeń o tytułach w tym roku. Wyścig trwał, ale i zbierał swe brutalne żniwo- odpadło kolejno aż siedmiu zawodników. Na czele jechał już jednak Edelbacher, za którym pojawił się Roosiorg, który uporał się z Dylanem Walshem. Wyścig ten był klasyczną przestawianką miejsc. Tutaj wszystko mogło się wydarzyć i faktycznie- zdarzało się często. Z ok. 27 miejsca po starcie, genialną jazdą zdołał wedrzeć się jeszcze na 4. miejsce nie kto inny jak młodszy z braci Lawrence. Fatalnie wystartował Austriak Sandner i z okolicy24. miejsca zdołał jeszcze wyjeździć dziewiąte. Ale nie on jeden. Nasz Karol Kruszyński również miał swoją epopeję wyścigową, bo musiał przedzierać się żmudnie po małym karambolu po starcie. Ale ponieważ nie tylko sam jechał uważnie i mądrze, lecz i wykorzystał błędy innych, więc z dalekiego miejsca (ok. 34) wydarł jeszcze więcej punktów niż poprzednio! Wywalczył mianowicie 14. miejsce i zgarnął kolejnych 7 pkt. Jeszcze lepiej poszło Gabie, który miał znośnie dobry start i z biegiem czasu zyskiwał coraz lepsze pozycje a na mecie był 10-ty, tuż za Sandnerem. Odwrotne szczęście miał niestety Staszkiewicz, który nienajgorzej wystartował, ale później na skutek splotu wydarzeń nastąpił gwałtowny lot w dół tabeli, i w efekcie tym razem punktów nie udało się mu zdobyć.

Również daleko spadł nawet Sihvonen i zdobył tylko 6pkt. Wyścig ten zakończył się zwycięstwem Edelbachera, który tym samym, wobec lepszego drugiego biegu został po raz drugi z rzędu zwycięzcą rundy ADAC. Na drugim miejscu dojechała Estonia w osobie Hardi Roosiorga, a na trzecim wylądował młodziutki Lawrence, który miał tyle samo pkt co zwycięzca rundy. Końcowe podium to Edelbacher, Lawrence, Roosiorg. Dla Jetta był to wynik znakomity, biorąc pod uwagę jego niewielkie jeszcze doświadczenie w MX2. Małoletni rider stał się nagle równorzędnym faworytem dla starszych.

W tabeli – na fotelu lidera- zasiadł po raz pierwszy Edelbacher i wydaje się, że wobec kontuzji Hofera, to on będzie teraz faworytem w wyścigu po tytuł. Ale… tylko 12 pkt za nim jest australijska rewelacja, która ma wszelkie atuty, by również walczyć o to samo treofeum. Byłaby to absolutna sensacja i bardzo nieoczekiwany finał sezonu, gdyby tak młody chłopak zdołał pokonać o wiele bardziej doświadczonych i utytułowanych rywali. A teraz komentarze kilku bohaterów… Roland Edelbacher: Żeby tu jakoś dobrze pojechać musiałem przygotowywać się w Lommel, bo u nas nie ma gdzie ćwiczyć na piasku. Jestem bardzo zadowolony z wyniku, bo nie spodziewałem się, że wszystko pójdzie tak dobrze i nie zakładałem nawet podium. Wiedziałem, że to miejsce potrafi złamać najlepszych, dlatego podszedłem do tego startu z pokorą i skupieniem. Bardzo mi przykro, że upadek Rene pozbawił go zwycięstwa w drugim biegu i to dzięki temu wygrałem. Z drugiej strony bardzo cieszę się z tego, że zwyciężyłem w tej rundzie i zostałem liderem sezonu. Czy Edelbacher jest więc specem na piasku??? Karol Kruszyński (18 miejsce,10pkt): Na pewno te zawody mogę zapisać do jednych z najbardziej udanych w mojej karierze. Sporym zaskoczeniem dla mnie była już sobota, gdzie wykręciłem znakomity 7. czas w grupie, więc na maszynę wjeżdżałem jako 13-ty. W pierwszym wyścigu ze startu wyszedłem w pierwszej połowie i przebiłem się do 13. miejsca. Pech chciał, że Karka jadący za mną, przy próbie wyprzedzenia mnie zahaczył na dojeździe do zakrętu i razem przywróciliśmy się. Dojechałem 18-ty, więc udało mi się już wtedy zdobyć pierwsze punkty. W drugim wyścigu wyszedłem naprawdę dobrze ze startu, ok. 10. miejsca. Niestety w połowie pierwszego zakrętu popełniłem błąd i przewróciłem się. Musiałem gonić z 36. miejsca ale udało przebić się na 14. Wracam mega zadowolony. 10 punktów na moim koncie to jest coś czego nawet nie oczekiwałem i nie spodziewałem się. A Darek świetnie dzisiaj jechał. Szedł jak burza. Gabriel Chętnicki (11 miejsce, 15pkt): Zawody oceniam tak na fifty-fifty. Inaczej się tam czułem niż rok temu i inne było wszystko, bo odwrócili nam kierunek jazdy. Także były zupełnie inne dziury, garby, ślady i wszystko, co pamiętaliśmy. Była to dodatkowa trudność. Miałem dość zmienne szczęście. W pierwszym biegu najpierw zgasł mi motocykl, bo ktoś tam wskoczył mi w koleinie. Brałem też udział w większej zbiorowej kolizji, więc gdzieś tam z ok. 30 miejsca trzeba było odrabiać. Drugi start był okropny, ale skończyło się nieźle. Są jakieś punkty, udało się zająć przyzwoite miejsce. Nadal jestem 11-ty w generalce, także nie jest źle i liczę na to, że w dziesiątce się jednak znajdę. A na przyszły rok zobaczymy – może coś się wykombinuje ciekawego.  Gaba wypadł więc najlepiej z biało- czerwonych, ale podkreślamy raz jeszcze pierwsze punkty Rapacza i Kruszyńskiego. Zwłaszcza jazda starszego podopiecznego trenera Łukasza Wysockiego była zaskoczeniem. Tym bardziej, że całkiem niedawno jeden z mistrzów Polski stwierdził, że Karol „jeździ bez mózgu”. Jak widać jest całkiem inaczej, bo Tensfeld wręcz wymusza mądrą jazdę. Kto tam nie myśli lub przeszarżuje – kończy z niczym albo w szpitalu.

Tanel Leok

Na koniec finał dnia i ponowna wygrana Tanela Leoka. Ale historia się powtórzyła, ponieważ pierwsza trójka przyjechała w identycznej kolejności na metę (Leok, Kullas, Lieber). Start wygrał Łotysz Macucks, ale znowu szybko liderem został Kullas i pociągnął z połowę wyścigu na czele. Potem ponownie porządki zaprowadził jednak Leok i na czele nic się nie zmieniło. Wiele zmieniło się za to na dalszych miejscach, gdy z wyścigu odpadli tacy wyjadacze jak Getteman, Neugebauer, Bjorregaard czy Maillard. Ich też Tensfeld nie oszczędziło. Dewulf tego dnia musiał uznać lepszą jakość zawodników z krajów nadbałtyckich. Oni zresztą nie bez przyczyny tak licznie zjawili się w Tensfeld. Natomiast interesująca i na swój sposób „podejrzana” była nieobecność zwycięzcy poprzedniej rundy- Węgra Szvobody. Zapowiadany był przecież jego start. Drugim dziwnym nieobecnym był Czech, Martin Krć. Trzecim- znany Francuz Sulivan Jaulin (wszyscy klasa Masters). Ci riderzy znani są z tego, że na piasku nie idzie im nadzwyczajnie. Ale jest jeszcze jedna rzecz. Mianowicie wszyscy są w tym samym teamie- czeskim BUKSA KTM i to zaczyna wyglądać inaczej, gdy weźmiemy pod uwagę to, że Tensfeld jest bardzo trudne (albo i dość ryzykowne) a zbliża się najważniejszy dla owego teamu finał Mistrzostw Czech, gdzie cała trójka startuje i…walczy o tytuły a przynajmniej podium. Team order? Na czele tabeli bez większych zmian: Jacobi, Dewulf, Nagl, Getteman. A co rzekł po zwycięstwie Leok? Fajnie jest tutaj wygrać, zawody trudne, ale dające satysfakcję. Miałem dobrą szybkość i mogłem użyć wszystkich swoich atutów. Jeżeli wszystko się dobrze poukłada, to kto wie, może pojadę w ADAC cały przyszły sezon... Niemiecka masakra piłą piaskową zebrała okrutne żniwo, dała popalić wszystkim, przetrenowała tych, którzy w najbliższy weekend pojadą w Lommel. Nam dała sporo radości i miłego zaskoczenia, bo nasi wrócili cali, zdrowi i z punktami. Szkoda, że zabrakło Wysockiego, ale cieszy że już mamy coś więcej niż te same 2-3 punktujące nazwiska. Nieco mniej powodów do radości mieli gospodarze, gdyż ich pupile nie stanęli na podium a Jacobi był dopiero siódmy. No ale taki Lawrence był ósmy, więc nie ma co wybrzydzać, gdyż w Masters rządziła tego dnia Estonia z Belgią. Największą stratą z pewnością jest wypadek Hofera, bo ten rider jak mało który jest punktem odniesienia do szczytu tabeli i poziomu jaki obecnie jest w MX2 na ADAC. Na jego nieszczęściu zyskał rewelacyjny Edelbacher, który ma chyba sezon życia.

Teraz niemieckie mistrzostwa robią sobie 5 tygodni przerwy, by powrócić w znanym ze znakomitej organizacji Gaildorf. Ale to dopiero 8-9 września.

fot: ADAC Masters