Bolt czy Błażusiak? Kabakchiev czy Cullins? Oto jest pytanie…

Przed nami czwarta, przedostatnia już runda MŚ Superenduro. Po raz drugi z rzędu gospodarzem będzie Budapeszt. I zapewne po raz kolejny będziemy świadkami krótkiego, ale wyjątkowo intensywnego dreszczowca w wykonaniu najlepszych riderów w trzech klasach.

Wnioski z poprzedniej rundy w A Corunie w Hiszpanii są następujące: czego nie zrobi Tadek Błażusiak na pewno zrobi Billy Bolt, śliskie drewno jest i tak mocniejsze niż człowiek i jego technika, a o tym że pozycje liderów mogą się nagle przewrócić, powinniście już dawno wiedzieć. W końcu to jest przecież jedna z najbardziej nieobliczalnych dyscyplin motorowych.

Billy Bolt

O tym jak wiele może pozmieniać sam tor i jego „wredność”, mocno przekonali się wcześniejsi liderzy tabeli, czyli Błażusiak i Amerykanin Cullins. Obaj przyjechali po zdobyciu w Riesa hat tricka, obaj wiedzieli że trzeba podejść do każdego kolejnego wyścigu maksymalnie skoncentrowanym. A jednak – mimo usilnych starań- nie dało rady, i nóżka się trochę powinęła. Taki jest ten sport, choć pewnie zarówno obaj ci świetni zawodnicy, jak i kibice woleli by, żeby o wyniku decydowała walka łeb w łeb, szprycha w szprychę i techniczne popisy tych ekwilibrystów toru, a nie np. śliskość drewna na torze i żywica powodująca nieobliczalność.

Taddy Błażusiak

W Hiszpanii było jednak tak jak było, i trzeba z tym jakoś żyć. Dwie rundy to kawał punktów do wyrwania, ale z drugiej strony to już TYLKO DWIE RUNDY, więc jeden kosztowny błąd, czy jedna awaria może zaprzepaścić całą dotychczasową pracę i wysiłek. Powoduje to oczywiście jeszcze większą świadomość jak i zwiększoną presję, bo nie dość że trzeba utrzymać to co się dotąd wywalczyło, to jeszcze trzeba nie pozwolić, żeby najwięksi rywale zostawili nas w tyle. Tu nie ma już za bardzo miejsca na kalkulacje i liczenie na cuda. Zresztą to nie piłka nożna i zwyczajowe liczenie na to, że może jakoś się uda, a przeciwnicy pomogą wynikiem innego meczu.

Dominik Olszowy

Nic z tego! Tu na wszystko trzeba harować samemu i jeszcze uporać się z dodatkowym przeciwnikiem, często tym najtrudniejszym, mściwym i bezlitosnym: z torem…. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że pomimo tych roszad w tabeli runda w Hiszpanii dała nam wielką radość z powodu wygranego wyścigu przez Dominika Olszowego, oraz wyraźnych postępów w jeździe i wynikach u Emila Juszczaka czy Maćka Więckowskiego. W Budapeszcie wraca do rywalizacji klasa Pucharu Europy, dzięki czemu wreszcie zobaczymy liczny polski zastęp zawodników.

Emil Juszczak

W stolicy Węgier wystartują: Szymon Kuś, który bardzo dobrze zaprezentował się w Krakowie, Franek Dubaniowski (debiutuje i jedzie bez spinania się, chce zobaczyć jako to jest naprawdę na żywo w takiej hali i poznać na własnej skórze tor i wydarzenie rangi MŚ), Kacper Baklarz (gorąco życzymy mu odegrania się za Riesę!), Maciej Stefaniak (który był kiedyś w Krakowie na podium rundy PE) i coraz lepiej odnajdujący się w realiach tej imprezy Kacper Dudzic. Czy ktoś jeszcze? Okaże się jutro. Do tego oczywiście nasza główna husaria juniorska: Dominik Olszowy, Maciek Więckowski i Oskar Kaczmarczyk. W głównej dywizji ponownie pojadą ciężkozbrojni Tadek Błażusiak i Emil Juszczak.

Kacper Baklarz

Apetyt Dominika na wygranie wyścigu został częściowo zaspokojony w A Corunie, bo tam I bieg padł jego łupem, co było dla wszystkich niemałym zaskoczeniem. Jeszcze większym zaskoczeniem, był zupełnie nieudany występ Ty Cullinsa. Amerykanin jakby nie umiał się odnaleźć na hiszpańskim owalnym torze, który miał kilka newralgicznych miejsc, ale trudnością nie odstawał od poprzednich aren walki. Drugi zakręt od startu był nie raz miejscem kotłowaniny i gleb. Do tego lekka hopa z głazów, na której potknęli się nawet ci najlepsi (Tadek, Bolt, Walker) i sekcja z „przeklętych” bali drewnianych. Przypominało to jazdę po rozchwianym moście z drewna, który cały się trzęsie i na dodatek jest śliski prawie jak po deszczu.

Kacper Dudzić

Widowisko miodzio dla kibica, ale udręka dla ridera…. Zwłaszcza tego, który musi lecieć po wynik, a tu jak na złość coś go stopuje, przewraca. Tak to jednak jest, że wyścigi nie znoszą próżni, i gdy lider się potknie, natychmiast wykorzystuje to inny rywal. Potknięcia Tadka z miejsca wykorzystał Bolt, który czuł się znowu jak ryba w wodzie. Po A Corunie został liderem i ma 6 pkt przewagi nad Błażusiakiem. Trzeci jest Walker, który wreszcie był bardziej sobą i wyraźnie zasłużył na 2. miejsce w Hiszpanii. Uśmiechnięta mina Anglika najlepiej mówiła na ile jest z siebie zadowolony po trzeciej rundzie. Ta jego skłonność do drugich miejsc mu chyba pasuje. Zresztą jego numer najlepiej to potwierdza… W klasie Junior tym, który tylko czekał na potknięcie Cullinsa był Bułgar Teodor Kabakchiev. Sympatyczny blondyn bardzo chciał powtórzyć sukces z Krakowa, ale ewidentnie miał zadatki na wygranie wyścigu.

Jonny Walker

I trzeba przyznać, że niepowodzenie w Riesa (awaria zawieszenia, jazda na gorszym, nieustawionym zapasowym) dodało mu tylko skrzydeł! Tak więc nie trzeba pić Red Bulla, żeby mocniej pofrunąć… Kabakchiev to udowodnił ponad wszelką wątpliwość, zostając zwycięzcą rundy w A Corunie i… wracając na 3. miejsce w tabeli. Liderem jest jednak Niemiec Leon Hentschel, z przewagą 5 pkt nad Cullinsiem i 13 pkt. nad Kabakchievem. Nasz Dominik zajmuje w tej chwili 6. miejsce w tabeli i wielka szkoda, że nie mógł zdobywać punktów w Krakowie, bo byłby z pewnością jeszcze wyżej. Ale wygranie wyścigu i 4. miejsce o ledwie punkt za podium, to chyba najlepsza motywacja do dalszych wysiłków, więc czekamy na kolejną eksplozję możliwości tego chłopaka.

W klasie EUROPA liderem jest Szwed Magnus Thor, ale naciskać go będzie na bank włoski atakujący, Sonny Goggia, który zwyciężył poprzednią rundę w Riesa. Nie będzie na starcie niestety Grześka Kargula (kontuzja obojczyka), ale cała reszta na pewno powalczy najpierw o awans do finałów, a potem o punkty. Ciekawe jak tym razem wypadnie Szymon Kuś, który bardzo nabrał wiatru w żagle po udanym występie w Krakowie. Jak się okazało, wypadł najlepiej z Polaków w tej klasie, a to mocno podbudowuje młodego zawodnika. Próbowali się zakwalifikować w Riesa też inni Polacy, ale nie udało im się. Papp Laszlo Sportarena w stolicy Węgier już się przygotowuje na jutrzejszą walkę. Niektórzy nasi zawodnicy już od czwartku są w Budapeszcie. Inni są już w drodze. Z jakim nastawieniem i oczekiwaniami przyjeżdżają?

Fani

Taddy walczy o tytuł mistrza świata i jest jasne, że to jego bitwa z Boltem będzie gwoździem imprezy. Idą łeb w łeb, obaj ustrzelili hat tricka, jeden ma gigantyczne doświadczenie i jakość, a drugi fantastyczną technikę i finezję. Który z tych atutów ostatecznie zwycięży? Jest całkiem prawdopodobne, że ostateczną odpowiedź poznamy dopiero w Łodzi. Kto wie czy nie dopiero w ostatnim wyścigu… Ciekawe jest jednak to, jaki tor przygotują wszystkim Węgrzy i czy znowu nie będzie „śliskich niespodzianek”. Z kolei Emil Juszczak solidnie trenował w Hiszpanii, będąc tam już od wielu dni i koncentrując się na przygotowaniu, szlifowaniu techniki. Nie tylko on. Cała polska ekipa – z Maćkiem Więckowskim i Dominikiem Olszowym oraz ich „grupą wsparcia” – była od pewnego czasu również w Hiszpanii i trenowała. Min. pod okiem samego Tadka Błażusiaka. Ale i Bolt tam był, Walker zresztą też. Sami swoi….

Oskar Kaczmarczyk

Emil ma jednak o tyle trudniejszy stopień do pokonania, że ściga się z elitą światową, jadącą na najwyższym poziomie. Ale wierzy w to co robi, podnosi cały czas swoje umiejętności, a sponsorująca go od dawna firma JONIEC wierzy w tego zdolnego zawodnika i wytrwale go wspiera. Jakby nie patrzeć, jeszcze niedawno był tylko w MŚ Tadek, a jednak to właśnie Emil Juszczak zdobył jako drugi po Tadku Polak tytuł (wicemistrzostwo świata juniorów) w tej niezwykle wymagającej i ciężkiej dyscyplinie. Po małej przerwie (runda hiszpańska) wraca do walki o dobre miejsce Oskar Kaczmarczyk. Oto co nam powiedział przed występem w Budapeszcie: „Do Budapesztu jadę z bardzo pozytywnym nastawieniem. Szkoda, że nie udało się pojechać w Hiszpanii, no ale nie ma co oglądać się za siebie, tylko trzeba walczyć dalej, czyli na Węgrzech i później oczywiście w Łodzi. Jaki jest mój cel podczas startu w Budapeszcie? Klasycznie dać z siebie wszystko i walczyć o jak najlepszy wyniki, oraz czerpać radość z jazdy. Wszystko to jednak z głową, bez wielkiego ciśnienia i parcia na wynik za wszelką cenę. W sezonie 2020 szykuję się mocno na outdoor (zawody hard enduro w Niemczech) i to właśnie traktuję jako priorytet. Trzymajcie za mnie kciuki. Doping bardzo mile widziany”. Maciek Więckowski czuje się coraz pewniej w Superenduro. Dotąd było tak, że pierwsze wyścigi miał mniej udane, a te ostatnie najlepsze, więc ciekawe czy tę tendencję utrzyma, czy ją przełamie i wszystkie biegi będą jeszcze lepsze?

Ty Cullins

Dominik sam zapowiedział, że postara się wyeliminować błędy, jeszcze podciągnąć koncentrację i uwagę, by pójść za ciosem i powalczyć znowu o jak najwyższe miejsca. I temu mu serdecznie życzymy, bo wiemy że go na to stać! W tym wszystkim szkoda tylko, że organizator mistrzostw i ich promotor (francuska firma ABC Communications) trochę dziwnie potraktowała klasę Pucharu Europy. Pierwotnie nasi młodzi zawodnicy (oraz zawodniczki) szykowali się również do występu w Łodzi, ale nagle okazało się, że w Łodzi ta klasa nie pojedzie. Próżno było gdziekolwiek szukać jasnej, konkretnej informacji, o tym że Europa nie wszystkie rundy harmonogramu jedzie. Dopiero głębsze grzebanie w zakładkach strony promotora, ale przeznaczonych dla zawodników a nie kibiców (?!) dało odpowiedź na wątpliwości. Wydaje się to mało przejrzyste, a sam fakt, że tak popularne już w naszym kraju wydarzenie sportowe i coraz liczniejszy udział Polaków zostaną ograniczone o popularną zwłaszcza u nas klasę – wydaje się niezrozumiały. Jest więc i tu nad czym popracować, żeby to wszystko wyglądało lepiej. Póki co czekamy na przedostatnie rozstrzygnięcia i trzymamy kciuki za wszystkich naszych startujących zawodników! X-cross będzie też na miejscu całej akcji, także śledźcie nasze doniesienia z Budapesztu. Wolimy wstawiać własne materiały, niż w kółko kopiować cudze, wzięte z internetu. Mamy nadzieję, że czytelnicy to docenią.

fot: Alek Skoczek