A więc jednak! Nadeszło bezpośrednie starcie gigantów w AMA SX, które musiało zdecydować o tym, kto zostanie liderem sezonu. I to liderem, który ma zaledwie dwie ostatnie rundy na potwierdzenie swojej pozycji i zdobycie tytułu! Za to w klasie 250ccm Dywizji Zachodniej mistrz jest już znany!
W mieście Słonego Jeziora na Rice Eccles Stadium odbyła się przedostatnia runda w klasie „ćwiartek” (Zachód) i przed-przedostatnia w królewskiej klasie 450ccm. Ci na mniejszych rumakach poszli na całość, gdyż ktoś, kto by zdecydowanie pokonał innych, przy znaczniejszej stracie kolejnych rywali mógł zapewnić sobie zwycięstwo AMA SX 2017.
W wyścigach dwieście pięćdziesiątek była więc ostra walka, a gleba goniła glebę. Najlepiej rozpoczął finał Austin Forkner, ale był to tylko taki wystrzał na wiwat, bo szybko wyrwali na czoło Plessinger i McElrath. Jednak gdy Plessinger wydawał się pewnie zmierzać po zwycięstwo, w pewnej chwili przedobrzył na tzw. roletach i…przeleciał przez kierownicę tłukąc porządnie o ziemię! To był pierwszy wyraźny zwrot tego wieczoru, ale nie ostatni. Na czoło wyrwał McElrath, mając za sobą Forknera, który wkrótce padł ofiarą wspomnianych rolet! W jego miejsce wparował Oldenburg, który uporał się z Justinem Hillem. Z kolei Hill ciął się bardzo ostro z Davalosem i gdyby nie linia mety, to nie wiadomo, czy nie mielibyśmy kolejnych ofiar, bo ostatnie minuty były grą nerwów i jazdą „na styk”.
I to dosłownie, gdyż Hill okazał się szybszy od rywala o zaledwie 0,05 sekundy! Ostatecznie na mecie zameldowali się kolejno: McElrath przed Oldenburgiem, potem Hill i Davalos przed Decotisem. Ale po podliczeniu ich dorobku okazało się, że Hillowi owe trzecie miejsce wystarczyło, by zdobyć tytuł Mistrza Dywizji Zachodniej! Kandydatów do pozostałych miejsc na podium jest jednak co najmniej trzech, o ile nie czterech.
450ccm. Właściwie to chodziło tylko o jedno: Dungey czy Tomac? Albo o to, ile punktów przewagi zyska nowy lider ze stajni Kawasaki. Bo nikt nie wątpił, że Tomac nie przepuści szansy zostania po raz kolejny zwycięzcą. Na ile jednak Dungey będzie w stanie się bronić i co zrobi przyciśnięty po raz kolejny do muru przez Tomaca. Gdy odpalili swoje petardy ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że Tomac został zablokowany i ruszył jako 15-ty!!! A Dungey? Wprawdzie to Bogle wygrał start, ale już za chwilę prowadzenie objął właśnie urzędujący jeszcze mistrz!
Wyścig przewrócony do góry nogami? Ależ skąd! To co się stało potem było niemal powtórką scenariusza z GP Trentino, gdzie Cairoli w szaleńczej pogoni zdołał z 17. miejsca jeszcze rozstrzygnąć losy rundy na swoją korzyść. Oto Tomac rozpoczął podobny koncert na diabelską nutę i jął wyprzedzać jednego po drugim. Dungey jechał dość równo i spokojnie myśląc pewnie, że wyścig już ma pod kontrolą. Ale gdzieś ok. 6-go kółka Tomac był już szósty. Potem pożarł Baggetta, Reeda, Granta i wskoczył na trzecie miejsce. Zaczęło się robić gorąco! W końcu łyknął jeszcze Jasona Andersona i rozpoczął się Sąd Ostateczny nad Dungeyem. Tak, sąd, bo to co zrobił trudno inaczej nazwać. Eli był tak szybki, że cała przewaga Ryana stopniała jak śnieg na patelni. I nadszedł decydujący atak. Pierwszego block passa Dungey odparł, bo Tomac miał drobne wybicie z rytmu.
Ale przy kolejnym ciosie był już bezradny i oto „ten który miał dzisiaj przegrać” wjechał jako zwycięzca na metę! I to z sześcioma sekundami przewagi! To było jak wyrok na rywalu… Był po prostu słabszy, wolniejszy, mniej agresywny itp itd. Tomac górą po raz dziewiąty! Czy czuje już „pismo” nosem i wietrzy końcowy triumf? Być może, ale ten znakomity rider doskonale wie, że w SX wszystko jest możliwe i to do ostatnich sekund wyścigu! Jednak zwycięstwo było jak złapanie Dungeyowego Red Bulla za rogi i może być symbolicznym gwoździem do trumny pokonanego. Trzeci dojechał Anderson, czwarty Musquin pogodzony z losem. Niczego już raczej nie zmieni i będzie musiał zadowolić się najniższym miejscem na podium. Jednak kwestia najważniejszego trofeum nadal jest otwarta. Wszak Roczen też już był typowany na rewelację sezonu. Miał zwyciężać, a teraz nawet nie wiadomo, czy jeszcze będzie się w ogóle ścigał. A zatem trzymajmy nerwy na wodzy i bądźmy cierpliwi. Zostały TYLKO DWIE RUNDY.
fot. Monster Energy, KTM