Za nami niezapomniany wieczór gwiazd i walki na najwyższym, światowym poziomie! Wypełniona Tauron Arena w Krakowie stała się ponownie świadkiem imponującego widowiska sportowego.
I o ile równo rok temu mieliśmy tam wielkie pożegnanie Tadka Błażusiaka, to teraz odbyło się huczne powitanie, okraszone wspaniałym zwycięstwem autora udanego comebacku.
Gdy powraca prawdziwy król i wielki mistrz, żaden z rywali nie może pozostać wobec tego obojętny. Ba, w przypadku Tadka nawet sam aktualny mistrz świata Colton Haaker nie może być pewny niczego. Powrót Tadka spowodował bowiem nowy układ sił. Mało tego, powrócił do gry również mistrz USA Cody Webb.
Wszystko to sprawiło, że w Krakowie po prostu musiała być prawdziwa wojna do ostatniego tchu i ostatniego metra. I była! Sam tor wręcz wymusił dramaturgię, bo był tak trudny i wymagający, że nawet najlepsi połamali sobie na nim zęby. Tylko dwóch ludzi spośród ścisłej czołówki wybroniło się i pojechało na tyle bezbłędnie, aby dostać się na podium. Jeden z nich to Cody Webb (2. miejsce), a drugi nasz mistrz Taddy.
Tym trzecim na pudle okazał się niespodziewanie… debiutant Billy Bolt z Wielkiej Brytanii, który pojechał fenomenalny drugi wyścig, bez respektu zaatakował samego Teddy’ego i wyprzedził go. Tymczasem przepadli zarówno jego rodak Jonny Walker (liczne błędy, kłopoty techniczne, fatalny drugi wyścig), jak i sam Colton Haaker (złe starty, utknięcie na oponach, błędy) a i Alfredo Gomez zajmował dalsze lokaty.
W efekcie pierwsza runda zakończyła się bardzo zaskakująco, bo wygrał ten, który nic nie wygrał (Tadek był trzykrotnie drugi, choć świetnie startował i prowadził w każdym z wyścigów!) a ten, który wygrał dwa wyścigi (Webb), trzecim słabszym „wywindował” Tadka na 1. miejsce. Ku wielkiej radości tysięcy kibiców. W kolejnych dwóch klasach (MŚ Juniorów i Pucharze Europy) także mieliśmy wreszcie Polaka na podium! Wielu stawiało na Oskara Kaczmarczyka czy Grzegorza Kargula.
A tymczasem to Emil Juszczak wjechał na trzecie miejsce podium MŚ Juniorów! W Pucharze Europy z kolei, spośród kilku naszych zawodników, tym najlepszym a trzecim na pudle okazał się Mariusz Stefaniak. Tak świetnego potrójnego polskiego pudła chyba nie zakładał nikt. A jak swój świetny comeback skomentował sam Taddy?
Gdy rok temu żegnałem się tutaj z kibicami to było naprawdę na serio. Nie planowałem powrotu. Ale po jakimś czasie otrzymałem dobrą propozycję, a poza tym po odpoczynku od zawodowego ścigania i zresetowaniu się poczułem, że znowu mam ochotę na rywalizację. Owszem, zastanawiałem się jaki to będzie powrót, bo w czasie gdy cała reszta walczyła, ja miałem tylko treningi. Dwa, trzy miesiące przygotowań chyba jednak wystarczyło, bo przecież wszystkiego, czego nauczyłem się wcześniej nie zapomniałem. Brakuje mi paru startów, wyścigów, bo rywale są lepiej wyjeżdżeni. Ale postanowiłem, że jak mam wracać, to nie po to, by zajmować dalsze miejsca. Z drugiej strony nie muszę nikomu nic udowadniać, wygrałem w tym sporcie wszystko. Starałem w Krakowie oddać całego siebie. Cieszę się z takiego powrotu i dziękuję wszystkim kibicom za cudowne powitanie i wspaniały doping. Pięknie jest tak powrócić!
Zatem Mistrz jest z powrotem w grze, a cała reszta będzie musiała się z nim zmierzyć w kolejnych rundach. Niesamowicie emocjonująca zabawa rozpoczyna się więc od nowa! Szersza relacja z Krakowa w kolejnym numerze X-cross.
fot. Alek Skoczek, Krzysztof Hipsz, SportUp