Po znakomitym, równym sezonie zdobył swój dziewiąty tytuł mistrzowski. Nie było na niego mocnych, ale trzeba przyznać, że miał dwóch znakomitych i godnych rywali. Najpierw równorzędnie walczył z nim Tim Gajser (do czasu kontuzji na Grand Prix Niemiec), a w drugiej części sezonu Jeffrey Herlings.
Czy byłeś przekonany, że będziesz walczył o tytuł a nie o 2-3 miejsce?
Zdobycie mistrzostwa jest zawsze moim celem na początku każdego sezonu. W zimie przygotowywałem się do tej walki z nastawieniem, aby unikać kontuzji i uzyskać jak najlepszą formę. To była kontynuacja wcześniejszych planów. Oczywiście nic nie było pewne i oczywiste, wszystko trzeba było sobie wywalczyć, ale do tego jestem przyzwyczajony. Do rywali również.
Który tytuł był dla ciebie największą radością a który było najtrudniej zdobyć?
Pierwszy dał mi zdecydowanie najwięcej radości. Otworzył przede mną nowy, piękny rozdział w sportowym życiu, wiele zmienił. Pierwszy był również najtrudniejszy. Nie miałem jeszcze takiego doświadczenia, musiałem się bardzo starać, kosztowało to wiele wysiłku. Ale dziewiąty, ostatnio zdobyty tytuł nie był wcale najłatwiejszy. Droga do niego wiodła przez dwa mniej udane sezony, więc musiałem wykonać wiele pracy i nauczyć się sztuki cierpliwości. Poza tym, wiele się zmieniło. Jest nowa, młoda generacja rywali, którzy są bardzo dobrzy i którzy umieją ze mną wygrywać. Dzięki temu rywalizacja nie jest jednostronna i nudna, jest coraz ciekawiej dla kibiców i dla nas samych.
Co widzisz ciekawego np. w rywalizacji z Gajserem czy Herlingsem?
Komuś może się wydawać, że wystarczy mieć najszybszy motocykl, być najsilniejszym mentalnie i mieć doświadczenie żeby wygrywać. Tymczasem o zwycięstwie często decydują z pozoru mniej istotne elementy. Dlatego motocross jest tak złożony, tak nieprzewidywalny i… tak emocjonująco piękny. Tim wniósł do klasy MXGP nową jakość, świeżość, więcej techniki, lekkości. Jeffrey z kolei przyszedł jako uznana marka i od razu pokazał, że jest kandydatem na mistrza świata. Możliwość rywalizacji z takimi konkurentami sprawia, że tym bardziej cieszę się z tego tytułu. Gdy jest nas kilku do jednego trofeum, to nikt nikomu niczego nie podaruje. I dlatego ten tytuł nie był wcale łatwy, bo gdy Tim odniósł kontuzję, do ataku przystąpił Jeffrey, więc cały sezon musiałem walczyć o każdy start i każde podium. W drugiej części sezonu chyba o wszystkim zdecydowało doświadczenie.
Rok temu w Teutschenthal mówiłeś po wygranej z Timem Gajserem, że czujesz się na 70 % mocy i swoich możliwości i jeszcze nie jesteś w optymalnej dyspozycji. Jak było teraz? Sto procent?
Na początku sezonu było to rzeczywiście w granicach 100 procent. Już na Mistrzostwach Włoch pokazałem, że niczego mi nie brak. W pierwszej połowie roku czułem, że wszystko jest jak trzeba, że jestem na dobrej drodze. Pod koniec sezonu starałem się raczej bardziej kontrolować sytuację, miałem wypracowaną pewną przewagę, więc trzeba było ją dowieźć do końca. Dbałem bardziej o mistrzostwo, a nie tylko o samą jazdę. Gdy sytuacja była już opanowana i jasna (w Assen, na przedostatniej rundzie MŚ- przyp. red.) mogłem trochę wyluzować i nie jechać na „full”. Może w sezonie nie wszystko było idealne zwłaszcza wtedy, gdy nie wychodził start. Na szczęście większość z nich miałem jednak udaną, więc było dobrze.
Czy jesteś spełniony i czujesz się szczęśliwy, czy raczej uważasz ten 9-ty tytuł za kolejny etap jaki zrealizowałeś w karierze?
Jestem szczęśliwy, bardzo mnie ten tytuł cieszy właśnie dlatego, że wielu myślało, że teraz to inni, młodsi będą mistrzami a ja jestem już „za stary”, czy coś w tym stylu…. Oraz dlatego, że zdobyłem go, mając właśnie takich szybkich i mocnych rywali. Bo oni mi tę drogę uczynili trudniejszą. Musiałem dać z siebie i z maszyny maksimum.
Cel zrealizowałeś. Co dalej?
Kolejne dwa lata spędzę w MXGP, mam nadal kontrakt w KTM, tak że…spodziewajcie się pasjonujących kolejnych pojedynków „młodych strzelb” z weteranem Cairolim. Ja całkiem dobrze się cały czas czuję, więc o ile nie będzie jakichś niespodziewanych przygód, to nadal będę dążył by być najlepszym. Ale, jeżeli nie będę dość szybki i wystarczająco zmotywowany, pomyślę nad zmianami w życiu i możliwe, że zakończę karierę.
Teraz, gdy emocje już opadły możemy podsumowywać minione Grand Prix. Które wyścigi uważasz za najważniejsze dla siebie?
Zdecydowanie Trentino, tam dokonałem czegoś, co nawet mnie wydawało się niemożliwe. Startując przed swoją publicznością mam szczególnie silną motywację, tymczasem w drugim wyścigu wyglądało na to, że nie ma mowy o wygranej. I co się stało? Ruszyłem w pogoń z 20-go miejsca i… byłem pierwszy! Ten wyścig zapamiętam do końca życia.
W imieniu polskich kibiców gratulujemy powrotu na tron oraz życzymy dalszych pięknych sukcesów i spektakularnych wyścigów.
Bardzo dziękuję. Wiem, że mam w Polsce wielu kibiców i przy tej okazji pozdrawiam Ich, zapraszając na kolejny sezon ścigania w MŚ.
fot: Alek Skoczek, ARC