Cross country w Bieszczadach, czyli jak niemożliwe stało się możliwe

Gdy kończyły się zawody, ktoś z publiczności powiedział głośno: takie impry to ja mógłbym co tydzień oglądać. My też, zwłaszcza że rozegrane niemalże na bieszczadzkich połoninach, a dokładniej w pobliżu Leska, w narciarskim centrum Weremień.

I nikomu to nie przeszkadzało, warkot motocykli nie przepłoszył ani saren, ani jeleni, że o niedźwiedziu samotniku nie wspomnę. Mało tego swoje błogosławieństwo (ale także karetkę, tojtojki i swoje lasy) dał przede wszystkim Urząd Miasta i Gminy Lesko z nowym burmistrzem Adamem Snarskim (który zalegalizował offroad na terenie gminy zakazany przez poprzednie władze), ale także prywatni właściciele terenów, na których poprowadzona została trasa III Rundy Pucharu Południowej Polski Cross Country.

Sprawcą zamieszania był Bieszczady Enduro Team pod wodzą Marka Zaniewicza, niezwykle barwnej postaci, gościa, który w dużej mierze sfinansował imprezę za własne pieniądze przy wsparciu kilku zaprzyjaźnionych miejscowych biznesmenów. Marek sam jest zapalonym crosscountrymenem, tym razem jednak z racji zasiadania na dyrektorskim stołku zawodów pilnował, aby wszystko odbyło się zgodnie z rozkładem, regulaminem i by wszyscy którzy wystartowali, dotarli szczęśliwie do mety.

I tak też było, co potwierdził jeden z ratowników z ekipy medycznej wstawiając nosze do karetki: błota nawet nie liznęły. Świadczy to jak najlepiej o przygotowanej trasie, która na całej swojej długości miała kilka wariantów hard i soft. Po okrążeniu zapoznawczym każdy mógł przekalkulować zyski i straty i wybrać optymalny wariant przejazdu adekwatny do umiejętności.

A trzeba przyznać, że parę fragmentów było zdecydowanie hardkorowych, jak choćby leśny zjazd i wjazd usytuowany kilkanaście metrów od startu. To tam zgromadził się spory tłumek kibiców podziwiających technikę jazdy śmiałków, którzy zdecydowali się wybrać ten wariant.

Byli tacy, którzy pokonywali przeszkodę jednym łyknięciem, inni wykonując ekwilibrystyczne wigibasy skutecznie ratowali się przed upadkiem, jeszcze inni grzęznąc na podjeździe musieli skorzystać z pomocy „liniarzy”. Najwięcej braw zebrał Łukasz Kurowski, który nieklasyfikowany wystąpił w zawodach gościnnie, pokazując wspaniały styl godny mistrza. Brawo Qurak!

Ale brawa należą się wszystkim bez wyjątku, bowiem półtoragodzinna jazda w górskim terenie wysysa z człowieka wszystkie siły witalne, czego dowodem kilku „poległych riderów”, którzy po przejechaniu linii mety zsuwali się z motocykla na ziemię.

Chwila na złapanie oddechu i po chwili banan na twarzy: dojechałem!!!!! Nim jednak do tego doszło, przygotowania… Cześć zawodników pojawiła się jeszcze w sobotę, lokalesi zjechali do Weremienia wczesnym rankiem w niedzielę. Było parno, na czołach pojawiały się krople potu, wieszczono deszcz w trakcie zawodów. Rejestracje i kontrole techniczne poszły sprawnie, a zatem można było zebrać pierwszy rzut cross countrowej kawalerii do zapoznania się z trasą. Zanim jednak zawodnicy ruszyli, minutą ciszy uczczono pamięć Łukasza Lonki, którego zdjęcie przepasane kirem stało w biurze zawodów.

A na prostej startowej – rzeczywiście prostej jak strzelił – cała panorama stoku ze zjazdami i podjazdami. Kibice doskonale wiedzieli gdzie się ustawić i wybrali miejsce, gdzie faktycznie pierwszy przejazd zebrał spore żniwo i glebiarzy mieliśmy sporo. Zakręt, stromizna, śliskie błoto, bez zapasu mocy nie miałeś szans.

Część poległa, część pomknęła w górę, wszyscy jednak wyciągnęli wnioski i już następnym razem był to jeden z najbardziej lajtowych fragmentów trasy. Wystarczyło pomyśleć, spróbować, zapamiętać i kolejnym razem pojechać z głową na karku.

Na pierwszy ogień poszli Expert S2, Master, Amator S2 i Junior 85, blisko 70-tka chłopa. Starsi z młodymi, praktycy i leszcze. Ale żaden z nich się nie oszczędzał, ledwie kilku zjechało z trasy przed czasem, znakomita większość dotrwała do końca.

Najszybszym Mastersem okazał się Grzegorz Marszałek z Nowego Targu, najszybszym Amatorem S2 był Wojciech Sikora, pierwszy na mecie Junior 85 to Adrian Skoczeń z SMK Enduro Czerwionka. Adrian mimo młodego wieku to prawdziwy bywalec na torach nie tylko CC. W lipcu oglądaliśmy go w Rumianku, gdzie walczył w Pucharze Polski SuperEnduro w klasie Młodzik, w której nb prowadzi.

Na koniec Expert 2 i sukces Dawida Lamparta. Lamparta? Tego Lamparta? Tak jest, wychowanka Stali Rzeszów, kilkukrotnego złotego medalisty drużynowych Mistrzostw Świata na Żużlu. Tego samego… Gdy pierwsza grupa zjeżdżała na padok, na starcie pojawił się drugi zaciąg CC: Expert 1, Junior, Amator S1 i Hobby. Zatem mieliśmy kolejny przejazd tego dnia i kolejne półtorej godziny walki ze słabościami, kondycją, błotem a czasami i ze sprzętem.

Najszybszym „Hobbystą” okazał się „bieszczadnik” Andrzej Hirniak, w Amator S1 triumfował Krzysztof Waligóra z miłej naszemu sercu Ochotnicy, Tymoteusz Bachleda wygrał w klasie Junior, a w klasie Ekspert S1 Jakub Haftek. Z „ekspertami” pojechał także wspomniany wcześniej Łukasz Kurowski. Qurak pojechał bezbłędnie, rasowo, klasowo uzyskując najlepszy czas. Szacun Mistrzu.

A potem były oryginalne puchary, uściski, polne kwiaty, ostra muza i satysfakcja. Wszystkich bez wyjątku, bo wszyscy zdali kolejny egzamin z off roadu, zarówno riderzy jak i organizatorzy. Zważywszy na fakt, że wybory samorządowe za trzy lata, jesteśmy spokojni o kolejną rundę CC w Lesku.

fot. Krzysztof Hipsz