Najpopularniejsza wśród Polaków czeska runda MŚ MXGP w Loket ponownie gościła cały motocrossowy światek. Wśród pięciu klas i prawie dwustu riderów oraz riderek znalazło się czterech Polaków, z czego trzech wystąpiło w wielkim finale ME EMX 65ccm.
Tym razem tor na Loketskich Serpentynach wpisał się w realia tegorocznej rywalizacji, ponieważ miały tam miejsce liczne gleby i bratobójcze pojedynki między kolegami. Czeska runda była tak nieprzewidywalna, jak …pogoda w okolicznych górach. Miało padać, grzmieć i lać, a nie padało w ciągu całych dwóch dni rywalizacji.
Jedynie w sobotnią noc natura zrosiła tor, co zapewniło dobre warunki i ograniczyło jego polewanie. Miał wygrać Gajser, bo przecież nic nie stoi mu już na przeszkodzie, a nie wygrał. Jeźdźcy często przeżywali zmienne koleje losu. Kto padał w jednym wyścigu, drugi miewał bardzo udany. Kibice wypatrując swoich ulubieńców przeżyli niejeden zawód, gdy ktoś nie nadjechał. Albo spadał na szary koniec… A gleb było tak dużo, że spiker czasami nie nadążał z połapaniem się kto i gdzie zaglebił.
Było więc trochę jak w przysłowiowym czeskim filmie, gdzie coś się dzieje, ale mało kto wie co się dzieje, i co będzie dalej. Faktycznie, za akcją trudno było nadążyć, tak jak za zmieniającymi się na kolejnych miejscach riderami. Ten swoisty misz-masz wyłonił jednak nowych mistrzów Europy oraz zwycięzców w MŚ kobiet i w MŚ obu głównych klas.
EMX 65
Nasi trzej mali reprezentanci (Zaremba, Kajrys, Jaworski) musieli poradzić sobie z prawie czterdziestką mocnych rywali z całej Europy plus dodatkowo z emocjami, jakie nieuchronnie towarzyszą tak wielkiej imprezie. W końcu przed kilkunastoma tysiącami kibiców dwóch naszych debiutantów (Dawid Zaremba i Bartosz Jaworski) jeszcze nigdy nie występowało. Kwalifikacje przebiegły dla naszej trójki reprezentantów w klasie 65cm, średnio.
Ale potem było coraz lepiej. Dało się zauważyć bardzo dobry start (trzeci w połowie dystansu do pierwszego zakrętu, a po wyjściu z niego 10 pozycja) i świetną, agresywną, odważną jazdę Dawida Zaremby. I to nie przez chwilę, ale ponad połowę pierwszego wyścigu! I były by piękne, pierwsze solidne punkty, gdyby nie pechowa gleba (w sumie było ich trzy, ale ta ostatnia zaważyła na braku punktów) na ostatnim okrążeniu pierwszego wyścigu. Jaka szkoda!
Ale jazda Dawida od razu rzucała się w oczy. Nasi pozostali dwaj riderzy tez starali się wycisnąć z siebie co się da. Ostatecznie uplasowali się blisko siebie (Kajrys 22 miejsce, Zaremba 23 miejsce, Jaworski 27 miejsce). Tak więc sobota zakończyła się niedosytem, z nadzieją na lepsze jutro. Dawid Zaremba rozpracował sobie jednak dobrze w kwalifikacjach bandę w pierwszym zakręcie, co miało się wkrótce przydać. W niedzielę ścigające się dzieciaki czekało drugie i…OSTATNIE podejście. Trzeciej szansy już nie było, więc liczyliśmy, że i Dawcio i pozostali nasi chłopcy sprężą się i wejdą na szczyty swego maksimum. Inni będą musieli zrobić to samo. Zwłaszcza niezwykła dziewczynka z Holandii – Lotte Van Drunen, której gleba też pokrzyżowała plany, a przecież dopiero co zdobyła brązowy medal MŚ. Ani gleba ani nic innego nie popsuło planów zawodnikowi gospodarzy.
Vita Marek zmiażdżył wszystkich znakomitą jazdą!!! W tym wieku mało kto jeździ tak pewnie, tak bezbłędnie i tak równo. Czesi czuli w powietrzu drugie złoto- po MŚ Juniorów, gdzie Marek zdobył Puchar Świata w tejże klasie! To niewątpliwy diamencik i wygląda na to, że czeski MX ma talent na miarę Radka Vetrovskiego czy Petra Polaka. A może większy? Niedzielny finał w wykonaniu Dawida Zaremby był niemal kopią sobotniego. Znowu taki sam start – szybki, nieprzespany i po zewnętrznej bandzie w pierwszym zakręcie. To od razu dało mu pewną przewagę, bo wychodził z zakrętu rozpędzony. I ponownie jechał w okolicy 10-12 miejsca.
Ponownie też jego jazda była zdecydowana, jakby nie bał się dziur i rosnących garbów. Miejscami zdawało się, że jedzie za szybko, a gdy rozpędzony jechał w ów stromy dół, gdzie 2 lata temu zginął w wypadku młody Mołdawianin i na dodatek wziął się jeszcze za wyprzedzanie a nie hamowanie, kilka serc struchlało. Ale Dawcio pokazał i umiejętności i odwagę, bo wyszedł z tego trudnego i nieobliczalnego miejsca bardzo dobrze, nie odpuszczając, lecz walcząc cały czas. Zabrakło jednak tego pełnego opanowania i trzymania swojego tempa aż do końca. Kilka razy niepotrzebnie obejrzał się, jakby chcąc zobaczyć ilu go goni i czy są blisko. To spowodowało jednak zakłócenie rytmu i prędkości, a w efekcie kilku rywali wyprzedziło go. Te elementy trzeba jeszcze dopracować, ale nie dziwmy się – wszak to są jeszcze dzieci i skoro nawet dorośli miewają problemy z pełną koncentracją, cóż się dziwić tym małoletnim motocyklistom? Ostatecznie Dawid dojechał na 18. miejscu i zgarnął swoje pierwsze i jedyne polskie punkty (trzy) w tej imprezie. Brawo! Van Drunen nie zdołała nadrobić straty z pierwszego wyścigu i ostatecznie zajęła 5. miejsce, a łącznie szóste.
I teraz najciekawsze. Pozostałymi medalistami ME zostali…riderzy krajów nadbałtyckich! Marius Adomaitis z Litwy zdobył srebro, a Semen Rybakov z Rosji brąz. Teraz widać, dlaczego naszym nie poszło tak łatwo w strefie eliminacyjnej. Grupa North East po prostu zrobiła się trudna, a poziom i tam poszedł mocno do góry. Wschód Europy znowu pokazał, że liczy się w walce o najlepsze miejsca i potrafi objechać najlepszych z Zachodu. Przegranymi byli na pewno Holendrzy, a największym prócz Van Drunen pechowcem, mogącym walczyć realnie o podium był Mick Kennedy, który w samej końcówce drugiego biegu miał tuż za metą niespodziewany, ale gwałtowny upadek po locie przez kierownicę, po którym nie ruszał się na ziemi, co spowodowało spore zamieszanie i wyhamowanie wszystkich jadących (z Dawidem i innymi zdezorientowanymi włącznie), z uwagi na interwencję medyczną. Na szczęście Mickowi nic poważnego się nie stało. A pozostali nasi chłopcy? Bartek Jaworski musiał uporać się z tym dodatkowym przeciwnikiem, jakim był niewątpliwie stres. To była jego pierwsza duża impreza i pierwsza zagraniczna. Był więc zupełnym debiutantem, ale tyłów nie trzymał. Nawet mimo gleby, pozbierał się i jeszcze powalczył, pokazując, że potencjał na pewno ma. Musi się tylko naprawdę otrzaskać z zagranicą, co przy jego talencie jest po prostu KONIECZNE. Jego kariera jest krótka, ale już dość intensywna. Tyle że w kraju. A tam takich torów jak w Loket nie mamy. Trzeba więc będzie przemyśleć jak ma wyglądać dalszy rozwój tego utalentowanego chłopaka. Jedno wszak jest pewne: Arek Mańk może się cieszyć ze swego podopiecznego, bo trafił mu się rider bardzo progresywny.
Na koniec Piotrek Kajrys. Tu niestety zabrakło i opanowania i przełożenia tego co się umie na torze. Za duży stres, ciśnienie i złe starty mimo braku karamboli zrobiły swoje. Nie był to dobry występ, biorąc pod uwagę również to, że rok temu Piotrek zdziałał więcej, zatem tu odnotowujemy krok wstecz. Miejsca naszych to: Zaremba – 22., Jaworski – 28, Kajrys – 31. Najlepiej wypadł więc ten najmłodszy, najmniejszy i debiutujący w finale ME. Za rok sprawy będą wyglądały nieco inaczej, do Loket pojedzie pewnie nieco inny skład, dlatego szkoda niewykorzystanych szans w swojej klasie. Dobrze chociaż, że udało się uzyskać dofinansowanie z PZM, dzięki dotacjom z Ministerstwa Sportu i Turystyki.
EMX85
W tej klasie mieliśmy inny świat. Świat prędkości i jakości jakiej u nas w tej klasie nie znajdziemy. Pewność manewrów, odważne skoki, równe, znakomite tempo i pomysły na trudne miejsca toru. Oto dzisiejsza elita klasy 85cm w Europie…Tutaj wyglądamy niestety blado i może dopiero powracający do swej najlepszej formy Maks Chwalik czy Miko Stasiak powalczą o punkty w przyszłym roku. Tutaj również pachniało drugimi medalami dla najlepszych na niedawnych MŚ Juniorów. Łotysz Edvards Bidzans wygrał w cuglach pierwszy bieg, ale blisko był Valerio Lata z Italii i Quentin Prugnieres z Francji. Włoch zajął 3. miejsce, Francuz drugie.
Drugi wyścig decydował więc o wszystkim. A tam najlepszy był wprawdzie Lata, ale Bidzans wiedział co robić, by rozstrzygnąć wyścigi na swoją korzyść. Wystarczyło mu drugie miejsce i takie też zdobył, zostając mistrzem Europy! Srebro wziął Lata, a brąz Prugnieres, który bardziej przypomina fryzurą Skandynawa niż Francuza. Kolejny Łotysz- Reisulis – znowu tylko „powąchał” podium, bowiem zajął ponownie 4. miejsce. Kraje nadbałtyckie znowu mocne!
WMX.
Kiwi, Kiwi i raz jeszcze Kiwi! Nie musi najlepiej startować. Wystarczy, że potem jedzie swoje. Po prostu cały czas ta niesamowita dziewczyna idzie jak burza. Jej przewaga na mecie nad drugą Nancy Van de Ven to aż…36 sekund! Miazga! Ale trzecia była nie któraś z faworytek z TOP 4, lecz młodziutka, szczupła, pamiętana dobrze z naszego Cieszyna Sara Andersen z Danii. To pierwsze tak wysokie miejsce tej niepozornej dziewuszki w karierze w MŚ. Pięknie! Wielki pech Czeszki Vitkowej, która też jechała po swoje pierwsze, upragnione i wymarzone punkty i.. też gleba je zaprzepaściła!
Ale jednak ta dziewczyna pokazała niesamowitą odwage i agresję w jeździe oraz zawzięcie walczyła o odrobienie strat. I to aż dwa razy! Bo tuż po starcie, leżała w pierwszym zakręcie ze swoją rodaczką Barborą Lankovą. Potem z szarego końca przebiła się na punktowane miejsca (z 37 miejsca na 16!), ale druga gleba zniweczyła cały heroiczny wysiłek. Ależ ta riderka ma pazur! Rzadko się zdarza, że flagowi stojąc i obserwując co się dzieje, dopingują któregoś zawodnika. A tu tymczasem najlepszą Czeszkę jadącą chyba po swoje pierwsze, przełomowe w karierze punkty MŚ zaczęli dopingować czescy marshalle, bo emocje i doping kibiców były naprawdę wielkie. Świetnie zresztą nakręcał to wszystko znakomity w swym fachu spiker i były zawodnik – Petr Kovar, z pomocą swego młodszego kolegi- Evżena Zadrażila. Ostatecznie ambitna Czeszka punktów nie zdobyła, a gleba kosztowała ją również poobijany bok pleców i żebra, co miało wkrótce swoje konsekwencje. Nieco słabiej pojechała poprzednia liderka WMX, Belgijka Amandine Verstappen. jak i Larissa Papenmeier. Niemka świetnie startuje, ale potem zdarzają się jej błędy, kosztujące ją cenne punkty. Niedzielny finał był niespodzianką już od startu. Oto mająca wielkie szanse na pierwsze podium
MŚ Sara Andersen wkrótce po starcie jechała…ostatnia! Dramat Dunki i tak oto wielka okazja uleciała z wiaterkiem śmigającym po wzgórzach wokół Loket. Drugim zaskoczeniem była nieobecność czeskiej nadziei na punkty- Vitkovej. Niestety, skutki sobotniej gleby sprawiły, że medycy zalecili wstrzęmięźliwość wyścigową w niedzielę, ale jak nas zapewnił jej trener i manager- Jiri Ćepelak- na kolejną rundę MMĆR (4.08) będzie gotowa. Najlepiej znowu wystartowała Papenmeier. Kiwi w okolicach 4-5 miejsca, ale szybko zaczęła porządkować wyścig i długo nie trwało zanim objęła prowadzenie. Żadna z rywalek nie była w stanie jej zagrozić i dlatego Nowozelandka wzięła w końcu pełną pulę, zwyciężając w obu biegach i zdobywając Grand Prix. Do końca już tylko dwie rundy a Kiwi Girl umocniła się na czele tabeli.
MX2
Ta klasa jechała jak wszyscy diabli razem wzięci. Z maszyny ruszali w prawie czterdziestu, jak mało kiedy. I znowu znany z paru poprzednich rund scenariusz. Najpierw po starcie kwalifikacji na czole bardzo zielono od Kawasaki, ale potem… zmiana na kolor pomarańczowy. Czyli super duo Prado -Vialle. Nieoczekiwanie upadł w pierwszym wirażu Jago Geerts, a upadek jego i Krća z Czech wyraźnie przyhamował Olsena. Mocny znowu był Jacobi. I uwaga: mamy kolejnych debiutantów w MŚ MX2! Jeremy Sydow i Kevin Horgmo. Znani z dobrej jakości i wysokich miejsc w EMX250. Już kwalifikacje pokazały, że przyjechali ze wszystkimi swymi atutami i bez większej tremy, gdyż bardzo dobrze wystartowali Hofer i Sydow.
Dobrze a nawet świetnie jak na ilość konkurentów pojechał Richard Śikyna, który im więcej punktów zdobywa, tym więcej ma kibiców na torach. Ale zobaczmy jak to jest, że ci starsi i już uznani w MX2 nie dali rady Rene Hoferowi? On był na punktowanej, 20. pozycji…. Ten to ma progres! Kiedy spotkałem młodego Austriaka w niedzielę rano i pogratulowałem mu dobrej jazdy, oraz najlepszego jak dotąd miejsca w MŚ, ten odparł: ” A widziałeś moją glebę tam przy pit lane?” Ten ambitny, młody perfekcjonista martwił się tym, że chwila dekoncentracji kosztowała go spadek o kilka miejsc, i że sam zepsuł sobie jeszcze lepszy wynik. To, że przyjechał na najlepszej jak dotąd pozycji go nie satysfakcjonowało… Temu chłopakowi nie można odmówić ani talentu, ani pracowitości, ani skromności. To jest autentycznie wzór dla wielu młodych riderów. I jak taki KTM Factory ma nie być spokojny o swoją przyszłość, skoro ma zaplecze w postaci takich zawodników?Wróćmy jeszcze do kwalifikacji, gdyż doszło tam do dwóch poważniejszych kraks.
Najpierw debiutujący Sydow nie wyczuł skoku z góry między głównymi trybunami i jego motocykl po odbiciu rąbnął w stromy płot, łamiąc drewniane elementy i powodując niemałe zaskoczenie licznie zebranej tam publiki. Całe szczęście, że motocykl nie przeleciał ponad płotem, bo mogło by dojść do poważnych obrażeń zaskoczonych tym wypadkiem kibiców… Sydow chyba cały (stał o własnych siłach, ale motocykl nie nadawał się do jazdy), ale jeszcze nie zabrano jego maszyny, a już w dole po zjeździe zza mety kolejna gleba. Na nosze (na szczęście na chwilę) trafił Zachary Pichon… Zaczął się rozwiązywać worek z glebami i jak się okazało, był on wyjątkowo dobrze zaopatrzony. Vlaanderen chciał sobie pewnie przypomnieć jak się wygrywa wyścig w Loket, bo przecież dokonał tego rok temu, ale tym razem byli lepsi.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje jednak walka pomiędzy Hoferem a innym debiutantem- Kevinem Horgmo. Cóż to była za walka!!! Trwała z pół wyścigu i ani jeden ani drugi nie ustępowali ani o krok. Hofer stawał na rzęsach by wyprzedzić Norwega, ale dzielny Wiking trzymał się twardo i bronił umiejętnie. To była prawdziwa „battle of the day”! Efekt? Debiutanci zdobyli po kilkanaście punktów… jadąc o wiele lepiej od paru wyjadaczy w MX2. Mieliśmy też bardzo interesujące pojedynki wewnątrz teamowe. Ponownie cięli się Jacobi ze Sterrym i ciekawi byliśmy, co zmalują tym razem, bo po „aferze w Teutschenthal” z udziałem pięści Niemca, mogło znowu zaiskrzyć. Chłopaki na zielonych maszynach znowu ścigali się kilka razy między sobą. Jak nie Sterry z Jacobim, to Sterry z Sanayeim. W tym miejscu trzeba podkreślić niesamowity doping niemieckich kibiców dla Jacobiego. Był on chyba najgłośniejszy i najbardziej widoczny na trybunach oprócz wsparcia słoweńskich navijaćich.
Jacobi oczywiście dobrze wiedział i widział gdzie są jego fani i pozdrowił ich w trakcie kółka zapoznawczego. Ale ten doping był tak mocny, że chyba dodawał skrzydeł Niemcowi. I owe skrzydła poniosły go na kolejne podium rundy! Najpierw Jacobi był trzeci za Sterrym, ale w drugim biegu, był drugi wobec kłopotów Vlaanderena. Swoje „pomógł” też pechowy Vialle z KTM, który choć jechał drugi za Prado, to jednak po kolizji z innym riderem, zjechał z uszkodzonym motocyklem w pierwszym biegu. Henry zdobył więc świetne drugie miejsce i wyraźnie ucieszony tym faktem, mrugnął na koniec do nas z tym swoim szelmowskim uśmiechem. Ten sukces w pewien sposób „zmazał’ jego wpadkę z rękoczynami w Teutschenthal.
Kibice wybaczyli mu już dawno, ale pamięć trzyma długo, więc nie ma lepszego sposobu na zatarcie złego wrażenia jak piękny sukces sportowy. Ten najpiękniejszy sukces znowu odniósł rzecz jasna Prado, który nie miał jakichkolwiek problemów i zgarnął wszystko co mógł. Drugi na podium był Henry Jacobi, a trzeci na podium był Kjer Thomas Olsen. Tak więc Jago Geerts tym razem poza pudłem, ale wciąż trzeci w tabeli. Komentarz Hofera po jego wspaniałej walce? „MX2 jest piękne!” Komentarz Horgmo? ” To była świetna jazda i jeszcze lepsza walka. Robiłem co mogłem, jechałem jak po medal. Dałem z siebie wszystko i jestem zadowolony z mojej jazdy”.
MXGP
Tomek Wysocki po roku wreszcie wystartował w MXGP. Doszło do tego dzięki propozycji złożonej przez… Czechów. A konkretnie Marka Vlćka z ekipy RENTOR Racing. To miło, że Czesi tak doceniają jakość naszego zawodnika i chcą go w swoich barwach na tak ważnej swojej imprezie. Dodatkowo PZM postarał się o opłacenie licencji i znalazły się nawet pieniądze na kilometrówki dla Tomka i jego ekipy. Ba, na stronie PZM aż 3 dni przed występem pojawiła się zapowiedź startu Tomka! WOW! A więc można… W sobotę na torze w Loket rządziły jednak Yamahy! Nawet Gajser nie dał im rady. Od początku Romain Febvre pokazywał, że ma największy głód jazdy, ścigania i… powrotu na najwyższe miejsca. Udowodnił to w wyścigu kwalifikacyjnym, który wygrał przed niebieskim kolegą Jeremy Seewerem. Gajser był trzeci. Wyścigi finałowe jak wiadomo rządzą się swoimi prawami, więc… obstawiamy że podium będzie znowu niebiesko – czerwone… Tomek dobrze sobie poradził jak na rok przerwy od MXGP. Były pewne obawy, że ta długa absencja źle mu posłuży, ale w międzyczasie zajął się nim jego brat Łukasz (uznany już trener) i starał się wzmocnić Tomka przede wszystkim wydolnościowo.
I faktycznie, Wysocki dał radę utrzymać i swoje miejsca i nawet tempo. Po starcie ok. 20-21 lokaty, a na mecie 22 lokata. Jest więc mniej więcej tak jak było w najlepszym jego czasie rok temu. Ale to finały miały pokazać czy kwalifikacje „mówiły prawdę”. Van Horebeek był drugi w czasówce, na swoim najbardziej ulubionym torze, ale czy dałby radę rywalom w finałach? Finały to walka, w której nie ma cienia litości, bo ci twardziele jadą nie dla zabawy, ale cisną ile sił. Pierwszy wyścig to od razu złoty strzał chłopaków z Yamahy. Seewer i Febvre na czele, za nimi Gajser. Tomek nie najgorzej, bo ok. 20 miejsca, trzymał się Leoka i Lupino. Niestety, Loket, tak dobrze znane naszemu riderowi znowu zastawiło na niego pułapkę w głębokim dole, w najniższej części toru. Na niewielkim skoku, wylot z siodła i gleba. Skutek? Obite ramię i bok z ręką i koniec marzeń o pierwszym punkcie MŚ. Tak więc kolejny rider nie spełnił swego marzenia.
Był to koniec udziału w czeskich GP więc wielka szkoda, że tak przedwcześnie się to zakończyło. Tymczasem na czele szalał Febvre i jak się okazało w tym szaleństwie była metoda. Metoda na zwycięstwo! Kiedy ostatnio Francuz wygrał??? Pamięta ktoś? Daaawno… Przed metą Gajser uporał się z Seewerem i wydawało się, że przed drugim finałem jest szansa na słoweńską fetę. Ale drugi start znowu zgarnęły Yamahy, przed Słoweńcem! Mało tego, Febvre z Seewerem znowu rozgrywali znakomitą partię, podczas gdy Gajser dopiero w drugiej części wyścigu przyśpieszył i zaatakował. Wyprzedził znowu Seewera, ale na Francuza zabrakło czasu, a może i tempa?
Pytałem bowiem zaufanego człowieka z Hondy HRC i ten powiedział mi, że w Hondzie nie chcą ryzykować Gajsera, dlatego zalecono mu by nie szalał, i nie gnał za wszelką cenę. Gajser idzie po tytuł i tak ma pozostać. Nauczeni przykładem KTM Japończycy są więc ostrożni, i dmuchają na zimne. Tak więc podium w Loket w klasie MXGP wyglądało tym razem inaczej. Nikogo z KTM, był Gajser (drugi), ale po raz pierwszy od 2015r zwyciężył tam Romain Febvre. Trzeci był Jeremy Seewer i… zaczyna on liczyć się serio jako kandydat do brązu w tym sezonie! Tonus tym razem nieco słabiej, ale Szwajcar dalej liczy się w czołówce.
A teraz najciekawsze! Z dobrze poinformowanych źródeł wiemy, że Jeremy Seewer ma w przyszłym roku dołączyć do… Gajsera. Zastąpi niespełnioną nadzieję na dobre punkty – Briana Bogersa. To może być transfer roku! Honda mając dwóch być może medalistów tego sezonu, wróciła by na fotel głównego rozgrywającego.
Czeski film się skończył. Obsada podium wyjaśniona. Wrażenia- te dobre i te smutne- za nami. W Loket ładnie pokazali się nasi kibice. Zaremba się spisał. Ale to już historia. Teraz czas na upiora z piasku. Tego z Lommel. On postara się o niejeden horror…
fot. Alek Skoczek