Nasz młody reprezentant w klasie 65ccm z Kaszub („KMX Kaszuby”) Dawid Zaremba w ostatni weekend wziął udział w MŚ Juniorów rozegranych we włoskiej Pietramuracie. Był to jego debiut w tej imprezie i pierwszy występ w tak wysokiej rangi zawodach. Teraz przed nim udział w wielkim finale Mistrzostw Europy w czeskim Loket.
Jakie są wnioski po występie Dawida? Już sam fakt powołania do kadry na MŚ był wyróżnieniem. W końcu na MŚ nie powołuje się zawodników przeciętnych, lecz wyróżniających się, mających lepsze wyniki i potrafiących się odnaleźć w poważnej imprezie. A że Dawcio czyni postępy i mimo pewnych przeszkód oraz trudności daje się u niego zauważyć stały progres, więc i powołanie do kadry na MŚ nie dziwi. Procentują wszystkie starty zagraniczne i całe zebrane doświadczenie w rywalizacji z czołowymi zawodnikami europejskimi.
Do Pietramuraty w Trentino Dawid przyjechał wiedząc z kim będzie rywalizował. Poza egzotycznymi riderami z USA, RPA i Australii, spora część reszty jest mu bowiem dobrze znana z zawodów w Holandii, strefy eliminacyjnej North West i ostatnio ze strefy North East, w której niedawno wywalczył awans do finału ME w Loket. Tak więc jeden z najważniejszych czynników negatywnie wpływających na jazdę- stres- udało się zminimalizować i nasz rider nie miał z tym większego kłopotu. Trzeba przy tym pamiętać, że nie ma wyższej rangi zawodów dla tych dzieci niż MŚJ, i jest to jedyna w roku szansa zaistnienia na takiej imprezie. Trzeba więc do niej podejść jak najpoważniej i zrobić co się da, by zebrać jak najwięcej doświadczeń i wniosków. Tym bardziej, że MŚ są znakomitym testem przed finałem ME, i dobrze że te imprezy są jedna po drugiej.
Ich poziom sportowy wygląda dość podobnie, ale finał ME ma tę różnicę, że jest częścią wydarzenia z najwyższej półki, a więc rundy MŚ MXGP, na które przychodzi od 25.000 do 35.000 widzów, więc de facto impreza jest zdecydowanie większa i poważniejsza. Można więc rzec, że udział w MŚJ jest świetnym przygotowaniem do finału ME, przede wszystkim od strony mentalnej. A jak występ Dawida wyglądał od strony sportowej?
Oddajemy głos Tacie Dawida, Rafałowi Zarembie: Za najważniejsze uważamy to, że po pierwsze Dawid był spokojny, a nie spięty i zestresowany. Debiut w MŚ jest wyzwaniem i wielu ma z tym problem, bo zjada ich stres. Ta świadomość że będą rywalizować z całym światem. Po drugie, starał się jechać swoje, najlepiej jak umiał. Po trzecie, nie było żadnych nieoczekiwanych niespodzianek, problemów technicznych. To wszystko dobrze świadczy zarówno o przygotowaniu głowy jak i sprzętu. Jesteśmy realistami, więc w tym debiucie, po ledwie kilku sezonach nie zakładaliśmy nie wiem jakiego wyniku, ale zależało nam po prostu na solidnym, dobrym występie, żeby syn pojechał to co umie, i wyniósł z MŚ jak najwięcej. Bo to mu się przyda. A przebieg wyścigów i wynik? Pewnie zawsze mogło być lepiej, ale bierzemy co to jest, ponieważ nie na wszystko w czasie walki ma się wpływ. Z początku było spokojnie, może nawet za spokojnie, bo w wyścigu kwalifikacyjnym Dawidowi nie udało się uzyskać czasu, który dawał udział w finałach. Został jeszcze wyścig ostatniej szansy. Przed tym decydującym o awansie biegiem porozmawiałem z nim na spokojnie, starałem się przekazać co musi zrobić lepiej, że drugiej szansy już nie będzie. Musiał trochę przycisnąć, wykazać więcej agresji i szybkości w jeździe. Jak widać zachęty i szczera rozmowa podziałały, bo też nie o to chodzi, by wywierać presję i nacisk, ale by sam zawodnik rozumiał co trzeba poprawić i zrobić, by osiągnąć cel. A naszym celem nie było jedynie przyjechać i pokazać się na zdjęciu z drużyną, zaliczyć udział w MŚ, lecz postarać się uzyskać w miarę najlepszy możliwy wynik, a więc uczestniczyć w finałach. Ten cel myślę zrealizowaliśmy, choć miejsce jakie syn zajął mogło być wyższe. Uczciwie mówiąc, przeszkodziły mu w tym dwa zdarzenia jakie miały miejsce w trakcie obu wyścigów. Najpierw wkrótce po starcie, na pierwszym okrążeniu po kilku zakrętach w dole doszło do masowego karambolu, który wciągnął i wyhamował niestety również i Dawida. Czołówka odjechała i pozostało tylko starać się nadrobić tyle, ile się da. Nie było to rzeczą prostą, gdyż tam nikt nie kalkuluje i na tym poziomie każdy jedzie swoje maksimum. Liczy się każdy punkt, lepsze miejsce. Także trzeba było się nieźle napracować, żeby odrobić stratę. Trochę szkoda, bo start nie był zły. Dawid plasował się w środku stawki, po tym karambolu jednak spadł sporo miejsc, i w efekcie zdołał wywalczyć 29. miejsce. Drugi wyścig finałowy też nie rozpoczął się źle, ale później doszło do niezawinionego upadku, gdy jeden z rywali wjechał Dawidowi kołem w bok motocykla, powodując jego upadek. I znowu niepotrzebna strata, gonienie lepszego wyniku. Tak więc dwa razy zanotowaliśmy trochę pecha, ale w tym sporcie nie chodzi o to, by się przejmować pechem, ale by się szybko podnieść, odbudować psychicznie i do samego końca robić swoje. Myślę, że syn tak właśnie uczynił i to dobrze rokuje na dalsze poważne wyścigi i udział w kolejnych najpoważniejszych imprezach. Moim zdaniem ostateczny wynik (30. miejsce na 40-tu finalistów i 88 biorących udział w eliminacjach) nie oddaje do końca aktualnych możliwości i jakości jazdy Dawida. Jakby nie było jeździ on sporo krócej niż ci najlepsi, ale mimo tego stara się dawać z siebie wszystko. Wspominałem już w poprzednich wypowiedziach, że drobna postura i warunki fizyczne syna nie nadążają trochę za możliwościami wyścigowymi nowego motocykla. To pełne zgranie i wykorzystanie szybkości, umiejętny balans ciałem to są rzeczy, których uczą się nadal nawet seniorzy, więc tym bardziej dziecko, mające za sobą tylko 4 lata jazdy w zawodach. Trzeba więc cieszyć się z tego udziału, z tego że debiut nie okazał się nieudany, że Dawid awansował do finałów i pokazał tam, że nie poddaje się i jest w stanie nadrobić nieoczekiwane straty. No i przede wszystkim to, że podszedł do sprawy na spokojnie, bez nadmiernych emocji. Nie „spalił się” psychicznie. Liczymy na to, że to da mu więcej pewności siebie i odpowiedni spokój przed finałem ME w Loket, gdzie też emocji nie zabraknie i wiele się może wydarzyć. Według mnie to dobrze, że już w tym wieku te dzieci uczą się jazdy na torach klasy MXGP, że nie zostają gdzieś na prowincji Europy, bo im szybciej przywykną do prawdziwych trudności i takiej rywalizacji, tym lepiej dla nich.
A na koniec chcielibyśmy jak zawsze podziękować firmom i osobom, które przyczyniły się do tego wyjazdu i wsparły nas. Specjalne podziękowania kierujemy dla p. Bartka Sirockiego z Glanc Auto, za wyjątkowe zaangażowanie i inwencję własną w pomocy dla nas na ten wyjazd. Również dla firm – naszej stałej ekipy sponsorów: Pan Leszek Formela, Hard-Enduro.pl, SM Stickers, Holeshots, JG Sport, I’M Inter Motors, YCF Polska, Motoresults, X-cross, BORNTOMX, Motolevel, DUUST. A to ekipa, która pomogła w wyjeździe na MŚ: Auto Miras Repiński Transport i Spedycja, Cukiernia „Markiza”, Roman & Adam Wenzel, Chromemaster Automotive, Perfekcyjne Auto – Profesjonalne studio detailingu, Delikatesy Max Xavier, Pan Piotr Adamczyk, Pan Jarek Potrac.
Osobne podziękowanie dla PZM za zapewnienie dofinansowania, pełen zwrot kosztów, który pozwolił nam na spokojne planowanie wyjazdu, bez obawy o całość budżetu. Opieka na miejscu też była w porządku, trener Marcin Wójcik pilnował całości spraw, nie byliśmy ani zagubieni, ani pozostawieni samym sobie.
Teraz czekamy z niecierpliwością na występ Dawida w finale ME w Loket. Rok temu był tam tylko widzem, potem marzył o awansie do tej pięknej, wielkiej imprezy sportowej. Teraz ten awans ma, wywalczył go podczas czterech rund eliminacji. Cieszymy się i życzymy sukcesu!
fot: archiwum własne P. Zaremba