Dominik Olszowy największym Kozakiem jest – Dębska Wola 2021

    Rok temu mniej więcej o tej samej porze, w tym samym miejscu, na imprezie o tym samym tytule czyli Red Bull Enduro Liga padał deszcz, a kibiców jak na lekarstwo. Ale fama o odlotowej imprezie poszła w świat i tym razem było zupełnie inaczej.

    Od samego rana na tor w Dębskiej Woli waliły tłumy, aby obsadzić strategiczne miejsca do obserwacji zmagań zawodników. Pogoda była wyśmienita, jednym z pierwszych napotkanych osób był rzecz jasna Tadek Błażusiak.

    Krótka wymiana zdań, info że niestety nie obejrzymy na trasie ulubieńca tysięcy miłośników enduro. Taddy odczuwa jeszcze skutki kontuzji i przede wszystkim będzie pełnił rolę gospodarza i honorowego startera. W padoku cała czołówka polskiego off roadu: Olszowy, Juszczak, Kaczmarczyk Family, Grzesiek Kargul, nowa nadzieja enduro Damian Babicz, Kacper Baklarz, Damian Musiał i kilkudziesięciu pozostałych śmiałków.

    To oni najlepiej wypadli w trwających miesiąc eliminacjach online, podczas których 183 uczestników opublikowało ponad 600 wideo-odpowiedzi na wyzwania rzucane przez Błażusiaka. Oceniane były: umiejętności, trudność przejazdów oraz kreatywność filmików. Największym Enduro Kozakiem w Internecie okazał się Filip Więckowski, za nim Przemek Kaczmarczyk i jego syn Oskar.

    Prawdziwa weryfikacja umiejętności odbyła się jednak podczas Finału na Żywo, kiedy zawodnicy zmierzyli się koło w koło. Organizatorzy zachowali naturalną nitkę toru motocrossowego oraz strome i piaszczyste podjazdy, w które następnie wpletli wymagające sekcje super enduro oraz szybkie odcinki cross country. Na najlepszych zawodników w decydującym wyścigu czekała dodatkowa, piekielnie wymagająca sekcja FINAL CHALLENGE.

    Zawody na torze BKM Racing rozpoczął godzinny wyścig kwalifikacyjny, który wystartował Taddy Błażusiak. Czterdziestu ośmiu najszybszych zawodników awansowało do fazy Play Off, która zakończyła się osiemnastoosobowym finałem. Niestety, już na samym początku odpadł jeden z faworytów Filip Więckowski. Pechowy upadek, rozcięta dłoń, szwy i było po zawodach.

    Od samego początku absolutnym dominatorem okazał się Dominik Olszowy. Trenujący na stale Hiszpanii pokazał światową klasę udowadniając, że nieprzypadkowo znalazł się w Top Ten Mistrzostw Świata Hard Enduro. Mimo, że w finałowym przejeździe dwukrotnie wykonał glebę nie stracił prowadzenia. Podobnie było w Final Challenge. Mamy zawodnika mega formatu. Trenowany przez Błażusiaka wkrótce może okazać się Jego godnym następcą.

    Dominik Olszowy, Największy Kozak 2020 i 2021: Trasa różniła się od ubiegłorocznej, była bardziej techniczna co uważam za plus. Trudna, męcząca sekcja z kamieniami, trudne wąskie podjazdy. Tam właśnie problemy stwarzali dublowani zawodnicy, którzy nie zawsze byli świadomi, że są dublowani. Dlatego bywało ryzykownie przy wyprzedzaniu. Czując kogoś na plecach przyspieszali myśląc, że to ich rywal. Ale trasa miała flow, było co robić. Plany? Jeszcze dzisiaj wracam do Hiszpanii, gdzie będę przygotowywał się do kolejnej rundy SuperEnduro i do bardzo trudnych zawodów w Goetzen, w ramach Mistrzostw Świata Hard Enduro. Wysoka pozycja w MŚ sprawiła, że zainteresowali się mną poważni sponsorzy ale o tym w odpowiednim czasie.

    A to, że jestem nowy i młody sprawia także, że znalazłem się także pod obstrzałem mediów co ma również niebagatelny wpływ na mój rozwój. Startowałem na 350-tce trochę już nadwyrężonej, bo cały mój zasadniczy sprzęt (głównie „trzysetki” i motocykl trialowy) pojechał do Hiszpanii. Ale jak widać sprawiła się dobrze”.

    Po kwalifikacjach nastąpiła półtoragodzinna przerwa na doprowadzenie motocykli i samych riderów do stanu pełnej dyspozycyjności, bowiem czekał ich najtrudniejszy sprawdzian: cztery ćwierćfinały, dwa półfinały, wyścig ostatniej szansy i Final Challenge. Poza tym ostatnim wszystkie rozegrano na tej samej trasie tyle, że trwały znacznie krócej (dwa okrążenia) niż kwalifikacje (półtorej godziny jazdy).

    Finał to już inna bajka z kamieniami, wrakami samochodów, mega ekstremalna, którą kończył bardzo stromy podjazd (czasami linię mety zawodnik i jego moto przekraczali oddzielnie). Pierwszy wjechał na szczyt Dominik Olszowy, za nim Emil Juszczak, trzeci był Oskar Kaczmarczyk.

    Tuż za pudłem wylądował Grzegorz Kargul: „To był mój pierwszy start w Enduro Lidze. W ubiegłym roku obfitującym w kontuzje musiałem sobie odpuścić. Jest to fantastyczna impreza, choć wcześniej byłem do niej sceptycznie nastawiony. Ale gdy zobaczyłem trasę, od razu się w niej zakochałem. Jest na niej wszystko: enduro, motocross, męczące sekcje superenduro.

    Najbardziej w kość dawały kamienie. Gdy robiły się korki, trzeba było wybierać nowe linie. Był też jeden trudny podjazd, ale jak się go ładnie najechało dawało radę. Pojechałem na Becie RR300 z zawieszeniem settingowanym przez Leszka Drogosza, został zrobiony silnik, w oponach moussy, dodatkowe osłony na moto, kierownica pod siebie, typowa personalizacja. Tata, z którym zazwyczaj startujemy razem, teraz wystąpił w roli mechanika. W tym roku czekają mnie jeszcze zawody trialowe i szykujemy się do Krakowa na MŚ Superenduro”.

    Wczesnym popołudniem opadł bitewny kurz, zamilkł warkot silników. Miejmy nadzieję, że spotkamy się tu znowu za rok. Zdrowia! wyniki na www.motoresults.pl