Dominik Olszowy Największym Kozakiem Red Bull Enduro Ligi w Dębskiej Woli

Kiedy odwołano Megawatt smutek zapanował w kraju nad Wisłą. Największa tego typu impreza w Polsce, jedna z największych na świecie zniknęła z kalendarza z powodu koronawirusa.

Ale my Polacy to twarde sztuki i tak szybko się nie poddajemy, bo oto pojawiła się na horyzoncie Red Bull Enduro Liga, hybrydowa impreza w niespotykanym dotychczas formacie. Jej założenia były proste, ale niezwykle atrakcyjne.

Uczestnicy musieli wykazać się charakterem i kreatywnością podczas eliminacji on line odpowiadając na video-wyzwanie rzucone przez Tadeusza Błażusiaka, spiritus movens redbullowego przedsięwzięcia. Ponad 650 uczestników z całej Polski przez sześć kolejnych tygodni nadsyłało nakręcone przez siebie clipy prezentujące „odrobione lekcje” z podjazdu, przejazdu przez kłodę, skok, bonus, gumę i oponę.

Członkowie jury przyznawali punkty za technikę, stopień trudności oraz kreatywność. 83 riderów zdobyło wymagane 10 punktów i zakwalifikowało się do walki o Puchar. I to oni w większości pojawili się mglistego poranka na torze w Dębskiej Woli, aby stanąć w szranki o tytuł Największego Kozaka.

Według klasyfikacji po rozegranej części online liderami wyścigu byli Przemek Kaczmarczyk, Emil Juszczak i Oskar Kaczmarczyk. Ale w Dębskiej mogło być już zupełnie inaczej, bowiem organizatorzy zadbali o to, by oficjalna tabela wyników nie była łatwa do przewidzenia!

Zmienili przede wszystkim znane wszystkim ukształtowanie miejscowego toru wplatając sekcję enduro-cross, hardkorowe podjazdy i zjazdy oraz fragment przeszkód specjalnych tzw. FINAL CHALLENGE. Organizacja – jak na Red Bull przystało – na światowym poziomie. Oczywiście nie udało się uniknąć drobnych potknięć, ale stanowiły one ledwie ułamek całości.

Zanim wjechaliśmy na parking obowiązkowa kontrola przed wejściem na teren imprezy: złożenie podpisu pod dokumentem dotyczącym koronawirusa, pomiar temperatury i… można zaczynać. Mimo wczesnej pory parkingi pękały w szwach, a zawodnicy w odpowiedniej odległości jeden od drugiego od rana szykowali swoje maszyny.

Gotowa była już ekipa RedBull TV, bowiem część zawodów miała być transmitowana on line, przygotowani do akcji byli ludzie z Off Road Rescue Team wykorzystując swój najlepszy sprzęt, do pracy szykowała się armia marshali i duża grupa osób zabezpieczających całą trasę przy wykorzystaniu łączności radiowej. Po prostu profeska! W namiocie prasowym gorąca kawa i herbata, WIFI, w namiocie organizatora sztab ludzi koordynujących całe przedsięwzięcie.

A było czym się zajmować, bo wyścigów czekało nas sporo, gdyż rozstrzygnięcie miało nastąpić dopiero podczas „grande finale”, do którego kwalifikowało się 10 kandydatów na Największego Kozaka. Szansę miał każdy dzięki przyjętej formule zawodów. Tym bardziej, że o zwycięstwie decydowały rzecz jasna przede wszystkim umiejętności, ale i łut szczęścia także.

Od samego początku obecny był Tadek Błażusiak. I podczas powitania wszystkich uczestników, i podczas samych wyścigów komentując z polowego studia telewizyjnego przebieg zmagań na torze, i na mecie z flagą z szachownicą witając kolejnych finalistów. Na maszynie startowej w pierwszej linii kwalifikacji pojawiły się tuzy polskiego off roadu: Dominik Olszowy, Emil Juszczak, Maciek Więckowski, Oskar i Przemek Kaczmarczykowie, jednak każdy, kto wyruszył na trasę wyścigu śmiało mógł powiedzieć o sobie polski Kozak.

Pierwszy przejazd był bardzo wymagającym sprawdzianem aktualnej formy. Zwłaszcza próba cross enduro z kłodami, oponami i kamieniami. Tu koła grzęzły między głazami, tu trzeba było wyrywać swoje moto z okowów śliskiego błota. Nikt jednak nie rezygnował, mimo że z ust często leciały wiązanki niecenzuralnych słów.

Bo taki jest ten sport, takie jest enduro we wszystkich swoich odmianach jakie przyszło pokonać podczas tych zawodów. Potem następowała chwila oddechu na długich prostych, by po chwili stanąć twarzą w twarz ze stromymi podjazdami i zdradliwymi zjazdami. Gdy zakończyły się kwalifikacje, po kilkudziesieciominutowej przerwie najlepsza czterdziestka stanęła do kolejnej walki na czele ze znakomicie jadącym Dominikiem Olszowym, który reprezentuje już zdecydowanie światowy poziom.

Mimo to musiał cały czas mieć się na bacznosci, od startu czuł na plecach oddechy swoich konkurentów, zwłaszcza Emila Juszczaka i Maćka Więckowskiego. Dopiero gdy udało mu się zwiększyć przewagę, mógł nieco spokojniej pokonywać kolejne przeszkody. Runda po rundzie wykruszali się kolejni jeźdźcy. Aż zostało ich tylko dziesięciu i to oni mieli zmierzyć się w Finale.

Który z nich był w najlepszej kondycji, kto zadbał, by moto po tak eksploatującej jeździe nie odmówiło posłuszeństwa? Trasa taka sama jak do tej pory, a jej mocnym kończącym zmagania akcentem był Finał Challenge, czyli przejazd po dachach samochodowych wraków i karkołomny wjazd na wzniesienie, na którym ustawione było podium. Na nim pojawili się jako pierwszy Dominik Olszowy, drugi był Emil Juszczak, a trzeci Maciek Więckowski.

Za Tadkiem pojedziemy na koniec świata i kawałek dalej! Zawsze, gdzie on się pojawia chcemy być obok niego, żeby podziwiać żywą legendę w akcji – powiedział jeden z uczestników Red Bull Enduro Ligi. Taka pointa pod którą i my się podpisujemy.

Przemek Kaczmarczyk

Ostatnie tygodnie i internetowe popisy video dały mi dużo radochy, ale to Finał Ligi były wisienką na torcie. Bawiłem się jak dziecko, choć zadyszki też się pojawiły. Trasa piekielnie szybka i choć sprinterem nie jestem, to zakończyłem zawody na 6. miejscu. Jak wiadomo to numer synusia Oskara, tak że pozycja w tabeli wyników cieszy mnie podwójnie. Oski też dał czadu i był 4-ty, dzięki czemu duma tatusia jest baaardzo duża. No i haaa! Zgarnąłem dwie prestiżowe statuetki: „Zwycięzca rywalizacji internetowej 2020” oraz „Osobowość Red Bull Enduro Ligi 2020”!

Oskar Kaczmarczyk

Bang bang bang! Zakończyliśmy z Tatą Enduro Ligę w TOP10. Niedzielne zmagania przybrały bardzo szybki, wręcz motocrossowy charakter, ale smaczków hard i superenduro nie zabrakło. Bardzo się cieszę zarówno z tego wyniku (4), jak i z całego dzisiejszego dnia, bo atmosfera i rywalizacja były po prostu mega. Rywalom dziękuję za dobre ściganie, a wszystkim moim kibicom za mocny doping. Na koniec duże słowa uznania muszę skierować do mojego Taty: pokazałeś dzisiaj klasę i cóż mogę jeszcze dodać… Jak będę w Twoim wieku, to chcę być w tak doskonalej formie, jak Ty.

Emil Juszczak

Po rywalizacji w sieci Red Bull Enduro Liga przeniosła się nareszcie do realu. Zawody świetnie przygotowane, ale czego innego można było się spodziewać po imprezie z marką Red Bull w nazwie? Po kwalifikacjach przeszliśmy do rywalizacji w formie play-off, która wyłoniła 10 najlepszych. Największą część trasy wyścigu stanowił tor motocrossowy, natomiast sekcji technicznych, w których czuję się znacznie lepiej było mniej niż zakładałem.

Dominik Olszowy

Mamy to! Zostałem Największym Kozakiem Enduro i potwierdziło się, że lepiej mi idzie rywalizacja „w realu” niż w internecie! Red Bull Enduro Liga to była fajna przygoda i cieszę się, że w finale w Dębskiej Woli udało się wygrać. Zawody dały w kość, ale nowy format zmagań zdecydowanie przypadł mi do gustu.

fot. Krzysztof Hipsz