Dramaty, wpadki i dziwne wypadki w Kegums (MXGP na Łotwie)

Łotewska runda MŚ MXGP była dziewiątą z kolei, a więc zamykającą dokładnie połowę bieżącego sezonu. Los sprawił, że szybki i miękki tor pod Kegums stał się areną wielu wypadków, które mogą mieć decydujące znaczenie dla dalszego układu sił. A zwłaszcza dla losów tytułu mistrza świata w klasie MXGP.

Sobota w Kegums – Więckowski, Jonass, Jasikonis, Herlings i… Kovacs. Grand Prix Łotwy ma swoją specyfikę. Tłumy kibiców z państw nadbałtyckich, klimat leśnego kempingu i pięknie położony wśród lasu i pagórków tor. Do tego „lokalni” riderzy z Estonii, którzy dodatkowo wzmacniają szeregi klasy MXGP i EMX2T. Tanel Leok, Gert Krestinov, Harri Kullas i Karel Kutsar czyli estońscy specjaliści od miękkich torów.

Arminas Jasikonis

Do tego Arminas Jasikonis ze swymi barwnymi kibicami i oczywiście miejscowy hero- czyli Pauls Jonass. Same te nazwiska już przyciągają wielu kibiców z okolicznych krajów. Wielkie flagi litewskich fanów Jasikonisa kontrastowały z barwami i licznymi koszulkami łotewskich sympatyków Paulsa Jonassa. Do tego kibice z Estonii, zapatrzeni w swojego Leoka, który właśnie obchodził okrągły jubileusz, czyli 250-ty start w Grand Prix. A wśród tego zbiegowiska ludzkiego i pięknej pogody nasz rodzynek, który odważył się spróbować powalczyć z najsilniejszą ligą kontynentalna świata, czyli klasą EMX250. Maciek Więckowski zadebiutował w tej bardzo silnie obsadzonej klasie.

Sam fakt pojawienia się Polaka w tej rywalizacji był miłym zaskoczeniem, bo przywykliśmy od 2 lat do tego, że Polaków w EMX praktycznie nie ma (wyjątek stanowił Damian Kojs, ale skończyło się niestety tylko na epizodach). Drugim polskim akcentem, wyraźnie widocznym z daleka, była wielka biało-czerwona flaga przywieziona przez mini ekipę z Więcborka. Było więc nie tylko słowiańsko i swojsko, ale i nawet całkiem po polsku, bo i nasza skromna ekipa liczyła trzy osoby. Jednym z pierwszym ciekawych gości rozpoznanych na terenie wyścigów był jednak…żużlowiec, Rosjanin Grigorij Łaguta.

Alberto Forato

Jeden z bohaterów głośnego skandalu w świecie żużla, który wywołał trener jednego z polskich klubów, nazywając w gniewie bardzo obraźliwie tego sportowca. Grigorij był mile zaskoczony, że są w Kegums polscy kibice, którzy rozpoznali i jego. A że na dodatek byli na miejscu i lublinianie, w barwach których obecnie startuje, więc… było również swojsko i sympatycznie, tym bardziej, że Łaguta dobrze rozumie po polsku. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że Grigorij pochodzi z dalekiego Władywostoku i posiada… własny mini tor supercrossowy.

Anderson vs Kras

A mieszka obecnie na… Łotwie, stąd nie dziwi jego obecność na MŚ MX. W Kegums można było zobaczyć jak wielką popularnością cieszy się Pauls Jonass. Były mistrz i wicemistrz świata MX2 był niesamowicie mocno dopingowany i serdecznie witany oraz pozdrawiany podczas niemal każdego przejazdu po torze. Na drugim miejscu pod względem popularności i głośności swoich kibiców był zdecydowanie Arminas Jasikonis. Potężny Litwin też mógł liczyć na silny doping, a jego nazwisko wypisane na wielkich flagach litewskich, rzucało się w oczy z daleka. Klimat już zatem był odpowiedni. Pozostało tylko czekać na wyścigowe emocje. A tych tor schowany w lesie dostarczył niesamowitych!

EMX2T

Po rosyjskiej rundzie, w której udział wzięło katastrofalnie mało riderów (ledwie 12-tu!), tym razem maszyna była obsadzona normalniej. Byli oczywiście wszyscy faworyci (poza Erikiem Willemsem). Kwestia czy Brytyjczyk Anderson, czy Holender Kras czy może Czech Kovar lub Estończyk Lusbo została rozstrzygnięta dwukrotnie.

I to w dodatku przez…Szweda, Kena Bengtsona! Zawodnik ten pojechał tak znakomicie, że żaden z głównych rywali nie dał mu rady. Szwed jechał tak, jakby się w Kegums na torze urodził. Konkurenci robili co mogli, ale wszystko na nic. W dodatku Anderson w niedzielę jakby nie był sobą i tracił, zamiast zyskiwać. Sobotni start miał niezbyt udany, ale potem wziął się ostro do roboty i coś tam odzyskał. W niedzielę wystartował znakomicie (wygrał start), ale niestety, rywale w liczbie aż trzech wyprzedzili go w bezpośredniej walce.

Ostatecznie na podium stanęli: 1. Bengtson, 2. Kras (dwukrotnie drugi), 3. Lusbo. A zatem sąsiedzi miejscowych mieli i swojego ridera na podium. Liderem po czterech rundach jest teraz Kras, ale ma tylko 2 pkt. przewagi nad Andersonem.. Opieka nad małymi bliźniakami wespół z żoną, oraz treningi i sportowy wysiłek jak widać potrafią iść w parze i dawać dobre wyniki.

EMX250

Gdzie wygrana i obsada podium jest największą niewiadomą i gdzie mamy najwięcej kandydatów do wygrania wyścigów? Oczywiście w nieobliczalnej, pełnej znakomitych riderów klasie EMX250!

Powraca sytuacja sprzed roku i dwóch lat, gdy najpierw wygrywał jeden, potem wygrywało kilku, a nagle przyszedł kolejny mocny kandydat, który ni z tego ni z owego stał się najmocniejszy i zaczął rozdawać karty. Wcześniej był to Amerykanin Tristan Charboneau, później Mathys Boisrame a teraz wychodzi na to, że tym głównym rozgrywającym staje się chyba jednak Roan Van de Moosdijk. Holender wywołał niemałe zamieszanie w całej maszynie startowej rywali, gdy wręcz znokautował wszystkich znakomitą jazdą! Dla odmiany Alberto Forato, faworyt Włochów i lider generalki miał dwa słabe starty, a to samo spotkało kandydata nr. 2 do medalu i wygrywania- Francuza Rubiniego.

Za to Roan, choć startów nie wygrywał, to jednak miał kontrolę nad czołówką jadących, której od razu się „uczepił”, a potem… jednego po drugim rozpracował i wyprzedził. Tempo miał nieziemskie! Był jednak i drugi, cichy bohater tej rundy. Włoski niedźwiedź Forato cały czas jest w znakomitej formie i ma niesamowite możliwości. Jak na taki kawał dryblasa, szerokiego w barach i ważącego swoje, ta biedna „ćwiartka” jakiej dosiada, powinna dawno wyzionąć ducha. Tymczasem ten niesamowity duet człowieka z maszyną potrafi wyczyniać cuda!. Oto po dwóch nieudanych startach (zwłaszcza w I biegu było źle!) pyzaty Włoch jakby postanowił zadrwić z przewidywań i rachub obserwujących tę klasę i udowodnić, że nie ma dla niego wyścigów słabych czy straconych.

Włączył ten swój diabelski dodatkowy bieg i rozpoczął swój własny koncert jazdy. Cóż to były za popisy! Na czele szalał i oddalał się Van de Moosdijk, a z tyłu wyprzedzał jednego po drugim Forato, gnając jak na złamanie karku. Wyglądało to tak, jakby Włoch ciągnął na nowiutkiej, w pełni sprawnej maszynie, a reszta na jakichś starych, ledwie zipiących gratach, z których nie da się nic więcej wydusić. Skutek tej jazdy był niesłychany! Z odległych miejsc po starcie, Włoch zdołał powyprzedzać co się dało i… zdobyć jeszcze 2 miejsce na podium! To jest wyczyn! Nie dał mu rady ani Rubini, ani powracający do pełnej formy i siły po kontuzji Rene Hofer, który świetnie rozpoczął drugi wyścig (wygrał start). Obaj nie weszli na podium z jeszcze jednego powodu.

Był bowiem jeszcze jeden rider, który zaskoczył wszystkich. Jeremy Sydow! Niemiec już na ADAC w Moggers pokazał, że wraca do ścigania jeszcze mocniejszy i szybszy. Dwukrotnie bardzo dobrze startował i trzymając świetne tempo, nie popełniając większych błędów utrzymał wysokie miejsca i zasłużenie wywalczył 3. miejsce na pudle. Na drugim biegunie wielka nadzieja Włochów i kolejny nieudany występ, mimo niezłych startów. Nieukończone wyścigi, błędy, wywrotki stały się przekleństwem zdolnego przecież Gianlucy Facchettiego. Były mistrz świata i wicemistrz Europy jakby dopiero uczył się klasy EMX250. Idzie mu ta nauka chyba jak po grudzie. Widać ewidentnie, że jest tam problem mentalny i są nadmierne emocje. Braki w koncentracji też robią swoje.

Zmartwiona mina ojca tego ridera mówi wiele. Natomiast zupełnym przeciwieństwem jest jego następca w teamie Maddiich- Guadagnini. Uśmiechnięty, skupiony, na luzie. I świetnie, bezbłędnie jadący! W Kegums zanotował znakomity wynik, bowiem jadąc na „setce” (!) w II biegu wywalczył drugie miejsce!  Na koniec wspomnijmy o naszym rodzynku, Maćku Więckowskim. Lublinianin debiutował w tej silnej klasie i przyjechał raczej po naukę i lekcję niż po punkty. Znając poziom polskiego MX, i wiedząc że w EMX nas w ogóle nie ma, nie należało się nastawiać na łatwy awans.

I rzeczywiście, Maciek nie zdołał się zakwalifikować, choć tak się pechowo złożyło, że był tym pierwszym „pod kreską”, który odpadł. Nie wziął więc udziału w wyścigach. Podobnie jak 2 lata temu w Szwajcarii nasz Gaba Chętnicki. Póki co więc EMX250 to dla nas wciąż za wysokie progi i trzeba wytężonej, mocnej pracy oraz szybkości, by myśleć o wejściu do finałów. Takie są po prostu realia. Liderem generalki jest Forato, jednak ma tyle samo pkt co drugi Rubini, więc tu sie dopiero zacznie walka. A niesłychane tempo Moosdijka każe przypuszczać, że teraz to on może przejąć inicjatywę i będziemy świadkami starcia dwóch najszybszych demonów prędkości. Ta klasa jest jak kipiący energią wulkan! Zobaczymy już w najbliższy weekend, jak obaj wypadną na twardym torze w GP Niemiec.

MX2

Prado, Geerts i Olsen. A potem kawałek nic i cała reszta. Od kwalifikacji – po finały. To tak w skrócie odnośnie sytuacji w tej klasie. Mamy jednego dominatora – mistrza i dwóch naśladowców, którzy cały czas próbują swej szansy, ale najczęściej kończy się ona zdobyciem niższych miejsc na pudle.

Najwyższe jest wciąż zarezerwowane dla Jorge Prado, który wydaje się mieć wszelkie papiery na kolejny tytuł mistrzowski, i zmierza do niego pewnym krokiem. Dlatego właśnie coraz ciekawsze rzeczy dzieją się na tych drugich, trzecich miejscach. Coraz mocniej naciska Jago Geerts i dlatego Olsen musi się bardzo pilnować. Jak przed rokiem tak i teraz gorszy okres w sezonie ma Henry Jacobi. Po udanych początkach i walce o podium, potem jakby Niemiec się trochę szarpie i różnie się to kończy. Jednak prawdziwą zmorą są dla niego awarie motocykla i dzięki temu w Kegums, tak jak i w Mantovie znowu zaliczył zero pkt. W ogóle ekipy zielonych mają jakiś niefart, bo podobnie jak w Mantovie, na Łotwie gleby i kłopoty zaliczyli Sterry, Sanayei i Pessoa, mimo niezłych startów.

Ale gdy upadek zdarza się na początku wyścigu, później trzeba być albo Cairolim, albo Herlingsem albo przynajmniej Forato, żeby coś jeszcze zwojować. Na dodatek Sanayei walczy z jeszcze jednym, wewnętrznym przeciwnikiem. Wirusem, który osłabia wydolność organizmu. Nikomu nie trzeba chyba tłumaczyć, jaki to kłopot dla zawodnika w motocrossie. Różnie wiedzie się Tomowi Vialle. Znakomite występy przeplata słabszymi, ale sumarycznie rzecz biorąc, jest prawie zawsze wyżej niż niżej. Postępy widać też w czesko-słowackim duecie teamu JD191, Polak- Śikyna. Młody Czech ostatnio zaliczał nawet lepsze występy niż starszy Słowak. A co do wyścigów w Kegums, to oczywiście dwa razy wygrał Prado, dwa razy drugi był Geerts, zaś podium uzupełnił Olsen. Tu póki co żadnych niespodzianek nie ma.

Na koniec coś miłego. Otóż swój debiut w MŚ zaliczył młodziutki Węgier, Adam Kovacs. Był to raczej trening, ale skoro team zaproponował, to trudno było nie skorzystać z okazji. Z rozmowy z jego ojcem, wyłania się bardzo ciekawy obraz mądrego planowania kariery.

MXGP

Dochodzimy do klasy, która wygenerowała największą sensację i smutną dość niespodziankę. O tym, że właśnie w MXGP może się wiele zdarzyć świadczyły już kwalifikacje. Znakomicie rozpoczął je Jonass, ku wielkiej radości miejscowych kibiców. Potem jednak Łotysz nieco osłabł i dopadł go Latający Holender Herlings oraz litewski siłacz – Jasikonis. Ci dwaj byli w kwalifikacjach najlepsi, a za to fatalny przebieg miały one dla Gajsera (18-ty!), który zjeżdżał z toru!

Jago Geerts

Wydawało by się, że gorsze miejsce startowe skaże Słoweńca na trudne początki i heroiczną walkę. A tymczasem… jego najwięksi rywale sami „załatwili” mu przepustkę do zwycięstwa. Zanim do tego jednak doszło, najpierw mieliśmy I wyścig. Na początku jak zwykle kółko zapoznawcze. A na nim- o dziwo- crash Herlingsa! Jakim cudem?! To pewnie wie on sam, ale jest to już kolejny kuriozalny upadek mistrza techniki. Jak to jednak czasami w przypadku wybitnych mistrzów bywa, głupie wypadki mają skomplikowane skutki. Po ledwo wyleczonej nodze leżącego Holendra przejechał Jasikonis, notabene chcąc uniknąć wjechania w leżącego.

Niestety, przejechał po niedawno połamanej kostce, która (jak się wkrótce okazało) w jednym miejscu znowu pękła! W tym momencie nic nie zapowiadało jeszcze złego rozwoju sytuacji, ale poruszenie w ekipie Herlingsa było spore, gdy Jeffrey podjechał na start. Doskoczyło aż czterech z ekipy KTM, aby poprawić kierownicę i sprawdzić motocykl po tym niespodziewanym wypadku. Nerwowo się zrobiło! Na naszych, X-crossowych-owych oczach znowu dokonywał się pech geniusza MX. Ale co tam ból….Lekko utykając wsiadł, wystartował i…wygrał wyścig! Wygrał robiąc to, z czego jest znany najbardziej. Z najszybszego tempa i podkręcania go w samej końcówce! A liderował pięknie w wyścigu Szwajcar Tonus, jadąc po niemal pewną wygraną. Na przedostatnim kółku rozprawił się jednak ze szwajcarskimi marzeniami Herlings, i w ten oto sposób wygrał pierwszy w tym roku wyścig o punkty MŚ! Trzeba jednak przyznać, że obaj niebiescy Szwajcarzy naciskają coraz mocniej. Gdy na maszynie startowej przed ostatnim finałem Herlings nie pojawił się, zapachniało sensacją. Jak to?

Rubini/Forato

Przecież wygrał wyścig! Okazało się, że kostka zdążyła mocno spuchnąć a wstępne prześwietlenie w wozie medycznym wykazało pęknięcie kości… Makabra! Jeffrey to ma szczęście do dziwnych, za łatwych jak na niego wypadków… Ale to nie był jeszcze koniec sensacji! Te drugą największą tego dnia zafundował wszystkim sam Cairoli! Wydawało się, że gdy utknął we Francji na bramce startowej i przegrał 3. razy pod rząd z Gajserem, gorzej być nie może. A jednak! Stres i ciśnienie presji to jedno, a błędy z rozproszonej głowy to drugie. Cztery lata temu podobną wpadkę na maszynie zanotował sam Villopoto, na dzień dobry sezonu, w Katarze. Teraz jednak trwa w najlepsze walka o kolejne mistrzostwo świata i liczą się w niej tylko dwa nazwiska: Cairoli i Gajser. Kto teraz skomplikuje sobie sprawę, może już nie dogonić oddalającego się punktami rywala.

Van de Moosdijk/Dankers/Lapucci

A Gajser odjechał już Włochowi trochę. Upadek już na pierwszym kółku był jak gwóźdź do trumny z napisem „mistrzostwo świata konstruktorów dla KTM”… Efektem tegoż był prawdziwy wiatr w żagle dla Gajsera, który sam nie wierzył (po bolesnych doświadczeniach w tego miejsca), że wygrana jest tu możliwa. Gajser dopadł prowadzącego…Seewera, podobnie jak wcześniej Herlings Tonusa. I wygrał, powiększając przewagę nad Cairolim do ponad 30 pkt. Ale poza Słoweńcem, podium było mocno niebieskie, gdyż drugi był Febvre a trzeci Tonus. Wracają więc ci, których wcześniej nie było i pokazują pełnię swoich możliwości. Szkoda wielka, że tak pechowo wrócił Herlings… I jego i Cairolego w Teutschenthal niestety nie zobaczymy. Honda idzie w górę, a tak potężny i silny KTM poniósł klęskę. W dodatku przez błędy własnych riderów! A więc sprawdziło się powiedzenie, że „KTM może przegrać tylko przez… błędy KTM”. Czy ktoś w ogóle przewidywał aż tak niezwykły scenariusz??? W GP Niemiec prócz klas MŚ zobaczymy znowu walkę riderów EMX250 i na okrasę ul pełen wściekłych pszczół. Pojadą bowiem te niesamowicie szybkie „setki”! To będzie baaardzo szybki weekend w Teutschenthal!

fot: Alek Skoczek