Dwudniowe Sprint Enduro po rżysku u podnóża Góry Świętej Anny

Ponad setka zawodniczek i zawodników, ponad 60 hektarów do objechania, kilka topowych nazwisk, deszcz nagród, w tym także pieniężnych, znakomita atmosfera plus błogosławieństwo miejscowych władz. Jednym słowem nic tylko się ścigać.

Panda Racing Team decydując się na organizację zawodów w ramach Pucharu Śląska i Opolszczyzny postanowił przeprowadzić je w formule sprint enduro, po drugie w ciągu dwóch dni. Mega wyzwanie logistyczne ze świadomością, że o sukcesie decyduje przede wszystkim frekwencja, a z tą bywa różnie.

O tym jakie będzie zainteresowanie mieli przekonać się w miniony weekend, wcześniej jednak należało zadbać o to, aby organizacyjnie nie było wtopy. I nie było… Niezbędna papierologia, wszelkie zgody odpowiednich instytucji zostały załatwione na długo przed imprezą. Jak zwykle największy problem był z „ekologami”, bowiem w tym czasie jakaś myszka planowała działania prokreacyjne. Na szczęście i tego problemu udało się uniknąć. Olbrzymia łąka po sianokosach mogła zostać otaśmowana co do centymetra, zradiofonizowani druhowie z okolicznych OSP zostali przeszkoleni do obsługi trasy. Ogromne wsparcie uzyskano od lokalnych zarządców: Burmistrza Leśnicy Łukasza Jastrzębskiego i Burmistrzyni Zdzieszowic Sybili Zimerman, strażaków z OSP Wysoka i OSP Leśnica i głównych partnerów: IZOBUD oraz ARIMEX PWC sp.z o.o. Pozostało tylko czekać.

W końcu nadszedł ten pierwszy dzień i z ulgą na duszy prezes Krzysztof Gomoła od wczesnych godzin porannych witał zawodników zjeżdżających się u podnóża góry św. Anny. Ci na szczęście dopisali ściągając na miejsce bitwy nawet z dalekich zakątków Polski: z Piły, Warszawy, Obornik czy Kleszczewa. Krzysztof: „Zdecydowaliśmy się na Enduro Sprint, bo jest to na pewno bezpieczniejsza formuła zawodów enduro. Dzięki temu amatorzy mieli możliwość zasmakowania tej wspaniałej dyscypliny, co nie jest łatwe dla „świeżaków„.

Trasa zawodów składała się z dwóch prób Cross i Enduro (z odcinkiem SuperEnduro), zamkniętych w jednej pętli o długości około 15km. Obydwie zlokalizowanie w niebyt dużej odległości od depo i parkingu dla kibiców, co okazało się nie lada gratką dla tych ostatnich. Przygotowano kilka przeszkód z opon i kłód, zaś wjazd na próbę i wyjazd wymagał sporych umiejętności, bowiem do pokonania były dwa strome podjazdy i zjazdy w głębokim wąwozie. Ale znakomita większość zawodników uporała się bez problemu.

Zanim jednak na trasę wyruszyli jeźdźcy walczący o pucharowe punkty, na starcie stanęli najmłodsi, aby w piknikowym Kids Race sprawdzić się na skróconej trasie dostosowanej do ich umiejętności. Trochę po lesie, po ścieżkach wyznaczonych na polach i łąkach, po piasku, glinie i kamieniach. Świetna zabawa, postawa wszystkich godna pochwały. O przyszłość tej dyscypliny możemy więc być spokojni, gdyż narybek jest, teraz należy tylko zadbać o jego dalszy rozwój.

Punktualnie o godzinie 13.00 na starcie pojawili się pierwsi zawodnicy rundy pucharowej. Sobota to do pokonania sześć pętli ze wspomnianymi próbami Cross (6km) i Enduro (5km), w niedzielę nieco krócej i start znacznie wcześniej, bo już o 9-tej rano. Rywalizowano w klasach Junior 85 (bardzo „zadziornej”), Junior 21, S1, S2/3, Senior 45+, Kobiety i Licencja.

W tej ostatniej dwa nazwiska dobrze znane w środowisku enduro: Rafał Szymański (wygrana drugiego dnia, Hawi Racing Team), dla którego był to pierwszy start po dłuższej przerwie spowodowanej kontuzją kolana i Kuba Kucharski (SM Panda Racing). Ten ostatni poczuł zew krwi i choć zrezygnował jakiś czas temu z zawodniczej kariery wsiadł na moto i… wygrał pierwszy dzień zawodów. Kuba: „Jeździć zacząłem od roku 2012, dość szybko znalazłem się w czubie krajowej stawki, jednak w 2018 podjąłem decyzję przerwania swojej sportowej kariery i wyjechałem „za chlebem” do Norwegii, gdzie pracowałem w salonie Husqvarny.

Po roku wróciłem do Polski, trochę startowałem, ale sporadycznie i raczej hobbystycznie, bez treningów. W końcu uznałem, że co prawda głowa chce jechać szybko, ale ręce odmawiają współpracy i… zrezygnowałem z wyczynu. Wziąłem się natomiast za trenerkę i razem z moim kolegą Zbyszkiem Janickim powadzimy pod Wrocławiem szkółkę MotoFlow dla najmłodszych i starszych amatorów, choć planujemy wziąć pod opiekę bardziej zaawansowanych kierowców. Prowadzę też sklep motocyklowo-rowerowy. Ale najważniejsza dla mnie jest moja najbliższa rodzina, żona i nasza roczna córeczka Tosia”. Takie to było nasze miłe z Kubą spotkanie po latach.

Starty poprzedzały tradycyjne odprawy z szefostwem Panda Racing, na których przypominano o środowiskowych matach, o bezwzględnym przestrzeganiu regulaminu i o karach czekających na tych, którzy chcieliby pojechać na skróty. A na trasie? Imponująca walka we wszystkich klasach. Szacun dla startujących, zwłaszcza że formuła Sprint Enduro nie przewiduje kółka zapoznawczego, pozostawał zatem jedynie rekonesans na piechotę. Krzysztof Łodej (KS Rega MX Team Ropczyce): „Kłaniam się głęboko organizatorom trasy za jej przygotowanie. Była szybka, kręta, techniczna, w całości otaśmowana, niemal jak na EnduroGP. Co prawda w nocy mocno polało, ale nie miało to wpływu na przebieg imprezy, choć momentami w lesie było dość grząsko”.

Sporym zaskoczeniem było pojawienie się na starcie „dakarówek” Cagiva. Wzbudziły one ogromną sensację, bo ich wygląd niewątpliwie wzbudzał respekt. Ale bez obaw, panowie nie brali udziału w rywalizacji, miał to być jedynie przejazd pokazowy. Oklaskami nagrodzono także start dziewczyn: Łucji Połata (BKM Bielsko Biała), Sandry Duplak (NZ) i Mai Kozłowskiej (Hawi Racing Team). Co prawda pojechały tylko trzy, ale sam biłem brawo, bo zaimponowały kondycją i niezłą techniką.

Na koniec refleksja… zawody odbywały się w miejscu, gdzie jeszcze kilka dni temu jeździły kombajny. Pozostało po nich jedynie rżysko i pusta przestrzeń. Tymczasem w dniu zawodów, niczym na „Woodstocku” stanęły stoiska z cateringiem, wielki długi namiot na kilkadziesiąt osób z ławami, gdzie można było zjeść i odpocząć, a także tojtojki, które drugiego dnia pachniały i były wręcz sterylnie czyste, jakby dopiero co je przywieziono. Komentarz zbyteczny. Uważam, że Panda Racing Team sprawdził się na szóstkę jako organizator, a dysponując tak ogromną połacią gruntów i wspierany przez lokalne samorządy może poważnie myśleć o imprezie ogólnopolskiej. Dopełnieniem niech będzie niedroga baza hotelowa w oddalonej o kilometr Górze św. Anny i przyjazne knajpki.

tekst/foto: Krzysztof Hipsz Wyniki MOTORESULTS: VII RUNDA, VIII RUNDA