Aż pięć miejsc na podium w czterech klasach dla Francuzów, dwie zagrane „Marsylianki” dla zwycięzców w EMX i ciąg dalszy katastrofy KTM w klasie MXGP. A na dokładkę wielki pech Kawasaki i KEMEA Yamaha, piąty z rzędu triumf Gajsera i incydent z udziałem Henrego Jacobi na oczach niemieckich kibiców. Oto Grand Prix Niemiec w Teutschenthal 2019.
To miał być i mógł być dzień włoski oraz holenderski na GP Niemiec. A wyszedł zupełnie niespodziewanie francuski. Tyle że trójkolorowi znakomicie się o taki finał spraw postarali, a najwięksi rywale im w tym sporo pomogli. Kłopoty niektórych rozpoczęły się już w Rosji. Powróciła dokładnie w połowie sezonu zmora o nazwie kontuzje i wypadki. Odpadł Desalle (złamanie piszczeli), drugi wicemistrz świata, rozpoczęła się też w Orlyonok czarna seria Cairolego, który po upadku obił sobie prawy bark.
Na dodatek coraz mocniejszy Lupino złamał dwa kręgi, Bernardini gdzieś zniknął, i nagle z włoskiej ekipy szturmowej w MŚ zostały marne resztki. A jak doszło jeszcze Kegums, to litania nieszczęść powróciła jak zły omen i zła wróżba na sezon. Sezon, który jak pamiętamy rozpoczął się od licznych złamań i kontuzji. Przede wszystkim Herlingsa, Febvre’a i Nagla. Teraz jednak zły los postanowił jakby zebrać podwójne żniwo i zaatakował ze zdwojoną mocą.
Runda w Kegums była dokładnie połową obecnego sezonu. W drugą połowę weszliśmy ubożsi o aż dwóch mistrzów świata z ekipy KTM, którzy wyeliminowali się tak naprawdę sami, co przy ich doskonałej wręcz technice i wielkim doświadczeniu jest sprawą kuriozalną i brzmi jak złośliwy żart. Ale fakty są faktami i w KTM robią „dobrą” minę do złej gry wobec takiego potężnego ciosu, który dosłownie zachwiał potęgą KTM Factory w najwyższej klasie MXGP. Rządzili i dzielili, pili szampana i cieszyli się sławą najsilniejszych w świecie MX.
A tu nagle takie Kegums w jakimś lesie, a tak naprawdę błędy własne ich dosłownie złamały. Sytuacja powraca do roku 2016, gdy to Honda rządziła i rozdawała karty, zostając mistrzem wśród konstruktorów. Dwuletnia dominacja KTM została właśnie przełamana i to przez dziwne, głupie wręcz błędy najlepszych riderów, a nie losy wyścigu czy pojedynek koło w koło! Wróćmy jednak do wydarzeń na torze „Talkessel” koło Halle. Sobota rozpoczęła się kolejnymi nokautującymi ciosami. KEMEA Yamaha straciła jednego z dwójki swych riderów.
Brytyjczyk Ben Watson, który nie dość, że nie potrafi w tym sezonie wejść na podobny poziom jaki pokazywał w roku ubiegłym, to jeszcze na dodatek w treningu dowolnym porządnie grzmotnął na glebę po locie przez kierownicę (uderzył w twardą bryłę ziemi na kancie koleiny). Skutek? Złamana ręka… Później, w czasówce kwalifikacyjnej MX2 doszło do potężnego crashu Jago Geertsa. Ten na szczęście nic sobie nie złamał, ale „wrażenia” w głowie z pewnością mu pozostały.
W wyścigu kwalifikacyjnym był dopiero 10-ty, ale przez cały weekend nie czuł się ani dobrze, ani pewnie na „Talkessel”. Ale wywiadu nam jednak chętnie udzielił na koniec sobotniego dnia, mimo stłuczeń. Także w najbliższym wydaniu X-CROSS rozmowa z Jago Geertsem. Kolejną katastrofą dla kolejnego teamu (KAWASAKI) był upadek i uraz łokcia Belga Juliena Liebera. Podobnie jak KTM zespół ten stracił więc obu swoich asów. Co to oznacza dla drużyny Belgii przed zbliżającym się MXoN lepiej nie myśleć… Na maszynie startowej znowu zaczyna być dziurawo.
MX2
Prado, Prado i….długo nic. Wszystko jak poprzednio poza tym, że Jago Geertsowi nie dane było powalczyć o podium. Najpierw nie poszło mu w I biegu, a w drugim jadąc na wysokim miejscu nagle padła elektronika w motocyklu i Belg musiał uznać się za przegranego. Taka sytuacja otworzyła jednak innym drogę do podium. I co najciekawsze, nie trafił na nie nawet Olsen!
Okazało się, że to miał być francuski weekend, gdyż Tom Vialle w końcu pojechał jak trzeba, nie miał przygód i zasłużenie przyjechał drugi a w kolejnym finale- trzeci, co dało mu 2. miejsce na pudle. Ale prawdziwą niespodzianką była postawa Mathysa Boisrame! Debiutujący w MŚ młody mistrz EMX250, bohater naszego wywiadu z numeru styczniowego, poszedł jak burza w drugim starcie! Widocznie wyczuł swoją szansę na wysoki, najlepszy jak dotąd wynik, bo cisnął ile sił. A gdy odpadł z wyścigu Geerts, poczuł krew, jeszcze podkręcił tempo i.. wyprzedził tak znakomitego przecież Vialle! Tego się nie spodziewał nikt, z samym Vialle włącznie!
Boisrame przyjechał drugi i to wobec innych wyników dało mu pierwsze, przełomowe zawsze podium w MŚ! Był trzeci, był wzruszony i uradowany jakby zdobył tytuł. To są właśnie te piękne historie, o których marzy każdy… Największym przegranym był jednak nie Geerts, lecz Mitch Evans. Australijczyk dwa razy leżał i dwa razy nie kończył wyścigu. Ale specjalny, osobny rozdział należy się chyba zielonym chłopcom z Kawasaki. Dwie ekipy zielonych mają w tym roku tak nieustannego pecha jak żadna inna drużyna.
Albo padają im maszyny, albo padają oni sami na glebę, po tłoku i zamieszaniu w starcie. W kółko coś źle i nie ma prawie wyścigu albo GP, gdzie jakiś zielony, albo nawet dwaj czy trzej nie obrywają od złośliwego losu. To musi powodować nerwy, złość i frustrację. Jak nie leży Pessoa, to problemy ma Sanayei. Jak nie padnie motor Jacobiemu, to Sterry ma kłopoty. I tak w kółko. A gdy jeszcze jedzie się bardzo dobrze i przed swoją publicznością i nagle się wszystko (w tym droga na podium!) sypie, można się wściec…
Cios Jacobiego
Historia o wściekaniu się właśnie dotyczy Anglika Adama Sterrego i Niemca Henry Jacobiego. W I biegu Henry dał wiele radości i okazji do zdzierania gardeł niemieckim kibicom, którzy naprawdę dali popis kibicowania na trybunach. Podobnie jak rok temu wywalczył najpierw 3. miejsce i zapachniało mu podium. Ale ponownie dały znać w II biegu o sobie nerwy i Niemiec szybko popełnił błąd, skutkujący glebą.

Tak bardzo chciał nadrobić stratę, że doszło do dziwnego i kontrowersyjnego kontaktu z… Adamem Sterrym, kolegą z własnego teamu. Przy pit lane Sterry jakby najechał na podskakujący motocykl Niemca i… upadł, tracąc lepsze miejsce, gwałtownie reagując w stronę swojej ekipy pokazywał, że to wina Jacobiego. Mało tego. Po wyścigu, gdy Jacobi podjechał na hopę za metą, naprzeciwko sektora niemieckich fanów by im ładnie podziękować za wspaniały doping, podjechał do niego Sterry. Obaj nabuzowani emocjami, z gniewem niepowodzenia i porażki. Wywiązała się ostra wymiana zdań, po czym niespodziewanie Jacobi uderzył pięścią Sterrego! Ależ to był szok! Mordobicia to rzecz spotykana raczej na naszym paddoku niż na MŚ.
Bójki na szczęście nie było, ale jęk zdziwienia i zawodu niemieckich kibiców był aż nadto wyraźnym dowodem pełnego zaskoczenia takim obrotem spraw. Dezaprobata wobec tego niesportowego czynu objawiła się i u jury FIM, które po analizie incydentu (z udziałem autora tego tekstu jako świadka całego zajścia) postanowiło upomnieć Jacobiego. Kary większej nie było, jako że stało się to po wyścigu, a nie w jego trakcie. Rysa na wizerunku jednak pozostała, w pamięci także. Niemiec poniewczasie zrozumiał, że przesadził i publicznie napisał oświadczenie i przeprosił za swe zachowanie.
Kwestie kar i systemu wymiany informacji, oraz sprawność reagowania na przewinienia (rzeczywiste a nie domniemane!) podczas imprez MXGP są na tyle interesujące, że poświęcimy temu osobny artykuł. Zwłaszcza interesujące wobec niedawnych kontrowersji po MP w Ornecie, które niestety znowu podzieliły polskie środowisko. Na ile nasz świat jest inny (niestety, sporo gorszy) niż świat MXGP, pokażemy w tym właśnie osobnym materiale.
MXGP
Gajser, Gajser i…Gajser. Dwa holeshoty, dwa zwycięstwa i wygrane GP. Czegóż trzeba więcej do szczęścia? Prowadzenie w tabeli też jest i to coraz większe. Słoweniec kroczy więc w kierunku swego trzeciego tytułu, korzystając rzecz jasna pełnymi garściami z nieobecności dwóch wielkich rywali z KTM. Cóż, tak to bywa, że problemy zdrowotne jednych, windują drugich. W motocrossie jest to wręcz norma.

Ale uczciwie przyznajmy też, że Tim swoją postawą w tym roku zasługuje by prowadzić i by wygrywać. Ten wielki chłopak o wspaniałym sercu i wielkim szacunku oraz przyjaźni dla swoich wiernych fanów mógł się cieszyć z jeszcze jednej rzeczy. Otóż 2 lata temu właśnie najpierw w Kegums a potem na GP Niemiec złamał sobie szanse na zdobycie podium końcowego i udany sezon, bowiem crash na Łotwie (nomen omen jak u dwójki z KTM) i upadek na owym pierwszym po starcie skoku w Teutschenthal spowodował nieobecność w finałach na 2. rundach.

Rok temu nieco odczarował Niemcy, gdyż przyjechał (wobec pamiętnych problemów Cairolego z przednim zawieszeniem) drugi i stanął na podium. Tym razem wziął wszystko co mógł, więc może czuć pełną satysfakcję. O wypadku Liebera już wspomnieliśmy. Szkoda, bo Belg jechał świetnie po starcie, ciągnąc jako drugi. Ale znowu ten feralny, podobno łatwy najazd i skok za holeshotem o sobie przypomniał. Wcześniej poczuł jak tam jest na ziemi Pauls Jonass, który rozpędzony wjechał źle w koleiny i zarzuciło go, po czym efektownie przekoziołkował z maszyną na tym najeździe. Ufff!!! To mogło się skończyć bardzo źle…
Kolejnym jednak pechowcem, który mógł stanąć nawet na podium, ale nie dane mu było, był Seewer. Dwie gleby (w tym jedna na owym „prostym” łuku, na którym kiedyś Nagl złamał nogę, sezon i w efekcie dalsze sukcesy) pozbawiły go szansy. Ale…niebiescy znowu zbierają owoce absencji magicznej dwójki z KTM i cisną coraz mocniej za Gajserem. Dwie ekipy Yamahy to aż nadto by mieć kim walczyć o pudło. Ostatnio coraz silniejszy jest Tonus (który przecież cały ubiegły sezon nie jeździł) a i mający dłuuuga przerwę w tym sezonie od Argentyny Febvre też jest głodny sukcesów. W zamian za dwóch z KTM mamy więc aż czterech z Yamahy. I tak naprawdę każdy z nich może być na podium. Tym bardziej, że brakuje Desalle, który mógłby im przeszkodzić.
W GP Niemiec najlepiej poszło Tonusowi i…Paulinowi, który nareszcie zawitał na podium, ciesząc się zresztą z tego ogromnie. Na tyle, że spłatał pozostałym małego psikusa podczas dekoracji na podium, wcześniej niż inni otwierając szampana i polewając ich z zaskoczenia. Kawał silnego chłopa, tak doświadczony rider, a potrafi się cieszyć naturalnie i pięknie jak dziecko. Sukces buduje i daje kopa. Każdemu! Czy jest Paulinem, czy Gajserem, czy… Dawidem Zarembą, albo Olafem Włodarczakiem. Osobne wyróżnienie należy się niesamowitym kibicom Gajsera, którzy znowu tłumnie zjechali za swoim idolem i bohaterem.
Stworzyli oni przepiękny flag-show, a po dekoracji końcowej na bieżni startowej dominowały tylko dwa kolory: żółty i czerwony, z napisami GT 243. Tradycyjnie odbyło się też oczywiście wspólne picie szampana zwycięzcy między jego kibicami (to stały element tej niesamowitej wspólnoty słoweńskiej). Brat Gajsera czuwał nad przebiegiem tego święta, zaś potem, w namiocie Hondy odbyło się drugie świętowanie, to teamowe. Radości nie było końca a wytrwali słoweńscy kibice zostali nagrodzeni zaproszeniem do namiotu Hondy, by dzielić radość z ekipą Tima.

Coś pięknego widzieć taką silną wspólnotę. Cóż, francuski weekend w GP Niemiec mamy za sobą, mnóstwo gleb, upadków i rozmaitych niespodzianek też widzieliśmy. Piękna upalna wręcz pogoda sprawiła, że zwłaszcza klasy MŚ za metą zjeżdżały odwodnione, spragnione i wypompowane, zmachane gorącem i wysiłkiem. Z przyjemnością więc warto odnotować, to co wyłapaliśmy z uśmiechem na twarzy. Mianowicie każdemu ze stojących przed furtką w „poczekalni” za metą, podawano wodę.

Ale podawał ją jeden z najwyższych rangą działaczy FIM! I to jest piękna rzecz, gdy tak wysoko postawieni działacze pokazują swoim przykładem, jak ważni są dla nich zawodnicy – ci, którzy przecież ponoszą największy trud i wyrzeczenia. W ten sposób okazuje się sportowcowi szacunek, pomaga mu w jego trudzie. FIM jest w tym momencie dla sportowców a nie na odwrót. Ludzkie odruchy, naturalna przyjazność, pomocna dłoń dla sportowca. Wyższa kultura bycia. Czy wyobrażacie sobie u nas podobną sytuację?
Teraz czeka nas dłuższa przerwa w europejskich rozgrywkach MŚ i ME. Dwie rundy w Indonezji w tropikach z okrojoną pewnie stawką, a dopiero w końcówce lipca jak zwykle spotkamy się w Loket w Czechach. Jest chwilka na odsapnięcie po tych wszystkich emocjach i…na analizę tego, co dotąd widzieliśmy. W połowie lipca jednak juniorzy z EMX rozegrają swoje MŚ, na słynnym torze w Alpach włoskich, w Pietramuracie. Nasi też tam będą!
Ciąg dalszy nastąpi: EMX!
fot: Alek Skoczek