Francuzi górą, Włosi dołem. Burza i przełom w EMX! Dotąd w obydwu klasach EMX (125 i 250) rządzili „chłopcy Maddiiego”, czyli Mattia Guadagnini i Alberto Forato. Ale sytuacja zmieniła się szybciej, niż można by się spodziewać.
Nastąpił zdecydowany atak francusko-holenderski i…nagle stanęliśmy w obliczu wyrównanej walki między liderami a wiceliderami. Tu jest o niebo ciekawiej niż w MŚ! Od początku roku mocni i zdeterminowani byli również Francuzi: Tom Guyon w „setkach”, oraz Stephen Rubini w „ćwiartkach”. Już w Trentino Rubini pokazał, że jest w stanie nawiązać walkę z włoskiem niedźwiedziem.
W Kegums obu rywali pogodził znakomity i niesamowicie szybki Roan Van de Moosdijk, który doszedł do tej dwójki jako trzeci już kandydat do złota. Zapowiadaliśmy, że w GP Niemiec czekają nas emocje, gdyż holenderska strzała (Moosdijk) może udowodnić, że i na twardym torze jest szybka jak francuska rakieta (Rubini). I cóż, okazało się, że ta konfrontacja była prawdziwym gwoździem całej imprezy!
Obaj rywale poszli w takie tempo, że nawet Forato nie był w stanie go utrzymać, co wcześniej wydawało się przecież nieprawdopodobne! A ci dwaj jechali jakby uciekali przed ogniem. Cóż to była za wspaniała walka i wyścigi! Dwóch, godnych siebie jeźdźców i dwie godne siebie taktyki jazdy. Wygrać mógł tę batalię każdy z nich, bowiem ich tempo było praktycznie nieosiągalne dla reszty. Odważniejsze, dłuższe skoki i kawał świetnej jazdy! To się oglądało! Po raz kolejny riderzy z EMX250 pokazali, że to właśnie ta klasa jest obecnie teatrem najciekawszej walki, a zwłaszcza teraz, gdy zabrakło Cairolego i Herlingsa.
Prowadzenie obejmował po starcie Moosdijk, ale potem Rubini przycisnął rywala i dopadł go, biorąc chyba odwet za Kegums. Nasza Milena Kojder w pit lane umierała z nerwów, a tymczasem jej chłopak pokazywał Moosdijkowi co to znaczy „jeszcze większa motywacja”. Drugi wyścig był areną podobnej walki, z jeszcze większymi emocjami! I tam prowadzenie zmieniało się i podobnie Rubini zdołał pokonać Holendra, ale na metę wpadli jeden za drugim, z minimalną różnicą. Takich emocji i dwukrotnego, długiego, zmieniającego się w prowadzeniu pojedynku Grand Prix nie widziało od czasu niezapomnianej walki Cairoli – Gajser w Trentino! Forato widząc co się dzieje, około połowy wyścigu pogodził się z przegraną i skupił na dowiezieniu 3. miejsca.
Co nie było takie pewne, gdyż niemiecka nadzieja na kolejne podium (coraz szybszy Jeremy Sydow) mocno naciskała. Nieźle pojechał Hofer, ale patrząc po minie tego znakomitego chłopaka, widać było, że jakieś tam 4-5 miejsca go nie satysfakcjonują.
To jest jego pierwszy sezon w ME 250-tek, i na tle sporo starszych i silniejszych fizycznie rywali jest on dalej jeszcze chłopcem, ale jak tak dalej pójdzie (a tego jesteśmy pewni!) to będzie im coraz częściej siedział na ogonie. W Teutschenthal Hofer wywalczył 5 miejsce. Z rozmowy z jego ojcem wynikało jasno, że tam jest jasno sprecyzowany plan i konsekwentna realizacja, więc o postęp nie trzeba się martwić. To kwestia czasu, kiedy ten zdolny chłopak z zaplecza juniorskiego KTM Factory zacznie zwyciężać.
Po raz kolejny pod nieobecność Herlingsa, motocykl młodego Austriaka z numerem 711 stał obok KTM mistrza świata… To motywuje! EMX 250 wkroczyła w decydującą fazę. Do końca pozostały tylko 2 rundy (za sprawą pozaeuropejskich eventów MXGP) a tymczasem na szczycie tabeli mamy niesamowity ścisk! Liderem został Rubini, za nim jest Forato, a trzeci Moosdijk ma minimalną stratę. Tutaj będzie bitwa do ostatniego biegu, do ostatniego tchnienia być może! Jest tam i szybkość i motywacja, i ambicja, i adrenalina i kawał solidnej techniki.
Kolejna runda w Lommel może być albo trampoliną do zdobycia złota ME, albo… miejscem klęski, która zaprzepaści wysiłek całego sezonu. Nerwy będą ogromne, bo każdy z tych zawodników doskonale wie czym potrafi być tor w Lommel. Ekipa Maddiiego już zapowiedziała, że jadą do Lommel aż 3 tygodnie przed imprezą, i będą trenować do skutku. Reszta, w tym finał w Szwecji, w rękach riderów, Boga, maszyn i…losu.
EMX125
Nawet najlepsi mają taki dzień, w którym można się „przejechać” i coś nie wychodzi. Takim dniem dla Mattii Guadagniniego okazała się niedziela w Teutschenthal, 23 czerwca. Po raz pierwszy w tym sezonie włoski dominator nie tylko że nie wygrał Grand Prix, ale nawet nie wszedł na podium! Zdecydował o tym katastrofalny dla wielu drugi wyścig. Ale najpierw była piękna, choć wietrzna sobota. Pierwszy wyścig „setek” jak zwykle pod dyktando liderującego Włocha.
Zaraz na początku objął on prowadzenie i potem tylko zwiększał przewagę. Rywale mogli zając się walką o dalsze miejsca. Ale…. w drugiej fazie wyścigu tempo podkręcił Tom Guyon i zbliżył się do Włocha na tyle, by móc ewentualnie myśleć o pojedynku. Czasu było już jednak za mało i po raz kolejny Włoch wygrał bieg, ale miał tylko 2 sek. przewagi nad Francuzem Trzeci był Szwajcar Mike Gwerder z ekipy „Bavaria Boys”. Rider ten wyrasta na kolejnego kandydata do podium. Nadal mocni są Hiszpanie, których znowu w TOP 10 było dwóch. Natomiast zupełnie nie wyszedł wyścig młodej nadziei Holendrów, Kayowi De Wolfowi (dopiero 28 miejsce!).
Zresztą chłopaków złojonych po skórze przez tor „Talkessel” było więcej. Węgier Kovacs znowu nie ukończył biegu (po kontakcie uszkodziło mu hamulec), Brytyjczykowi Jay Wade padła maszyna, a mistrz Europy Camden McLellan znowu miał problemy i też nie ujechał całego wyścigu. A to są przecież niedawni mistrzowie Europy i świata z klasy 85cm! W Teutschenthal jest tak, że o ile sobotnie wyścigi klasy EMX jadą po dobrze rozjeżdżonej i suchej nawierzchni, to w niedzielę rano „setkarze” jadą po mokrym, mocno zlanym wodą torze. W wielu miejscach jest jeszcze cień, więc nie zawsze dobrze widać w co się jedzie. Czy w błoto, czy w koleinę miękką czy twardą. Tor jest jednak przeciwieństwem stanu z soboty i dlatego już po jednym okrążeniu wszyscy „setkarze” wyglądali tak, jakby tor na nich dosłownie zwymiotował błotem.
Ta swoista poranna ślizgawka okazała się dla wielu bezlitosna. Przede wszystkim właśnie dla Guadagniniego, który nie dość, że nieco gorzej wystartował, to na dodatek potem upadł i stracił rytm. Wiele było ofiar tego wyścigu…Gleba goniła glebę, a niejeden jechał z oderwanym czy połamanym błotnikiem, albo tabliczką z numerem. Od początku jednak prowadził kto? Kay De Wolf! Wyrwał jak szalony i jakby chciał sobie odbić sobotnią porażkę. Ale i jemu nie dane było wygrać! Po 10-ciu kółkach też skosztował czarnej gleby i…spadł aż o 7. miejsc. Na czoło wyszedł Niemiec Simon Laengenfelder, ku radości miejscowych kibiców.
Czekają oni na takie sukcesy w EMX, jakie niegdyś notowała ich ulubiona, młoda gwiazda Brian Hsu. Ale i Simon nie wygrał! Zwyciężył najrówniejszy w obu biegach Francuz Guyon, który popełnił najmniej błędów. Drugi był Laengenfelder, trzeci znowu Gwerder. Wobec powyższego zagrano na podium po raz pierwszy w Teutschenthal Marsyliankę – dla Guyona właśnie. Drugie miejsce Laengenfeldera i aplauz miejscowych kibiców. I gratulacje dla Gwerdera za kolejne podium. Mattia niepocieszony, pierwszy raz od bardzo dawna zasmakował niepowodzenia. Trafiło mu się pechowe 13-te miejsce. Ale taki jest sport wyścigowy.
Rok temu właśnie w Niemczech wygrał jako pierwszy z Hoferem, w tak samo mokrych, śliskich warunkach. Włoch nadal jest liderem, ale przed rundą w Lommel będzie musiał się przyłożyć do treningów w piasku. Guyon zbliżył się już w tabeli, więc teraz nie ma miejsca na błędy i wpadki. Włoch po to został rok w klasie EMX125, aby zdobyć upragniony tytuł… A ponieważ droga do finału w Szwecji wiedzie przez belgijskie Lommel, więc i tu może być różnie.
fot: Alek Skoczek