Co łączy Jarvisa, Walkera, Gomeza i Tadka Błażusiaka poza tym, że w tym co robią są najlepsi? Wszyscy z nich to co robią (a upalają ostro!), robią na oponach GoldenTyre! Jeszcze kilka lat temu niezbyt wiele osób kojarzyło w Polsce ten oponowy brand, ale wraz z sukcesami wyżej wspomnianych wymiataczy Hard Enduro/SuperEnduro i rozkwicie dyscypliny, sytuacja ta ulega zmianie.
Sama marka wkroczyła do naszego kraju i rozkręca sieć dealerską. Jakiś czas napisali do nas ludzie z GoldenTyre Polska i zaproponowali testy swoich gum. Testy o tyle fajne, że nikt niczego nie narzucał i wybór laczków należał do nas w zależności od tego, w jakim warunie będzie jeździł tester. Padło na mnie, więc po wnikliwej analizie katalogu postawiłem na model GT216 (przód 90/100 – 21 + tył 140/80 + tylny mousse, po radach chłopaków z Goldena padło na 140x).
Czyli można powiedzieć uniwersalne gumy na każde warunki, jakie można spotkać w enduro. Początkowo kusiło mnie sprawdzenie tego modelu w wariancie X (GT216X), który dedykowany jest do najtrudniejszego Hard Enduro (z X korzysta m.in. Jarvis – wiecie, plastyczna mieszanka, kosmiczne klejenie do gruntu), ale ostatecznie uznałem, że na mój teren – potoki, podjazdy, sporo gliny, jakieś torfowiska, kamienie, dobrze spisze się klasyczny GT216, który jak muszę zaznaczyć już na wstępie i tak jest stosunkowo miękki. Sam producent mówiąc o tej oponie stwierdza, że została ona opracowana do użytku w lekkim terenie, od piaszczystego podłoża zaczynając, a na umiarkowanie trudnych warunkach kończąc. No dla mnie w sam raz!
Chyba w gorszym warunie w życiu nie jeździłem! Temperatura w granicach 0’C, deszcz, a w wyższych partiach gór śnieg z wisienką na torcie w postaci przenikliwego wiatru. No i ta mgła. Brrr! Trzeba było katować ostro, żeby utrzymać dobre krążenie krwi i nie nabawić się hipotermii. Ku mojemu zaskoczeniu podczas jazdy było… stabilnie jak diabli! Oglądając po wszystkim onboardy z GoPro, nie brakowało w nich pytań kierowanych do kumpla lub nawet samego siebie w stylu: co tu się stało? To zasługa Goldenów?! Przykryty lekką pierzynką ze śniegu trawiasty podjazd, już po pierwszym wyjechaniu zmienił się w kupę… po prostu – w kupę! Z GT216 na felgach naprawdę wyjeżdżanie tej ściany raz za razem nie stanowiło większego problemu. Przez rozpoczęciem testów miałem pewnego rodzaju obiekcje co do przedniej opony. Dlaczego? Przyzwyczajony jestem do stosunkowo ostrych ząbków Michelina, które pewnie wgryzają się w grunt. Tak przynajmniej to sobie tłumaczę. Mój mechanik już na wstępie zwrócił uwagę, że Goldeny GT216 są dość płaskie i posiadają szerokie kostki, co może okazać się nie do końca szczęśliwym rozwiązaniem przy obecnych warunkach. Sam się pod tym podpisywałem, ale jak wspomniałem już wcześniej, 2-3 mocno rozwolnione podjazdy rozwiały te wątpliwości.
Przedni Golden nie zawodził także podczas zjazdu. Owszem, jakieś tam gleby się zdarzyły, ale to w momencie, kiedy jeszcze niezbyt rozgrzany ślamazarnie staczałem się w dół, zamiast puścić heble i pozwolić oponom oczyścić się z błota, zmieniającego strukturę laczka w koło jak w taczce. Testując Goldeny starałem się jeździć utartymi trasami, żeby móc realnie ocenić ich skuteczność w dobrze znanym mi i przejeżdżonym wielokrotne terenie. Jak już wspomniałem podczas jednych z pierwszych testów aura była mega sroga. Ogromne wrażenie Goldeny wywarły na mnie na dwóch przykrytych sporą warstwą śniegu podjazdach. Podjąłem próbę ich zaliczenia z nastawieniem, że porywam się z motyką na słońce i z każdym pokonanym metrem zadawałem sobie pytanie, kiedy do cholery się zatrzymam? Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie szedłem tam pełnym piecem dokonując makabrycznego spustoszenia, a raczej spokojnie z zapięta dwójką wdrapywałem się coraz wyżej i wyżej.
Moment zatrzymania i ruszenia dalej pod górę (lekkim trawersem) nie stanowił problemu. Tył trzymał się gruntu. Do tej pory sądziłem, że tak powolne wdrapywanie w takim miejscu – w moim wykonaniu (!) – było niemożliwe. Poza stosunkowo miękką gumą wiadomo, że ogromną robotę musiał odwalać mousse z serii X współpracujący z oponą GT216. Miękki, nacinany i z otworami zapewniającymi lepszą sprężystość X Mousse został opracowany specjalnie z myślą o zawodnikach podejmujących wyzwanie w najbardziej wymagających eventach serii Extreme Enduro. Dedykowany jest do użytku z oponami serii X, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby tak jak w moim przypadku trafił on do klasycznego modelu – GT216. I skoro tu robi taką robotę, to nie trudno zacząć wybiegać dalej i zastanawiać się, co musi robić kompletny pakiet X na kołach! Owszem, zdarzają się sytuacje, że Goldeny tracą swoją trakcję. Spotkałem się z tym, gdy na wydawałoby się świeżo odkrytym spod śniegu, błotnym podjeździe leciałem małym piecem.
Zacząłem zwalniać, po czym opona w poszukiwaniu trakcji zerwała wierzchnią warstwę luźnej gliny i błota i natrafiła na zmarzlinę. Utknąłem i nie było opcji wznowienia ataku z tego miejsca. Jedynym rozwiązaniem było zawrócenie i spróbowanie jeszcze raz z szerzej otwartą przepustnicą. W trakcie testów miałem też okazję jeździć przy nieco lepszej aurze. Słonko, bezchmurne niebo, przysuszone błotko. Na suchych trawersach i podjazdach Goldeny radziły sobie bez zarzutu, no nie mogę powiedzieć o nich w tej kwestii złego słowa. Tak samo w potokach. Zarówno tych z delikatnym strumieniem, jak i tych totalnie suchych i kamienistych – mimo mojej niezbyt dobrej kondycji wyjeżdżałem dalej niż zakładałem. A to w mojej ocenie stanowi odpowiedź na pytanie, dlaczego światowa czołówka Hard Ednuro wybiera Goldeny. Podsumowując, zestaw GoldenTyre GT216 bardzo dobrze wywiązał się ze swoich obowiązków i sugestia producenta, że jest to jeden z bardziej uniwersalnych modeli opon enduro nie była wyssana z palca. Coś w tym na pewno jest! Żeby jednak nie było tak cukierkowo trzeba być świadomym tego, że jako iż mamy do czynienia z oponami stosunkowo miękkimi, zapewniającymi przez to wyborną trakcję, to raczej nie będą to opony z gatunku tych najbardziej żywotnych. Już po kilku wypadach w teren – a mianuję się amatorem – dało się zaobserwować przykruszenie kostki.
Cena. Za testowany przeze mnie zestaw GT216 musielibyście zapłacić 272zł (przód) + 370zł (tył), a za tylnego mousse’a 140x715zł. Z jednej strony cena wydaje się spora. Biorąc jednak pod uwagę rozkwit dyscypliny i fakt, że jeszcze kilka lat temu wszyscy latali enduro crossówkami, na dętkach, a teraz bez mousse’a w swoich enduro nikt już w teren się nie rusza, można założyć, że kwestią czasu jest, aż zawodnicy coraz śmielej zaczną spoglądać w stronę opon GT. Testowane opony pochodziły od GoldenTyre Polska.
fot: Paweł Pruszyński, ARC