Tym razem światowy motocross zagościł w Kegums. Wśród riderów w aż czterech klasach mamy tylko dwa polskie nazwiska: Wysocki (MXGP) i Kojs (EMX250). Czeka nas starcie światowych i europejskich potęg na ciężkich i trudnych piachach łotewskiego toru.
Domowe Grand Prix Paulsa Jonassa to nie tylko okazja dla tego małego nadbałtyckiego kraju na wielkie wydarzenie sportowe. To przede wszystkim starcie potęg, wielkich i dopiero wschodzących nazwisk. A łotewski tor bywał świadkiem niezwykłych, czasami przełomowych wydarzeń. Rok temu tam Staszkiewicz zdobył pierwsze swoje punkty w debiutanckim sezonie w EMX 250 i to tam swój pierwszy triumf w MŚ MX2 odniósł Thomas Kjer Olsen.
Zupełnie inaczej kojarzą to miejsce słoweńscy navijaći. Tam ich pupil Gajser, poniósł swoją pierwszą ważną i jak się okazało- przełomową porażkę. Po dwukrotnych, poważnych upadkach (złamał się aż stabilizator na szyi) aktualny wtedy mistrz świata, zanotował swój najgorszy występ i zdobył ledwie 7 pkt. Te upadki miały swoje dalsze konsekwencje i w dalszej części sezonu Gajser nie był już tak pewny, tak mocny a kolejna kontuzja- w Niemczech- dopełniła goryczy porażki w walce o podium MŚ. Tor w Kegums z biegiem czasu robi się naprawdę trudny i mocno dziurawy. Riderami rzuca na wszystkie strony. Tym razem będzie podobnie, gdyż zanim wyjadą na tor dwie główne klasy, na pewno „rozwalą” im bieżnię uczestnicy ME EMX 125cm i 250cm.
A tych mamy liczną armię, bo w „setkach” zjawiło się aż 65-ciu zawodników, a w „ćwiartkach” jest 49-ciu zawodników, którzy kołami swych silnych maszyn na pewno szybko zryją miękkie podłoże. Arcyciekawa sytuacja panuje w EMX250. Pojawiło się tam tylu kandydatów do zwycięstw, że ciężko wskazać w ogóle konkretnego faworyta na kolejne wyścigi. W dodatku na poprzednich rundach kto wypadał świetnie w pierwszym biegu- słabo kończyło drugi, albo notował niechciane przygody. Inni mieli zaś na odwrót. W efekcie Grand Prix wygrywali nie ci przebojowi i podobno najlepsi, ale ci, którzy mieli najlepszą „średnią” z 2 wyścigów. W dodatku mamy tam dość dziwny kalejdoskop różności wiekowych. Prócz typowych dla tej klasy wschodzących riderów mamy tam bowiem jeszcze kilku starszych, naprawdę dobrej klasy jeźdźców.
Niektórzy z nich to byli mistrzowie, niektórzy kadrowicze na MXoN, a niektórzy po prostu wybrali EMX250 z powodu „drożyzny” MŚ, gdyż nie stać ich na starty w elicie (sam start w ME jest tańszy o ok. 3 razy). Bywa też tak, że po prostu na nowy sezon nie dostali się do dość dobrego teamu. W efekcie opanowanie, doświadczenie i spryt przeplata się na okrągło z młodą, gorącą krwią i chęcią pokazania się w Europie. Wszyscy jednak wiedzą o co jest gra i adrenaliny tam nie brakuje nikomu. Taka sytuacja powoduje jedno- nikogo nie można ani z góry przekreślić, ani obstawić w roli pewniaka. To sprawia, że czeka nas cały sezon wielu niespodzianek i ta klasa będzie jeszcze mnie raz widownią nowych, być może co rusz innych nazwisk na podium.
Aktualnie w tabeli po 3 rundach sytuacja wygląda następująco: 1. Martin Barr (irlandzki „dziadek”, wielokrotny uczestnik MXoN, 1 wygrany wyścig), 2. Dylan Walsh (młody ale już opierzony nowozelandczyk, znany z b. dobrych występów w ADAC MX i SX, nie wygrał żadnego wyścigu), 3. Mel Pocock (kolejny „weteran”, mistrz EMX250 z…2012 roku, a więc nieco wiekowy facet, wygrał 1 wyścig). Dalej G. Tropepe, był uczestnik MŚ MX2 (też nie wygrał ani biegu) i dopiero piąty jest kolejny „prawidłowy” dla tej klasy zawodnik, pamiętany z ub. roku Francuz Mathys Boisrame (wygrał 2 wyścigi w Portugalii). Dalej znowu mieszanka- młodszych i starszych, bo np. taki Steven Clarke to ex-mistrz EMX 250 z 2014r. W USA niedawno trenował wraz z naszym Wysockim i ciekawe jak to przełoży na Europę.
Tak więc widać jasno, że nowo przybyli młodzi mistrzowie z EMX125 są niejako „blokowani” przez starszych, dojrzałych facetów, mających już konkretne osiągnięcia. Czy to wytworzy młodym dodatkowe „parcie” na wynik i sukces i jak na to odpowiedzą ci starsi? Bo przecież taki Haarup, Facchetti czy Moreau nagle nie zwiną żagli i nie powiedzą :”nie daję rady”. Jeżdżą przecież od dziecka i doskonale wiedzą w czym biorą udział. Co pewien czas mamy jednak kogoś, kto przełamuje niby pewną, stabilną sytuację i potrafi niespodziewanie lać innych. I jak w ub. roku- nie zawsze są to faworyci. Pożyjemy- zobaczymy co z tego osobliwego kotła wyjdzie. Facchetti miał dotąd głównie pecha, więc może go teraz przełamie. A na koniec ciekawostka: cała pierwsza trójka z tabeli to… same Husqvarny. W „setkach” jest nieco jaśniejsza sytuacja, choć tam ilość mocnych riderów jest zrównoważona wiekowo i wszyscy mają mniej więcej podobny potencjał doświadczenia.
Tam mamy ok. 3-4 jednakowo mocnych zawodników, z których każdy może zostać mistrzem. Austriackiemu panzerfaustowi Rene Hoferowi (młoda wizytówka stajni KTM) ambitnie stawia czoła holenderska błyskawica- Raivo Dankers, który ma znakomity sezon i bryluje w Mistrzostwach Holandii. Do tej rywalizacji na bank wmieszają się Francuzi (przede wszystkim Thibault Benistant, drugi w tabeli) i Skandynawowie, a i ze dwóch riderów z Estonii ma na to szanse. W tej chmarze szybkiej młodzieży nie ma niestety nikogo z Polaków (nie startuje Konrad Dąbrowski) i jak na razie nie widać, by ktoś jeszcze tam aktualnie się za bardzo nadawał. Tym bardziej, że taki tor stawia naprawdę wysokie wymagania. Zobaczymy co weekend przyniesie a jak na razie liderem tabeli jest Hofer. Na świetnym, 4-tym miejscu plasuje się dobrze nam znany, świetny czeski rider Petr Polak, który realizuje kilkuletni plan, mający na celu przygotować go do udziału w MŚ MX2.
Jego przykład pokazuje, jak mądrym planowaniem, wsparciem ze strony federacji i dobrego trenera, a także regularną, cierpliwą pracą i nauką można zajść wysoko.W MX2 ponawia się pytanie: Prado czy Jonass? Ostrości emocjom na pewno dodaje fakt, że o ile Jonass będzie chciał u siebie wygrać i dać popis godny mistrza, to Prado nie odpuści i będzie chciał pokazać, że na miękkim to on jest jednak świetny. Co na to duńska rakieta z Sonderborga- Thomas Kjer Olsen? Wygrał tam już ze wszystkimi, nawet z Jonassem, więc… szanse ma. Nie pomijajmy nieobliczalnego Covingtona. Ten to ma genialne przebłyski i nigdy nie wiadomo, kiedy nastąpi kolejny z nich. I patrzmy co zrobi świetny na miękkich torach Jago Geerts. To wschodząca gwiazda, świetna technicznie i szybka. W MXGP sytuacja niby jasna, bo dominuje Herlings, który robił co chciał ze wszystkimi, ale jednak rosyjski tor pokazał, że starsi potrafią utemperować młodych, nawet tego najlepszego. Zrobiła się nam trójka faworytów: Herlings, Cairoli i… Desalle. Tyle że ten trzeci rok temu tak samo potrafił wszystkich objechać, wygrać i być trzecim w tabeli.
Tylko że potem jedną kontuzją podczas przedostatnich rund przekreślał cały dorobek sezonu i w efekcie na podium go nie było. Brakuje to ewidentnie Gajsera- drugiej młodej krwi, która by trochę odświeżyła tę walkę gigantów. No bo jeśli nie Gajser to kto? Sami powiedzcie…. Ale nie usuwajmy w cień Romaina Febvre. On też może doznać przebudzenia i powalczyć o 2-4 miejsce. Wielka szkoda, że nie ma już Suzuki Evertsa. Arminas Jasikonis na prawie swoich piachach miałby chyba jednak więcej szans na żółtej maszynie niż na obecnej Hondzie. Widać, że i jemu po powrocie z poważnej kontuzji czegoś brakuje. Szybkości? Świeżości? Pewności siebie? A może wszystkiego z wymienionych? Z krótkiej rozmowy odbytej z nim i jego ojcem w Trentino nie wyłania się zbyt optymistyczny obraz. Może nikt tego nie powie wprost, ale sprzętowo te „mniejsze” teamy jednak ustępują tym większym. Ale… czego nie można uzyskać sprzętem i technologią, można czasem uzyskać wolą walki i wiarą w to co się umie. Kto wie, czy Jasikonis nie błyśnie czymś na torze, który przecież dobrze zna. Czekamy więc na najnowsze wyjaśnienia i na to, co pokażą najlepsi na świecie. Lista brakujących utrzymuje się na podobnym poziomie. Nadal leczą się Brian Bogers, Arnaud Tonus (pozrywał ścięgna, operacja) i Valentin Guillod. Wrócił wreszcie Anstie. Mamy za to ciąg dalszy wypożyczalni w Hondzie HRC. W Stanach czerwoni wzięli ridera z klasy 250 na zastępstwo, a w MXGP za Bogersa wzięli Todda Watersa z Australii. No i uwaga: w MX2 powraca do walki sympatyczny kangur- Hunter Lawrence!
P.S. Z ostatnich chwil: Tomek Wysocki zaliczył mocną glebę na trudnym, zdradliwym skoku w zakręt, na trzecim okrążeniu wyścigu kwalifikacyjnego. Wyglądało to groźnie, bo na naszego zawodnika wpadło kilku jadących większą grupą riderów. Boli go trochę głowa, ale na całe szczęście nic poważnego się nie stało, i jutro chorzowianin będzie kontynuował jazdę w wyścigach finałowych. Zawodnik i jego motocykl „przeżyli” ten groźny incydent. Ufff!!! W pierwszym wyścigu EMX125 jednak zwyciężył Francuz Benistant, przed Dankersem i Hoferem. Za to kwalifikacje w MX2 padły łupem… Jorge Prado! Za nim byli Ben Watson (najlepszy jego wynik!) i… Hunter Lawrence. Australijczyk mocno akcentuje swój powrót! Jonass dopiero 12-ty! Tak więc nasze przewidywania okazały się całkiem trafne. I uwaga: po raz pierwszy od wieków w MXGP jedzie więcej riderów niż w MX2! Jutro ciąg dalszy walki.
fot: Alek Skoczek, ARC