Zwycięzców tegorocznego, jubileuszowego (25 lecie!) ErzbergRodeo już znamy. W zasadzie każdy kto pokona Żelazną Górę i dojedzie do mety w regulaminowym czasie, może się czuć zwycięzcą, ale tym najlepszym jest tylko jeden. A został nim ponownie, podobnie jak rok temu Graham Jarvis!
Tym piątym już zwycięstwem Brytyjczyk wyrównał dokonanie Tadka Błażusiaka, który również wygrywał pięć razy, ale z rzędu – rok po roku – co jeszcze nie udało się nikomu poza nim! Finałowa rozgrywka zwana Red Bull Hare Scramble odbyła się przy przepięknej, słonecznej niedzieli i zgromadziła liczne tłumy kibiców oraz sympatyków tej niesamowicie widowiskowej dyscypliny. Widowiskowej głównie dzięki takim niezwykłym miejscom, jakim niewątpliwie jest góra Erzberg i jej gigantyczne tarasy kamieniołomu, którymi co roku wiedzie skomplikowana i pełna trudności oraz ruchomych kamieni trasa.
Tym razem największej rozrywki licznym widzom (a były ich tam całe setki w co ciekawszych miejscach!) dostarczył chyba odcinek zwany Zielonym Piekłem (Grune Holle). Był to wąski, nieco zygzakowaty, częściowo sypki i w jednym miejscu mocno zawinięty podjazd. Największych problemów dostarczył zakręt przy dużym drzewie, skonfigurowany tak, że nie dało się tam przejechać ciągiem, lecz wymagał on dodatkowych manewrów. Stromość i trudność tego miejsca schowanego w lesie okazała się prawdziwym „łamaczem” najlepszych. Każdy miał tam albo postój, albo problem i po ilości cennych sekund a nawet minut tam spędzonych, można było oceniać, kto jaki poziom tego dnia prezentował i z jaką techniką przybył. Odcinek ten był dosłownie usiany widzami ciasno stłoczonymi przy trasie i żywiołowo dopingującymi każdego, a największymi brawami tych, którzy w widowiskowy sposób uporali się z tym naprawdę upierdliwym odcinkiem. Zresztą później, już na mecie wielu podkreślało trudność i straty czasowe poniesione właśnie w tym lesie.
Jarvis okazał się więc tym, który najlepiej i najszybciej pokonał morderczą trasę, liczącą ponad 30km. Około dwie minuty po nim, na mecie zameldował się Niemiec Manuel Lettenbichler. Radość Austriaków jest tym większa, że znają oni trudności Żelaznej Góry a otoczka jaką tworzy przecież ich firma- Red Bull – oraz drugi z potężnych patronów imprezy- KTM, dają unikatową, przepiękną całość sportową, w której każdy sukces Manuela nabiera dodatkowego znaczenia. Ciekawe kiedy w końcu wygra Erzberg? Jakieś dwie minuty po Lettenbichlerze na metę wjechał Hiszpan Mario Roman Serrano. Po nim – jakieś niemal trzy i pół minuty później- przyjechał kolejny jeździec z Półwyspu Iberyjskiego, jego rodak Alfredo Gomez. Za nim na mecie pojawił się zawodnik z RPA Wade Young, który też podkreślił wagę „Zielonego Piekła”, a jako szósty – ze stratą ok. 24. minut i wielkimi brawami widzów na mecie – pojawił się król tej imprezy, nasz Taddy Błażusiak, dotąd jedyny pięciokrotny mistrz tego unikalnego w skali świata wydarzenia. Teraz ten swoisty „Klub Pięciu Mistrzów Erzbergu” ma już dwóch ludzi.
Znakomity Brytyjczyk Billy Bolt uplasował się tuż za naszym mistrzem, a kolejnym riderem na mecie był jego rodak, doskonale nam znany Jonny Walker. Ostatnie dwa miejsca w TOP 10 zajęli: trzeci Hiszpan Pol Tarres i drugi rider z RPA- Travis Teasdale. Ale chyba najciekawszy pojedynek jaki można było widzieć, głównie dzięki znakomitej pracy operatorów kamer Red Bull TV z pokładu śmigłowca, stoczyli Austriak Lars Enöckl z Brytyjczykiem Jonathanem Richardsonem. Zajadle walczyli oni do samego końca i właśnie ten koniec, dosłownie ostatnie metry były najbardziej niezwykłe, bo oto gdy Enöckl wjechał na ostatnią przeszkodę z dużych głazów tuż przed linią mety, nagle go zawinęło i obrócił się ku nadjeżdżającemu już rywalowi! Ale szybki nawrót i błyskawiczne odbicie ku mecie pozwoliło Larsowi zdobyć to lepsze, 11-te miejsce. Cieszył się z tej małej wygranej niesamowicie, i obaj sobie tego pojedynku pogratulowali.
Od razu przypomina się podobna walka na ostatnich metrach, jaką stoczyli na ubiegłorocznym Red Bull 111 Megawatt Tadek Błażusiak z Billy Boltem, gdzie też wynik był niewiadomą do ostatnich chwil. W pierwszej dziesiątce znalazło się trzech Hiszpanów i trzech Brytyjczyków, co bardzo trafnie oddaje dzisiejszy układ sił i obecny stan rzeczy w tej dyscyplinie. Narody te mają świetnych motocyklistów terenowych, a ich reprezentanci licznie pojawiają się na starcie tych największych i najtrudniejszych imprez.
Cieszmy się z dobrego wyniku Tadka oraz udziału innych reprezentantów Polski, bo co roku mamy kilku uczestników, którzy mierzą się z największymi trudnościami Żelaznej Góry. I to potem procentuje, gdyż w zawodach rozgrywanych w kraju posiadają coraz większe doświadczenie i „ciągną” kolejnych. A tym razem tą kolejną osobą, którą „wciągnął” Erzberg była dziewczyna z Mszany Dolnej- debiutująca w tej gigantycznej imprezie Dorota Dudzik. W pierwszej części, zajęła ona wysokie, szóste miejsce w klasyfikacji pań. W drugim dniu (IRON ROAD Prolog) zajęła siódmą pozycję i ostatecznie wywalczyła bardzo dobre, siódme miejsce wśród 36-ciu zawodniczek. Gratulacje dla riderki klubu „MKS Gorce”!
W tegorocznej edycji w niedzielnym finale wzięło udział łącznie 13-tu Polaków. Wszystkim naszym zawodnikom i Dorocie Dudzik, polskiej perełce, pierwszej kobiecie z naszego kraju, jaka odważyła się zmierzyć z tą górą – gigantem serdecznie gratulujemy. Nie tylko samego startu i pokonanych trudności. Ale również całego wysiłku przygotowań, jaki musiał zostać poniesiony, by tam się w ogóle znaleźć… Jesteście wytrwali, spełniacie swoje czy to marzenia czy cele sportowe, ale ważne jest to, że tam przyjeżdżacie, że to już nie tylko Błażusiak czy Juszczak jadą z najlepszymi z całego świata. To też trzeba docenić. I to, że się uczycie jak być jeszcze lepszym w tym co robicie. Oby Wam to wszystko się jak najlepiej przydało i jak najwięcej dało! Wielka szkoda, że inny nasz świetny rider, Dominik Olszowy musiał być tylko kibicem przed TV, ale kontuzja wyeliminowała go w tym roku z pierwszej połowy sezonu, a co będzie dalej- okaże się w swoim czasie.
Na mecie powiedzieli:
Manuel Lettenbichler – To była trudna trasa, a Graham miał świetne tempo i znakomitą technikę. Najpierw byliśmy blisko siebie i to była wyrównana walka. Potem próbowałem się do niego zbliżyć, dogonić, go, ale w paru najtrudniejszych miejscach, również w tym lesie był po prostu lepszy i dzięki temu odjechał mi. Czuję się mocny, i choć do Grahama troszkę mi zabrakło, to za rok spróbuję jechać jeszcze szybciej i będę jeszcze mocniejszy.
Tadek Błażusiak – Miałem niezłe tempo, i jak na tę trudność trasy oraz wszystko to, co na niej było i moją dzisiejszą jazdę, to jestem zadowolony z szóstego miejsca. Jest podobnie jak przed rokiem, więc trzymam pewien dobry poziom i za rok postaram się o jeszcze lepszy.
W osobnym materiale przedstawimy Wam wrażenia innych naszych uczestników, w tym naszego wysłannika, regularnego obserwatora ErzbergRodeo – Łukasza Kręcichwosta.
fot: KTM, Husqvarna, Łukasz Kręcichwost