Przez 27 lat w dniu 11 listopada spotykaliśmy się w Sochaczewie. Puchar Niepodległości był prawdziwie kultową imprezą, na którą zjeżdżali zawodnicy z całej Polski, ścigając się często w temperaturze poniżej zera.
W 2016r. na torze Podzamcze zakończyła się 28-letnia historia Grand Prix Niepodległości im. Władysława Dudzińskiego. Sochaczewski Klub Motorowy „Szarak” nie uzyskał wówczas zgody na organizację tego wydarzenia ze względu na prowadzone prace przy umocnieniu skarpy cmentarza parafialnego, a także remont słynnego mostu, na którym dziesiątki kibiców obserwowały zmagania zawodników.
I taki był początek końca. Na szczęście znaleźli się kontynuatorzy niepodległościowej motocrossowej tradycji, a wśród nich KM Stryków. Po raz pierwszy wystartowali w ubiegłym roku organizując I Puchar Grand Prix o Puchar Niepodległości, w którym pojechało 77 riderów. W tym roku było ich już 119.
Jaki mamy klimat, każdy widzi. Nic więc dziwnego, że bez zbędnego ryzyka ścigać się można nawet 11 listopada nie obawiając się, że tor ściśnie mróz, a o poranku trzeba będzie skrobać szyby samochodów. Dlatego wjeżdżając na padok strykowskiego obiektu wcale nie zdziwił mnie widok jakże licznej grupy amatorów ścigania dla „ biało czerwonej”.
Temperatura oscylowała wokół 10 stopni, dlatego życie toczyło się na świeżym powietrzu, i tylko jeden koksownik przypominał, jaką mamy porę roku. Jak zwykle w Strykowie wszystko było zapięte na ostatni guzik, tor przygotowany perfekt, służby porządkowe zradiofonizowane, namiot vipowski przygotowany na przyjęcie miejscowych notabli, którzy zawsze odwiedzają strykowskie imprezy.
Zbyszek Orłamowski (kierownik d/d organizacyjnych Pucharu) ilekroć mamy okazję pogadać zawsze powtarza, że dla niego każde zawody muszą być przygotowane tak, jakby to były co najmniej Mistrzostwa Polski: „A Grand Prix to impreza wyjątkowa, bo nie ma presji zdobywania punktów, jest za to dużo fanu, przyjacielskich rozmów, jest czas na podsumowanie sezonu i tak dalej. Mając takich współpracowników jak choćby Darek Siuda i Marcin Kośmider jestem spokojny o to, że wszystko będzie na tip top.
Zwłaszcza, że zawsze możemy liczyć na ogromne wsparcie ze strony lokalnego samorządu, burmistrza Witolda Kosmowskiego i jego zastępczyni pani Tamary Barańskiej-Kiemaczyńskiej, którzy wspomagają nas finansowo i sprzętowo. Podczas zawodów jest także okazja, aby pokazać naszych zawodników, którzy w prowadzonej przez klub szkółce mają okazję zaprezentować swoje umiejętności”.
I nadszedł czas igrzysk. Wczesnym rankiem rozpoczęły się treningi, by punktualnie o godzinie 11-tej po uroczystym otwarciu zawodów riderzy mogli ruszyć do walki o zwycięstwo, puchary i cenne nagrody, czcząc jednocześnie nasze wielkie, narodowe święto. Nie zachowując chronologii zacznijmy od klasy Mini, która pojechała w dwóch pokazowych wyścigach na skróconej nitce toru.
Kilkunastu jeźdźców na malutkich motocyklach wzbudziło prawdziwą sensację. Wśród nich znalazł się m.in. najmłodszy z klanu Kędzierskich, syn Łukasza – Adam, a także zaprzyjaźniony z nami Antek Krzyżewski, startujący na elektryku. I choć do zwycięzcy brakowało mu kilkanaście koni (wygrał Filip Juszczyk), zajął w „generalce” drugie miejsce. Przy okazji startu „Minionków” znowu rozgorzała dyskusja na temat klasy MX50, która funkcjonuje oficjalnie w wielu krajach, u nas niestety nie jest uznawana przez PZM. A przecież im wcześniej zacznie się przygodę z motorsportem, tym lepiej. Zwłaszcza, że i koszty są znacznie mniejsze niż w klasach wyższych.
Nie mniejsze emocje towarzyszyły wyścigom klas Junior i Open, zwłaszcza że ich połączenie sprawiło, iż na maszynie stanęło 32 zawodników. Poziom był niezwykle wyrównany, ale nikt nie był w stanie wyrwać podwójnego zwycięstwa Bartoszowi Jaworskiemu (Junior). Na kole siedział mu cały czas Janek Rompkowski, który jednak nie znalazł recepty na objechanie swojego rywala i zajął ostatecznie drugie miejsce w generalce. Przy okazji dodajmy, że Bartosz otrzymał voucher na zakupy za 500zł ufundowany przez Inter Motors. W klasie Open do ostatniego metra cięli się Karol Kędzierski z Jankiem Kotowiczem, który ostatecznie zwyciężył w klasyfikacji generalnej.
Janek Rompkowski: „Kilka wywrotek sprawiło, że choć była szansa nie udało się jednak stanąć na najwyższym stopniu podium. Musiałem po glebach przedzierać się przez szybkich zawodników obydwu klas, co zajęło mi trochę czasu. Poza tym Bartek to bardzo dobry rider i dlatego wielka szkoda, że odchodzi do żużla. Dla mnie jednak sezon się nie kończy, już zacząłem przygotowania do startów w 2023r zwłaszcza, że dostałem dwa nowe motocykle Yamaha jako reprezentant barw AQF Motors Yamaha Racing Team.
W planach mam starty w MP 2023, ale także w wyścigach „podwórkowych” w Holandii. Tam wszyscy trzymają gaz bez względu na rangę zawodów, tory są trudne, dziurawe, nie równane, z kantami, znakomity trening przed sezonem. Wcześniej jednak muszę złapać trochę więcej masy, żeby poczuć się pewniej na nowym sprzęcie”.
We wspólnym wyścigu klas MX Kobiet i MX85 także mieliśmy dwójkę dominatorów: wśród dziewczyn nie do pokonania była Wiktoria Kupczyk, a wśród osiemdziesiątkarzy aktualny Mistrz Polski Michał Psiuk. Wiktoria, podobnie jak Bartek, otrzymała poza pucharem voucher Inter Motors.
W klasie Masters żadnych szans rywalom nie dał coraz rzadziej widywany na torach Paweł Wizgier, który od dłuższego czasu koncentruje się na działalności trenerskiej. Paweł Wizgier: „Stryków okazał się dla nas bardzo szczęśliwy, bo zdobyliśmy 3 x Grand Prix Niepodległości: Janek Kotowicz, Kuba Celej (MX65) no i ja. Wspaniały finał sezonu dla naszego klubu ŁKM Łowicz”.
Startujące razem klasy MX1 B/C i MX2 B/C dostarczyły także wszystkim wspaniałego widowiska, bo gdy maszyna jest prawie pełna, to i samo ściganie jest emocjonujące: na każdej prostej, na każdym zakręcie czy hopie coś się dzieje. I to jest kwintesencja motocrossu. Zwycięzcy otrzymali komplety opon ufundowane przez CST Polska, a trafiły one do Dariusza Malczewskiego i Huberta Miśkiewicza.
Czy zawody w Strykowie to ostatni akcent sezonu 2022? Miejmy nadzieję, że nie. (tekst i foto Krzysztof Hipsz). WYNIKI