Gwiazda Jasikonisa zabłysła w Agueda

W miniony weekend kraina porto, żeglarzy, odkrywców oraz piłki nożnej i Cristiano Ronaldo z Jose Mourinho była światową stolicą MX. Podczas gdy hiszpańska federacja i decydenci spowodowali, że w tym roku zabrakło Hiszpanii w kalendarzu MŚ, sąsiedzi poszli po rozum do głowy i postarali się o mistrzowską rundę.

Spalona słońcem pomarańczowa glinka w Agueda była areną walki aż 5-ciu klas. Ponownie ścigali się o punkty uczestnicy EMX 125 i 250 oraz cyklu Honda EMX 150 plus oczywiście dwie wiodące klasy MŚ. Już sobotnie wydarzenia pokazały, że zapowiadają się wielkie emocje a do głosu dojdą być może „nowi”, jeszcze uczący się najwyższego fachu riderzy. Najpierw setkarze w ME i ponowna konfrontacja włosko – duńska, czyli energiczny Facchetti kontra duńska rakieta Haarup.

Między tych dwóch tradycyjnie próbował wbić się klinem Francuz Strubhart Moreau (zwycięzca czasówki kwalifikacyjnej). Z początku było „po staremu”, czyli Haarup wygrał, drugi był Strubhart a trzeci Facchetti, ale następny bieg odwrócił wydarzenia. Pierwsze swoje zwycięstwo w Grand Prix odniósł Gianluca Facchetti (wygrał drugi bieg zaś Haarup zaliczył „potknięcie”). Ponownie zobaczyliśmy w jak znakomitej formie jest młoda generacja motocrossowa w Italii. Z kolei ta nieco starsza startująca w EMX 250 tym razem musiała ugiąć się przed rywalami. Ale nie Francuzami czy Hiszpanami lub skandynawskimi ścigantami lecz ku zaskoczeniu wielu… przed Amerykanami! Rolę główną zagrał w Portugalii Tristan Charboneau. Już w GP Rosji pokazał co potrafi (wygrał jeden wyścig), ale tym razem wziął wszystko, co można było wziąć. Wygrana czasówka, w efekcie najlepsze pole startowe, dwa bezbłędne starty i dwa wygrane wyścigi! To był nokaut! Prowadzenie dwa razy od startu do mety.

Koalicja włoska zanotowała tym razem słabszy występ lidera Morgana Lesiardo, za to Simone Furlotti nie odstawał i wziął drugie miejsce w zawodach. Tym trzecim na pudle był drugi Amerykanin (co ciekawe, również na Kawasaki) Marshal Weltin. A więc mamy pewien przełom i nowość, bo do gry weszli mocni rywale zza Oceanu. To jeszcze bardziej nakręci rywalizację w i tak już wyśrubowanej stawce! Na skutek słabszego występu Lesiardo tabliczkę lidera przejął znowu Furlotti. Kolejna runda w Szwajcarii 13 sierpnia. Ale mamy też i taką niespodziankę, że Tristan Charboneau pojawi się w roli gościa na Mistrzostwach Strefy Południowej w Dąbrowie Górniczej (9.07), co jest znakomitą informacją, bo do Polski tego typu riderzy przyjechali ostatnio tylko raz – na Supercross w Łodzi. Zapraszamy więc wszystkich, bo jest to niewątpliwa gratka. W klasie EMX 150 firmowanej przez Hondę zwyciężył Szwed Nordstroem przed Włochem Adamo i… Portugalczykiem Outeiro. A więc i miejscowym coś się trafiło. W MX2 tradycyjne pytanie: Jonass czy Seewer, a może Covington? Ten trzeci najpierw wygrał kwalifikacje (znowu!) i pokazał, że jest w „ciągu” do podium.

Cała trójka pojawiała się na podium w obu wyścigach z tym, że to Seewer wygrał ten drugi i dzięki temu odniósł drugie z rzędu zwycięstwo. Wyobraźmy sobie, co będzie się działo w domowym Grand Prix Szwajcara, we Frauenfeld, gdy jego liczni kibice będą zażarcie dopingować kandydata do tytułu mistrza świata… Czwarty ponownie zameldował się Thomas Kjer Olsen, ale w tabeli jest on nadal trzeci, ponieważ uzbierał swoją regularnością wiele punktów. Prowadzą Jonass i Seewer. Świadkami kolejnej niespodzianki byliśmy w królewskiej klasie MXGP. Tydzień wcześniej we włoskim Ottobiano obserwowaliśmy Arminasa Jasikonisa na żywo, a wcześniej jego błyskawiczne postępy.

W krótkiej rozmowie z Litwinem podsumowaliśmy jego świetną jazdę tak: „Bądź cierpliwy, jesteś na właściwej drodze. Świetna robota!” Jak się okazało, Litwin postanowił błyskawicznie dopisać nowy rozdział w swojej biografii i po minimalnie przegranych kwalifikacjach w Ottobiano, tym razem ewidentnie „walnął pięścią w stół”. Najpierw wygrał sobotni wyścig kwalifikacyjny, potem w pierwszym wyścigu przyjechał trzeci! Tak dobrze było tylko raz w Kegums, ale wtedy było też i zero! Tym razem nasz sąsiad zza Niemna (ale mieszkający w Belgii) poszedł na całość i w drugim wyścigu ponownie był trzeci! Oznaczało to, że zdobył pierwsze podium w MXGP i to w zaledwie nieco ponad rok od swej premiery w tej klasie. Czapki, berety i chusty z głów! Takie wyczyny obserwuje się z radością i uśmiechem na ustach. W Loket porozmawiamy więc z Litwinem szerzej, bo jest to postać ciekawa, a przebieg jego kariery jeszcze ciekawszy. A kto poza Jasikonisem spisywał się najlepiej? Oczywiście dwaj główni obecnie rozgrywający, czyli Herlings i Cairoli.

Pierwszy wyścig miał spektakularny przebieg, bo włoski idol prowadził po starcie (przed Jasikonisem i Herlingiem oraz Naglem) i gdy wydawało się, że ponownie będzie pierwszy, na 12. kółku skutecznie zaatakował go Latający Holender i wyrwał mu wygraną! Za trzecim Jasikonisem uplasowali się Nagl, Febvre i Desalle. Dopiero ósmy Gajser – chyba jednak odczuwa przede wszystkim w głowie skutki załamania swej dominacji i formy. Dobrze startuje, ale nie potrafi dociągnąć do mety na dobrej pozycji. Za to wyścig finałowy w Agueda był już popisem Cairolego. Włoch postanowił postawić kropkę nad „i” a także nie pozostawić złudzeń, kto jest obecnie najlepszy i kto zmierza pewnie w kierunku tronu mistrza świata. Prowadził cały czas, drugi Herlings najpierw musiał uporać się z coraz szybszym Naglem (świetny start), a potem pilnować się przed Jasikonisem.

Ponownie Gajser nie wytrzymał tempa i został wyprzedzony przez Nagla i Febvre’a. Fani Herlingsa mają więc wreszcie to, na co tak długo czekali, a my mamy ucztę dla oczu, bo jazda mistrzów świata po prostu chwyta za serca. W tabeli Cairoli prowadzi z przewagą ok. 100pkt nad Desallem, ale tu zaczyna się robić ciekawie, bo trzeci Paulin ma ledwie kilka pkt straty, zaś czwarty z jednym punktem straty jest Herlings. Holender jest już prawie na podium MŚ. Z kolei Gajser ma tylko punkt przewagi nad rosnącym w siłę Romainem Febvre. Trzeba się więc bardzo pilnować i jechać po każdy punkt, bo potem może go komuś zabraknąć w końcówce sezonu…

P.S. W Agueda ponownie zabrakło w MŚ i ME Polaków. Wprawdzie polskie maszyny startowe ostatnio pękają w szwach, ale ilu z naszych najlepszych byłoby w stanie rywalizować z tak szybką Europą?

fot. Monster Energy, Honda, Suzuki, KTM