Na ten dzień motocrossowa Polska czekała od kilku miesięcy. Próbą generalną był Puchar Polski w Obornikach, natomiast premiera sezonu 2020 miała odbyć się w Człuchowie. Mieście, które motocrossem żyje od lat, gdzie miejscowe władze dwoją się i troją, aby wesprzeć lokalny AutoMotoKlub.
A gdy na torze przy ulicy Kamiennej zaczynają dudnić motocyklowe silniki, niemal cały Człuchów rusza, aby kibicować startującym zawodnikom. Oczywiście przy zachowaniu maksimum ostrożności, aby nie sprowokować koronawirusa.
Zanim opadła po raz pierwszy maszyna startowa tylko dwie niewiadome spędzały sen z powiek Zbyszka Zakrzewskiego (CzAMK Poltarex), dyrektora zawodów: czy i tym razem upał da się wszystkim we znaki i czy lista zgłoszeń nie okaże się zbyt krótka. Co do pogody trzeba przyznać, że Opatrzność czuwała nad Mistrzostwami… Co prawda jeszcze w piątkowy wieczór żar lał się z nieba, na szczęście w sobotę temperatura spadła zdecydowanie, a wczesnym popołudniem zaczął nawet padać deszcz.
Był na tyle nienachalny, że tylko na kilkanaście minut kazał ludziom skryć się pod parasolami. Ale za to wyręczył strażaków, którzy przez jakiś czas byli bezrobotni, co jednak nie oznacza, że zeszli z posterunku. Zanim jednak lunęło, przyszło nam obserwować starty motocrossowego narybku i zasłużonych w motobojach Mastersów. Mimo słusznego wieku siły i motywacji można im pozazdrościć.
Obserwując choćby pojedynek między ulubieńcem lokalesów Zdunkiem (CzAMK Poltarex) a Wizgierem (ŁKM Łowicz) odnosiło się wrażenie, że to nie 40-latkowie, a wręcz juniorzy pomykają po torze. Szczególnie wyróżnił się tu Maciej Z., który mimo upadku dogonił swego rywala z Łowicza, a potem nawet przegonił. Dubel Zdunka w zawodach zagwarantował mu najwyższy stopień pudła, nieco niżej stanął Paweł Wizgier, trzecim muszkieterem okazał się Radosław Matuszczak (MKS Nekla).
Co prawda nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy wyścigu, gdy pojawił się na nim aktualny jeszcze mistrz Polski Paweł Szturomski, no ale jako że nieobecni nie mają racji, skład na podium był jaki był. Z kolei w 50+ najszybciej do mety dojechał Andrzej Szalbierz. Pointa? Chwała Wam chłopaki, że trzymacie gaz, oby do końca!
Po crossowych wyjadaczach na maszynie pojawiły się najmłodsze wilczki, niesamowite zadziory, goście w powerem godnym openiarzy. Czołówka klasy 65 to gwarantowane wysokie skoki, a nawet efektowne whipy. Tu absolutnym dominatorem okazał się Dawcio Zaremba (KMX Kaszuby), który nawet do głosu nie dał dojść Psiukowi (2. KM Cross Lublin) i Masarczykowi (3. MTR Osiedlec).
Rzecz jasna tym ostatnim nie można odmówić świetnej formy, woli walki i umiejętności, jednak jeszcze musimy poczekać aż nawiążą równorzędną walkę z Zarembą. Tak owocują tygodnie spędzone na zagranicznych torach, za co szacun Zarembowej rodzince. Wśród najmłodszych pojawił się także gość z Niderlandów Cody de Beer.
To zasługa Marka Dąbrowskiego, który dzięki swoim zagranicznym koneksjom ściągnął do Człuchowa kilku zagranicznych jeźdźców. Gdyby nie obostrzenia na naszej wschodniej granicy zapewne również ze wschodu nadciągnęliby groźni rywale, a zwłaszcza rywalki jak choćby Anna Stecjuka czy Adria Skudytyte (obydwie CzAMK Poltarex).
Niestety jedynie Białoruś nie wprowadziła jeszcze kwarantanny, dlatego tylko stamtąd przybyło paru riderów. A skoro o dziewczynach mowa… Jechały w najgorszych warunkach pogodowych podczas dwudniowych zmagań i za to szacun. Dwa zwycięstwa odniosła Joanna Miller (CzAMK Poltarex), nieoczekiwanie holeshota zdobyła Julia Malinowska (NKM Siemiatycze), a swój debiut na pudle Mistrzostw Polski odnotowała Julka Jarmołkowicz (MX Lipno).
Czyli słowa Mirka Kowalskiego, że Julka zrobiła duże postępy, nie były bez pokrycia. Mimo upadku tegoroczna maturzystka z Gdańska dała radę i oby był to początek marszu po mistrzowski tytuł. Może na Mistrza jeszcze za wcześnie, ale wicemistrz jest w zasięgu ręki. Ukoronowaniem sobotniego popołudnia były wyścigi w klasie MX2.
Maszyna co prawda nie pękała w szwach, ale za to jakie pojawiły się nazwiska: Wysocki (CzAMK Poltarex), Kruszyński (LKS Jastrząb Lipno), Barczewski (MX Lipno), Więckowski (KM Cross Lublin)… Z zagranicy dotarli dobrze już znani na naszych torach Volovich, Sazanotets i Makhnou (wszyscy CzAMK Poltarex), Niderlandy reprezentowali Ryan De Beer i Punen. Zapowiadało się niezłe ściganie.
Poza zasięgiem kogokolwiek był Wysocki: najszybszy na treningach, w kwalifikacjach i wyścigach mimo, że na „niebieską ćwiartkę” wsiadł po roku przerwy. Tomek to jak widać klasa sama w sobie, jeździ jak nikt w Polsce, ma swoją technikę, swój styl i swoje ślady. Co prawda pozwolił odebrać sobie holeshota Kruszyńskiemu, ale potem odkręcił manetkę i tyle go wszyscy widzieli.
Tymczasem za jego plecami trwała walka o kolejne punktowane miejsca, z której zwycięsko wyszli Karol Kruszyński i Kuba Barczewski. Czwarty był Maciek Więckowski, co jednak nie oznacza, że nie jest w gronie pretendentów do podium. I tak minął dzień pierwszy. Wieczorem rozpoczęły się „zajęcia w podgrupach”, słońce zachodziło na krwistoczerwono, była więc nadzieja, że w niedzielę pogoda również dopisze.
Poranek przywitał nas nieco posępny, jednak w miarę upływu czasu chmury zaczęły się rozchodzić, zaświeciło słonce, na szczęście na skręconym palniku. W nocy na padoku nastąpiła zmiana warty, część zawodników wyjechała do domu, a na ich miejsce pojawili się startujący w drugim dniu MP MX. Tor został wygłaskany, choć zdaniem niektórych powinien być nietknięty.
Ewentualna poprawka prostej startowej OK, ale resztę należałoby pozostawić bez zmian. Poranna kawa w towarzystwie zawodników MX Lipno stawia na nogi. Krótki obchód pozwolił nam zapoznać się z preferowanym śniadaniowym menu, poznać opinie na temat sytuacji w polskim motocrossie plus ploteczki kto z kim, a kto już nie.
Czas jednak płynął nieubłaganie i na starcie pojawili się setkarze. Niestety to klasa, która niby jest dość liczna, ale cały czas brakuje w niej indywidualności. Pierwsze i drugie miejsce oddaliśmy gościom z Białorusi (Volovich) i Niderlandów (De Beer), dopiero trzeci był Damian Zdunek (CzAMK Poltarex), ale czwarty Makhnou.
Gdy kwitną nam 60-tki i 80-tki, w setkach mamy jakiś regres. A przecież Rafalski (WKM Więcbork), Świrczak (KM X Racing Lesznowola), Chrostowski (WKM Więcbork) czy Kotowicz (AK Gorzowski)to jeźdźcy z potencjałem, tyle tylko, że jakby uśpionym. Ale może to tylko spóźniony rozruch, i w Więcborku będzie już zupełnie inaczej. Albo… albo buzujące hormony? Pamiętacie tę klasę choćby sprzed dwóch lat? Lewko, Rapacz, Kucharczyk, Jasiński, Zdunek, Bukowicz?
Część zniknęła z pola widzenia, część walczy dalej, ale jakby bez przekonania. Bo już w 80-tkach sytuacja wygląda znacznie ciekawiej. Jest kilku wojowników, którzy zdecydowanie będą ciąć się szprycha w szprychę do końca sezonu dostarczając emocji widzom a sobie podnosząc poziom adrenaliny na maxa.
Poza tym to najliczniej obsadzona klasa w Człuchowie, bo na starcie pojawiło się aż 31 nazwisk. To dobrze rokuje na przyszłość, tyle że już w wyższych klasach pomoc rodziców nie wystarczy. A tu tymczasem żadnego światełka w tunelu, choć na stronach PZM czytamy: „Do najważniejszych celów Związku należy rozwój masowego i wyczynowego sportu motorowego: samochodowego, motocyklowego, żużlowego oraz kartingowego”.
Niestety jak rozumiane jest słowo „rozwój” nic nie napisano (na przykład kto ma za ten rozwój zapłacić). Nic zatem dziwnego, że czasami podczas rodzinnych rozmów w depo atmosfera robi się gorąca, gdy pada pytanie: tata kiedy dostanę motocykl, bo ten się już sypie. No ale dopóki da się jeździć, to się jeździ.
Bartosz Jaworski (MX Lipno) nie miał sobie równych podczas obydwu wyścigów, za którym podążali do mety Kacper Andrzejewski (2. WKM Wschowa) i Mikołaj Stasiak (3. DUUST Racing). Nie wyszedł ten wyścig Sewerynowi Gaździe (AMK Gliwice), znakomicie radzącemu sobie na torach Czech, a o wielkim pechu może mówić Kuba Kowalski (MX Lipno), któremu już w pierwszym biegu padło moto. Emocje sięgnęły zenitu, gdy nadszedł czas Wielkiej Próby, czyli start klasy Open.
Wcześniejsze przymiarki w MX2 świadczyły o tym, że Tomek Wysocki konkurentów nie będzie miał. Miał za to szczęście, że nie wziął udziału w zwarciu tuż po starcie, w którym uczestniczyli Kruszyński, Łukasz Kędzierski (MX Lipno) i Staszkiewicz. Ten ostatni wstał jako ostatni i zrezygnował z dalszej jazdy, najszybciej pozbierał się Łukasz, a Karol zaczął gonić stawkę z ostatniego miejsca.
Topowi zawodnicy znaleźli się w poważnej opresji, co skrzętnie wykorzystali Więckowski (2) i Makhnou (3). Drugi wyścig zapowiadał się sensacyjnie, bowiem jako pierwszy ruszył Makhnou, a Tomek dopiero 4. Ale to dla Wysockiego betka, szybko odrobił straty i tak już pozostało. Za nim uplasowali się Więckowski i Barczewski i taka była ostateczna klasyfikacja w generalce.
Na koniec Memoriał… Jeszcze rok temu był on poświęcony pamięci Tadzia Szwemina, teraz dołączył do swego Prezesa Łukasz Lonka. 15 minut plus dwa okrążenia rozstrzygnął na swoją korzyść… Tomek Wysocki! Drugi był Maciek Więckowski, a trzeci Karol Kruszyński. I to im w udziale przypadły nagrody pieniężne.
Pointa? Zawody bardzo udane, tor przygotowany a organizatorzy, ekipa marshali, służba medyczna, ochrona i druhowie z OSP zawsze na miejscu. Niech więc żałują ci, którzy do Człuchowa nie dotarli.
fot. Krzysztof Hipsz