HEC Competition w Cegielni Wierzchowina, kultowym miejscu sportów off roadowych

Dowodzą tego zawody HEC Competition, jakie odbyły się w miniony weekend.

Cegielnię odwiedzamy regularnie i musimy przyznać, że z roku na rok ten jedyny w swoim rodzaju w Polsce obiekt rośnie w siłę: baza noclegowa, unikalne miejsce do treningów, znakomita kuchnia i…. budynek starej cegielni do upalania po dachu, w niesamowitych wnętrzach, a nawet w długim na kilkanaście metrów piecu.

Emil Juszczak

W takich to okolicznościach przyrody, przy błękitnym niebie i w temperaturze sięgającej 30 stopni rozegrano dwudniowe wyścigi w niepowtarzalnym entourage’u. Do Cegielni zjechało ponad 30 riderów (także dziewczyny), aby w sobotę zaliczyć kwalifikacje a dzień później wystartować: Panie i Amatorzy w półtoragodzinnym przejeździe, Profi – dwuipółgodzinnym. Niestety prolog okazał się nie dla wszystkich „przejezdny”, dlatego dzień później zastępy zawodników nieco się przerzedziły. Szkoda, bowiem zawsze warto próbować niekoniecznie zakładając, że trzeba stanąć na pudle.

Łukasz Bilik

No ale to już indywidualna decyzja każdego z uczestników. Trasa tym razem była nieco (ale tylko nieco) łatwiejsza, zabrakło przede wszystkim… błota, które do tej pory niemal zawsze towarzyszyło jeźdźcom podczas organizowanych tu imprez. Być może dlatego służba medyczna nie miała kompletnie nic do roboty, choć gleby były, na szczęście niegroźne. Amatorzy i panie stawili się na starcie w liczbie 25 riderów i mieli do pokonywania pętle o długości około 6 kilometrów.

Arek Zając

Ich zmagania obserwowała spora grupa kibiców, którzy są tu zawsze, bowiem doskonale wiedzą, że to co dzieje się w Cegielni to impreza najwyższej próby. I nie zawiedli się. Jak zwykle największe zainteresowanie wzbudzały dziewczyny. Co prawda pojechały tylko dwie, ale okazało się, że nawet w nieformalnej konfrontacji z panami wypadły bardzo dobrze.

Kobiety+Amator

Zdecydowaną faworytką była bywalczyni największych imprez offroadowych Agnieszka Smolińska, zawsze bardzo ekspansywna i bojowa. Tak było i tym razem, w startującej grupie zajęła dziesiątą pozycję, natomiast w klasie Kobiet stanęła na najwyższym stopniu podium. Jej jedyna konkurentka Dorota Dudzik zajęła w tej sytuacji rzecz jasna miejsce drugie, ale także plasowała się w środku stawki. I gdzie tu może być mowa o „słabej płci”? Owszem, były momenty kryzysowe zwłaszcza ze względu na upał, ale dziewczyny dały radę. Szkoda, że Dorota tak rzadko bierze udział w podobnych imprezach, bo jest to niewątpliwie utalentowana zawodniczka, a jej niezwykle „elegancka” jazda może się podobać. W klasie Amator najszybciej przejechał wyznaczoną trasę Kacper Dudzik, drugi był Kacper Panek, a trzeci Jarek Kargul.

Jarek&Grzegorz Kargul

Jarek tym razem „objechał” swego syna Grzegorza startującego w klasie Profi. Choć nieliczna, zgromadziła najlepszych polskich superendurowców. Na starcie stanęli: Emil Juszczak, Grzegorz Kargul, Dominik Olszowy, Damian Musiał, Aleksander Bracik, Grzegorz Antoniak. Jak widać, na bogato. Po takim składzie można było oczekiwać tylko jednego: wielkich emocji. Oczywiście faworytem był Emil, aktualny wicemistrz świata SE Juniorów. Odbyliśmy z Emilem krótką rozmowę (wywiady z zawodnikami w najbliższym numerze X-cross), w której pochwalił organizatorów za przygotowanie zawodów i trasy. Miał chrapkę na zwycięstwo i na kasę (1000zł), niestety nawet najlepszym czasami może powinąć się noga.

Podczas przejazdu przez betonowe kręgi coś poszło nie tak, maszyna zwaliła się na ziemię, a z nią Juszczak. Jak do tego doszło nie bardzo wie, pozbierał się dość szybko – ale czasu żeby dojść pierwszego Damiana Musiała zabrakło, był drugi. Pechowo pojechał także robiący ogromne postępy Dominik Olszowy (uzyskał najlepszy czas w pokonaniu jednego okrążenia). I jego przejazd okazał się pechowy, ale na pudle Emil się znalazł. Najgorsze dla sportowca miejsce zajął Grzesiek Kargul, był czwarty. Sam przyznał, że tym razem mu nie poszło, spóźnił start, potem wybierał nie te ścieżki co trzeba, zgubił camelbag a najgorsze, że rozkleiła się podeszwa w bucie, co na pewno nie ułatwiało jazdy. Ale… na pewno wróci do Cegielni za rok.

Dominik Olszowy

Podsumowując… Trasa wymagająca, jak zwykle urozmaicona, nowym elementem był Matrix, który miał przysporzyć wszystkim najwięcej kłopotów, jednak okazało się, że znakomita większość pokonywała go bez większych problemów. Jednym słowem impreza udana, nagrody finansowe satysfakcjonujące, jedynie obsada ciągle niezbyt liczna.

Szef Cegielni i pomysłodawca HEC-y Damian Bogucki nie bardzo rozumie (my zresztą też) dlaczego tak się dzieje. Mamy nadzieję, że obecność na zawodach superendurowej elity będzie najlepszą rekomendacją dla tego urokliwego miejsca. Następna impreza w październiku (27/28), kiedy to odbędzie się tradycyjne już Horror Enduro.

Grzegorz Antoniak

 

Pełna relacja z komentarzami zawodników w sierpniowym wydaniu X-cross.

fot. X-cross