II runda MX MP pod znakiem deszczu, błota i… słońca. Plus kilka niespodzianek.

Ilekroć jedziemy do Więcborka, pojawia się i w nas moc, nie tylko w zawodnikach. Bo Więcbork ma w sobie coś. Tu tor trawą nie zarasta, ani nic z niego nie wystaje, tu ciągle pojawia się coś nowego, tu ludzie bez spiny robią po prostu dobrą robotę.

Blisko miesiąc szykowano tor, który od pewnego czasu ma zmienioną konfigurację. Pojawił się także nowy budynek (jeszcze w stanie surowym), gdzie wkrótce będzie można korzystać z pryszniców i toalet. Kolejny przykład, że prowizorka na torze Plebanka nie przejdzie.

Daniel Szwemin: co prawda zmian na torze dokonaliśmy jeszcze w ubiegłym roku, ale Mistrzostwa Polski odbywają się po rekonstrukcji po raz pierwszy. Mamy znacznie większy park maszyn, całkiem nową maszynę startową spełniającą wymogi FIM, przymierzamy się też dość ostro do wybudowania systemu nawadniającego (prace są już mocno zaawansowane). Zmieniona została także nitka toru, gdyż miasto dokupiło na nasze potrzeby sporo ziemi. Jest dzięki temu więcej elementów, ale umiejętnie wkomponowanych w całość, aby wszystko stanowiło monolit.

I chyba im się ta sztuka udała, co potwierdzają opinie zawodników. W takiej oto nowej rzeczywistości przyszło nam obserwować kolejne zmagania o punkty w Mistrzostwach Polski MX. Frekwencja pierwszego dnia nie powaliła na nogi, na szczęście mimo okrojonego składu na maszynie emocji i tak nie zabrakło. Dodajmy, że dostarczyli ich nie tylko zawodnicy, ale o tym za chwilę.

Treningi i kwalifikacje bez specjalnych zaskoczeń. Nie zaskoczył również deszcz, bo skoro na trasie z Warszawy do Więcborka lało od połowy drogi, to niby dlaczego nie tutaj. Pierwszy start Mastersów jeszcze na sucho, walka na ostro i zwycięstwo Macieja Zdunka (CzAMK Poltarex). Nikt się temu specjalnie nie dziwił, ale to co ten gość wykonał w drugim biegu zaskoczyło wszystkich.

Zdunek wskutek awarii swojego moto wsiadł na… setę syna i co? I wygrał! Wniosek? Jak mawia Mirek Kowalski najważniejszy jest łącznik między kierownicą a siedzeniem. Czyli rider. Przypomnijmy, że swój pierwszy Erzberg Błażusiak wygrał na pożyczonym motocyklu dając odpór wszystkim fabrycznym teamom. Ale to tak na marginesie.

Gdy do startu szykowały się dziewczyny, skorzystaliśmy z zaproszenia na grochówkę hand made na naszych oczach. Wykonawcami tego dzieła okazali się pp Kupczyk ( i przyjaciele). Zupa wspaniała, być może pojawi się w większych ilościach na kolejnych zawodach. Ot taka nowa, świecka tradycja. Niestety deszcz padał coraz mocniej doświadczając szczególnie startujące panie.

Tu zgodnie z przewidywaniami dwukrotnie triumfowała Joanna Miller (CzAMK Poltarex). Bardzo liczyliśmy na dobrą jazdę Julki Jarmołkowicz (MX Lipno, druga w generalce po I rundzie MP MX), niestety odniesiona kontuzja kilka dni wcześniej na treningu okazała się na tyle bolesna, że Jula musiała pojechać zdecydowanie zachowawczo. W efekcie ostatecznie zajęła miejsce piąte, natomiast w klasyfikacji generalnej jest trzecia.

Tak więc będzie o co walczyć podczas kolejnych wyścigów. Po długiej przerwie pojawiła się na maszynie Karolina Jasińska (CzAMK Poltarex, 3.), która jest w całkiem niezłej formie i zapewne nieźle namiesza w ostatecznej klasyfikacji. Zaczęła od zdobycia holeshota, w sumie była trzecia, ale na tym nie zamierza poprzestać.

Cały czas towarzyszył jej brat Wiktor, już gwiazda polskiego żużla, który zaczynał jak dobrze wiemy od MX. Druga na pudle stanęła Anna Oleśniewicz z WKM Wschowa. Klasa 85 to jak na poprzedniej rundzie wspaniały pokaz mistrzowskiej jazdy dwóch zawodników: Bartosza Jaworskiego (MX Lipno, 1.) i Seweryna Gazdy (AMK Gliwice, 2.). Najpierw ten drugi był pierwszy, potem odwrotnie.

Pasjonująca walka i spora przepaść pomiędzy nimi a resztą stawki. Ale to chyba normalne, dobrze że ma kto podnosić poprzeczkę, bo przecież 85-tki to nasza perspektywa, na jej podstawie możemy przewidywać przyszłość polskiego motorsportu. Tym bardziej, że w stadzie młodych wilczków znalazła się także młoda wilczyca – lokaleska Wiktoria Kupczyk, dwunasta w stawce 20 konkurentów.

Clou soboty to MX2, czyli ćwiartki w rękach mistrzów. Na liście startowej same tuzy: Wysocki, Kruszyński, Sazanovets, Barczewski, Makhnou, Łukasz Kędzierski, Pryk. To oni stanowili forpocztę wyścigu i to oni rozdawali karty w sobotnie popołudnie. Nie do pokonania okazał się Wysocki (CzAMK), który był wręcz zachwycony dziurami i głębokimi koleinami, do których przywykł na europejskich torach (przypomnijmy, że Tomek po raz ostatni startował w Więcborku 14 lat temu na 85cc).

Niestety nie wszyscy tak właśnie rozumieją off road, ba znalazł się nawet zawodnik, który żądał wyrównana podjazdu na hopę „bo są za głębokie koleiny”. To tak na marginesie. A więc na pudle stanęli Wysocki pierwszy, za nim podążający jak cień Kruszyński (LKS Jastrząb Lipno) i trzeci Jakub Barczewski (MX Lipno). I wszystko byłoby cacy, gdyby nie pewne zdarzenie, którego wcześniej czy później należało się spodziewać.

Otóż podczas akcji ratowniczej kierowca bombowca PZM zdecydował, że z poszkodowanym przejedzie zaraz… ZA HOPĄ!. Były żółte flagi i białe flagi z diagonalnym krzyżem, ale wyścigu nie przerwano!!! A przecież dobrze wiemy, że gdy adrenalina osiąga poziom krytyczny zawodnik (zwłaszcza młody) nie zawsze jest świadomy co dzieje się wokół niego, i że na przykład powinien zwolnić.

No ale skoro wspomnianym kierowcą jest przewodniczący GKSM (oszczędności kadrowe?), to chyba powinien wiedzieć co robi i zapewne dysponuje odpowiednimi papierami. Kolejny dzień przywitał nas słońcem i lekkim wiatrem. Na padoku nastąpiła zmiana warty, miejsce sobotnich riderów zajęli riderzy niedzielni.

Wśród nich także ci, którzy mieli wziąć udział w tradycyjnym już wyścigu o Puchar Krajny (wygrał go Dariusz Malczewski w WKM Więcbork). Tor był lekko wyrównany na tyle, by pozostać rasowym torem motocrossowym. Bardzo liczyliśmy na emocjonujący występ setkarzy i nie zawiedliśmy się.

Furorę zrobił Damian Zdunek (CzAMK Poltarex). Gdy wraz z Karolem Knapem staliśmy przy prostej startowej przemknął obok nas wspomniany Damian, Karol natychmiast zareagował: „o rany, on jedzie na trójce!” I rzeczywiście, gdy młody Zdunek stracił nieoczekiwanie dźwignię zmiany biegów, nie pozostawało mu nic innego jak tylko lecieć na wrzuconym trzecim przełożeniu. No i doleciał… znowu jako pierwszy.

Natomiast pechowo zakończył swój udział w II rundzie „setkarz” Wiktor Sobiech (WKM Więcbork), zdobywca holeshota. Na jednym z zakrętów nieszczęśliwie przyziemił, wybił bark i było po zawodach. To chyba byłoby na tyle w tym sezonie dla tego przemiłego i niewątpliwie zdolnego zawodnika.

Na koniec pozostały nam jeszcze dwie klasy: najmłodsi i najszybsi. W MX65 nie ma dzisiaj mocniejszego niż Dawid Zaremba (KMX Kaszuby). Pierwszy na starcie, pierwszy na mecie. Podobna sytuacja w MX Open. Tomek Wysocki dwukrotnie wysadził wszystkich z siodła pomykając z dużą przewagą sam do mety.

Podążał za nim wytrwale Maciek Więckowski, który w nocy zjechał z Mistrzostw Polski Enduro w Zajączkowie (gdzie w sobotę był trzeci w klasie E2/E3) zajmując miejsce drugie. Trzeci niezagrożony przez konkurentów to Karol Kruszyński.I tak wyglądał koniec zawodów.

Życzymy wszystkim powodzenia w Gdańsku. Nas nie będzie, gdyż jeden z luminarzy miejscowego klubu swego czasu publicznie uznał, że X-cross należy bojkotować. W takich to dziwnych czasach żyjemy.

fot. Krzysztof Hipsz