Jak Polacy wygrali World Trophy (2)

Tłoki w trawie, areszt motocykla, zalana elektryka, błoto po pas czyli ciąg dalszy zmagań polskich riderów na Sześciodniówce w Assen. Drugi dzień rozpoczął się od dobrych wieści. Wprowadzono wariant czasów „C” (i tak dość ciasny), dodano po pięć minut na każdym odcinku, dorzucono dodatkowy kwadrans na serwis przed metą.

A u nas? Jak zawsze z przygodami. W TM-ie Marka Dąbrowskiego, operującego rolgazem precyzyjnie niczym doświadczony chirurg skalpelem, linka gazu wysunęła się z gaźnika i złośliwie uciekła w zakamarki ramy i zbiornika paliwa. Ambaras kosztował dwadzieścia dwie minuty spóźnienia. W osiemdziesiątce Wiktora Iwańskiego… pękł tłok! Czyżby koniec jazdy? Na szczęście było to niedaleko Punktu Kontroli Czasu, a tam akurat znaleźli się Ryszard Gancewski i Jacek Czachor. Ten ostatni wymontował ze swego motocykla potrzebną część, a sprawą „Ganca” było, by ów tłok znalazł się niepostrzeżenie w trawie nieopodal pechowca. Wymiana tłoka w polowych warunkach i można jechać dalej. Zostaliśmy uratowani! Oby tylko tak nie lało i nie było takiego chłodu… Drużynowo po drugim dniu spadamy na dwunastą lokatę w kategorii World Trophy.

Trzeci dzień 68 Sześciodniówki Motocyklowej dla polskiej ekipy jadącej nadal w komplecie (dawał też radę jadący indywidualnie Sebastian Krywult ) był także nerwowy. Błoto, mokry piasek, woda z licznych kałuż dają popalić motocyklom. Tym razem nie wytrzymał tłok w TM 80 Enduro Macieja Wróbla. Szczęściem firma Moto TM od poprzedniego wieczora wyposażyła naszych lotnych (i obrotnych!) serwisantów w pudełeczka z nowymi tłokami i pierścieniami, a więc odpadła konieczność demontażu elementów z serwisowych motocykli. Z pomocą Maciejowi Wróblowi pośpieszył jadąc „pod prąd” Jacek Czachor. Po drodze wykonał salto przez kierownicę, ale co tam! Maciej Wróbel dzięki swej spostrzegawczości odnalazł w trawie nowy tłok i mógł dokonać błyskawicznego remontu. Smaczku sprawie dodaje to, iż rzecz miała miejsce na ciasnym czasowo odcinku. Podobno na mecie Maciejowi Wróblowi wpisano 59 minut spóźnienia. Marek Dąbrowski, jedyny z osiemdziesiątek, który uniknął wymiany tłoka stracił w piasku dwadzieścia dwie minuty.

U Andrzeja Tomiczka zastrajkowała przemoknięta instalacja elektryczna, wymiana zębatki zabrała cztery minuty. Ryszard Augustyn stanął po forsowaniu otaśmowanej głębokiej kałuży, bo zalało elektrykę (po osuszeniu pojechał dalej). Wiktor Iwański także zaliczył kąpiel w kałuży, a potem kolizję (na szczęście porozbijał nieco tylko motocykl, samemu wychodząc cało), w efekcie kwadrans spóźnienia. Dwadzieścia kilka minut ponad wyznaczony czas przejazdu zaliczył Sebastian Krywult. Z kolei motocyklem Ryszarda Gancewskiego zainteresowała się… holenderska policja. TM-a „zaaresztowano” za brak tablicy rejestracyjnej. Po dostarczeniu na miejscowy komisariat jakiejś połamanej tablicy, bodajże z głogowskimi numerami (ach ta polska zaradność!) i dokumentów pojazdu, skończyło się na mandacie i wydano motocykl. Po tych przygodach Polacy awansują na piątą lokatę w World Trophy. 

Maciej Wróbel

Czwarty dzień 68 ISDE chyba wszystkim jej uczestnikom śnił się po nocach. Ulewny zimny deszcz, dające czadu zimno, nader chłodny wiatr wciskający się dosłownie wszędzie i niewyobrażalne błoto. Najwięksi twardziele ze światka Enduro zaczynali wówczas miewać wątpliwości typu: co ja tutaj robię? Słusznym wyjściem Jury i organizatorów była decyzja aby zakończyć rywalizację po pierwszym okrążeniu trasy. Najgorsze wieści w polskim zespole to zatarty tuż przed metą silnik TM 125 Enduro Wojciecha Rencza. Poza tym drobne spóźnienia pozostałych: największe, bo pięćdziesięciominutowe Sebastiana Krywulta. I co najważniejsze, Polska nadal jadąc w komplecie awansowała w klasyfikacji World Trophy na PIERWSZE miejsce. Prowadzimy w najważniejszej kategorii Sześciodniówki! Już początek piątego dnia 68 Six Days był dla nas emocjonujący. Wojciech Rencz pomimo wszechobecnej presji patrzenia przez wszystkich mu na ręce dokonał niemalże cudu.

Marek Dąbrowski

Na oczach sędziów, przedstawicieli konkurencji (w większości niezbyt przychylnej) i mediów dokonał w Parku Roboczym wymiany cylindra i tłoka w swoim motocyklu. Zajęło mu to pół godziny, a silnik odpalił po, bodajże, trzecim kopnięciu w kickstarter. Wszyscy obecni tam Polacy odetchnęli z ulgą. Wojtek ruszył na trasę z siedemnastominutowym opóźnieniem. Ze względu na niedotarty, świeżo złożony silnik jechał raczej ostrożnie, ale i tak przebił oponę i dętkę. Na szczęście zaraz pojawili się „krasnale” czyli duet: Jacek Czachor i Ryszard Gancewski. Sprytnie podrzucili pechowcowi nową dętkę i buteleczkę ze sprężonym powietrzem. Pozostali podróżowali bez przygód i raczej ostrożnie po trasie piątego dnia holenderskiej Sześciodniówki. Cała szóstka zjawiła się na mecie. A przepraszam, siódemka, bo zameldował się też jadący indywidualnie Sebastian Krywult. Polska nadal na pierwszym miejscu w klasyfikacji World Trophy 68 Sześciodniówki Motocyklowej! 

Wreszcie ostatni akord Six Days czyli dzień szósty. Stosunkowo krótka, ale błotnista dojazdówka z metą w Norg, którą polski zespół osiąga w komplecie. Sześciodniówka nasza?! Na deser finałowy motocross w klasach z podziałem na grupy. W osiemdziesiątkach Maciej Wróbel początkowo był drugi, ale przytarł silnik, co zmusiło go do zwolnienia tempa. Polski akcent na podium klasy 80 stanowił zatem Sebastian Krywult, który był trzeci. Także trzecie miejsce w klasie 125 zajął Wojciech Rencz. Nie obyło się bez ostrej walki. Wrocławianina przyblokowała bramka maszyny startowej, do wyścigu ruszył jako ostatni, ale skończył na podium. Ryszard Augustyn wystartował w motocrossowych gonitwach jako ostatni z Polaków. Trzymając się przezornie z tyłu stawki klasy 500 odebrał od „Ganca” polską flagę. Dzierżąc ją dumnie nie ustrzegł się upadku na skoku. Nie trzeba chyba dodawać, że była to gratka dla fotoreporterów i operatorów kamer. 

Ryszard Augustyn

Panie i Panowie, stało się! 68 Sześciodniówka Motocyklowa jest nasza! Na torze motocrossowym w Norg polska ekipa oblewała się radośnie szampanem, w czym rej wodził dowodzący grupą kieleckich kibiców Zbigniew Banasik. Niespodziewany, ale wspaniały sukces! Niesamowite przeżycie dla całego polskiego zespołu nastąpiło dopiero wieczorem. Na uroczystej gali wieńczącej sześćdziesiątą ósmą edycję International Six Days Enduro, która była imprezą niezwykle wymagającą, z trudną trasą, fatalną pogodą, niezamierzonymi przygodami i co tu kryć bałaganem organizacyjnym ogłoszono wszem i wobec, że tytuł World Trophy of the FIM otrzymała ekipa Polski. Zdobycie na Sześciodniówce Motocyklowej pucharu World Trophy równa się drużynowemu mistrzostwu świata w rajdach Enduro!  Nareszcie Polacy zdobyli ten wymarzony srebrny puchar. Na jego podstawie wykonanej z pierścieni o coraz to szerszej średnicy przytwierdza się co roku grawerowane tabliczki z nazwiskami zdobywców Trofeum. W roku 1993 przybyła kolejna informująca, że 68 ISDE należało do: Ryszarda AUGUSTYNA, Marka DĄBROWSKIEGO, Wiktora IWAŃSKIEGO, Wojciecha RENCZA, Andrzeja TOMICZKA, Macieja WRÓBLA.

Czy uda się ten sukces kiedyś powtórzyć? W 68 Sześciodniówce Motocyklowej start klasy 80 wisiał na włosku. Z powodu trudnych warunków przewidywano, że małe motocykle nie sprostają trudom imprezy. Proponowano by najmniejszą klasą była 125. Jednakże organizatorzy otrzymali odpowiednią ilość zgłoszeń i klasa 80 w Assen wystartowała, głównie w kategoriach klubowych i indywidualnych. Z zespołów walczących o World Trophy jedynie Belgia wystawiła w tej klasie swego zawodnika Pascala Cooba. No i  Polacy: Wiktor Iwański, Maciej Wróbel i Marek Dąbrowski. Połowa zwycięskiego składu w kategorii World Trophy. W naszym wykonaniu to była zaiste szarża lekkiej kawalerii… Ale skuteczna!     

Tekst: Jarosław Ozdoba, zdjęcia: Marek Sikora, Michał Sikora, ARC