Endurocross i superenduro rozwija się bardzo dynamicznie i ma coraz liczniejsze grono zarówno fanów, jak i zawodników.
Zdobył już wielu entuzjastów, którzy na przydomowych placach, polnych rżyskach, w nieczynnych kamieniołomach czy po prostu na kawałku wolnej przestrzeni z naturalnymi przeszkodami, próbują swoich sił w tej dyscyplinie. Dlatego w odpowiedzi na „społeczne zapotrzebowanie” postanowiliśmy przeanalizować proces adaptacyjny motocykla na potrzeby wspomnianego wyżej zmutowanego enduro. Dość szybko okazało się, iż sprawa nie jest tak oczywista i prosta, jak by się wydawało. Niestety to, co jest czynnikiem decydującym o powodzeniu przedsięwzięcia, jest nasz osobisty budżet. My jednak zdecydowaliśmy nie koncentrować się specjalnie na kosztach, a nawet je minimalizować lub wręcz omijać. Dlatego też nie będziemy zagłębiać się w kosztowne przeróbki mające na celu podwyższenie mocy motocykla, skupimy się przede wszystkim na usprawnieniach, które ułatwią jazdę i pozwolą zapobiec, w miarę możliwości, uszkodzeniom drogocennego pojazdu. Zacznijmy więc od rzeczy najprostszych i najtańszych, a mianowicie od osłon na naszym sprzęcie. Podstawowa sprawa to osłona pod silnik…
Jest wiele propozycji i producentów tego elementu endurowego uzbrojenia. Jeśli jednak mamy okrojony budżet, to wystarczy aluminiowa blacha, młotek i trochę umiejętności kowalskich, by spokojnie samemu coś takiego wyprodukować. Wspomniana osłona to nieodzowny element wyposażenia, gdyż we wszystkich odmianach enduro motocykl uderza spodem o przeszkody, co bez odpowiedniego zabezpieczenia może się bardzo źle skończyć. Jeżeli mamy sprzęcik dwusuwowy trzeba zabezpieczyć także dyfuzor. Są różne patenty. Jedni uważają, że najskuteczniejsze są te kupione w sklepie, inni bardziej wierzą we własne produkcje, na przykład osłony wykonane z pospawanych prętów. Które są lepsze? Ba, obiektywnie rzecz biorąc to nie wiadomo, bo przy ich ocenie liczy się na przykład, czy ważna jest dla nas waga takiej osłony.
Jeśli nie, sugerujemy wykonanie własnoręczne, bo na pewno będzie bardziej trwałe, a i w portfelu też zostanie trochę kasy. Dalsze przydatne osłony to te chroniące chłodnice. Częste wywrotki narażają układ chłodzenia w naszym sprzęcie na usterki. W tym przypadku niestety lepiej kupić coś gotowego, aczkolwiek zdolny spawacz i z tym sobie poradzi. Ale nie jesteśmy pewni, czy warto, bo koszty wyjdą bardzo podobne. No to jedziemy dalej… Warto, jeśli mamy trochę grosza zainwestować w niełamiące się klamki. Tego towaru jest bardzo dużo na rynku. Jeśli nie mamy na tyle kaski, to wystarczy nie skręcać zbyt silnie mocowań dźwigni, by w razie wywrotki obróciły się na kierownicy, zamiast łamać. Warto także założyć listki bądź handguard-y, aczkolwiek niektórzy twierdzą, że tylko przeszkadzają i że można się o te elementy zaczepić w trakcie wykonywania „gleby”. No cóż, kwestia gustu…
Wszystkie wspomniane osłonki owszem chronią nasz sprzęt, natomiast nie zapominajcie o tym, że wszystko ma swoją wagę. Dlatego trzeba trochę pokombinować i tu dodać, a tam ująć. Nie chodzi o to, aby motocykl wyglądał jak czołg i wszyscy się za nim oglądali. Ot, sztuka kompromisu. Kolejna ważna sprawa to zawieszenia. Specyfika tego sportu wymusza na jeźdźcach, którzy reprezentują już pewien poziom, odpowiednie ich dostosowanie. Niestety nie ma tu idealnych rozwiązań na zasadzie zmieńcie olej na taki a nie inny, kliknijcie regulacją tak czy siak. Nie ma też drogi na skróty, bo każdy jeździ inaczej, każdy ma inną wagę, styl itd. Dlatego zawieszenie trzeba oddać do specjalisty, który otoczy go odpowiednią opieką, zadając Wam przedtem mnóstwo ważnych pytań. Czy warto to zrobić? Oczywiście że tak, bo dobrze zestrojone lub przerobione zawieszenie, to zdecydowanie łatwiejsze i pewniejsze prowadzenie motocykla. A teraz o czymś bardzo przykrym, bo niestety drogim ale koniecznym. Mamy na myśli Rekluse, czyli półautomatyczne sprzęgło.
Znacznie ułatwia starty, jak i samo prowadzenie sprzętu po przeszkodach. Zaletą tego rozwiązania jest to, że mając Rekluse nadal możemy normalnie korzystać z klamki sprzęgła. I na koniec zapamiętajcie jeszcze jedno, że dętki to samo zło, bo życie uratują nam musy. Pamiętajcie, aby spróbować swoich sił wystarczy parę osłon, by sprzęt nie uległ zniszczeniu i śmiało ruszajcie na opony czy belki. Ale jeśli myślicie o konkretnych wynikach w tej zabawie, trzeba będzie rzucić trochę grosza.
Tekst i zdjęcia: Adam Chaciński