Jorge Prado IN, Jordi Tixier OUT – czyli jedni wracają, inni odchodzą

W dniu 13 lutego aktualny mistrz świata MX2 Jorge Prado opublikował na swoim profilu informację, że jest z powrotem w siodle. Na torze Malagrotta we Włoszech odbył pierwsze treningi po pęknięciu kości udowej jesienią, które skończyło się operacją i sporą przerwą.

Właśnie, czy rzeczywiście sporą? Gdyby było złamanie, przerwa potrwała by pewnie z pół roku, w tym wypadku jednak było „tylko” pęknięcie, a na dodatek zajęli się Hiszpanem najlepsi specjaliści. W efekcie po okrągłych 2 miesiącach przerwy Jorge znowu jeździ! 🙂 Bardzo interesujące jak szybko odbuduje formę fizyczną i czy wystartuje już w pierwszym GP w Matterley Basin czy jednak nie, i podobnie jak przed rokiem zobaczymy go po małej pauzie (wtedy opuścił GP Wlk. Brytanii po upadku na treningu i obiciu barku).

W każdym razie wizja utraty pierwszej części sezonu przez debiutującego w MŚ klasy MXGP właśnie przestała mieć rację bytu. Jest kwestią czasu kiedy mistrz świata wjeździ się w nową maszynę na tyle dobrze, by stanąć do rywalizacji z elitą świata. Jorge miał znacznie więcej szczęścia niż Jeffrey Herlings rok temu, który złamał w aż trzech miejscach kostkę w nodze, co wyrwało mu z kalendarza całą pierwszą część sezonu i z miejsca pozbawiło go wszelkich szans na walkę o podium. Trzeba jednak przyznać, że lekarze zrobili kawał świetnej roboty z Jorge. Jest on prawdziwym oczkiem w głowie KTM Factory, więc team robi co może, by ich gwiazda mogła jak najszybciej wrócić do swego fachu i treningów. Czekamy na potwierdzenie pomarańczowej ekipy odnośnie startu Jorge w Anglii, 1 marca w Matterley.

Na drugim biegunie są losy Jordi Tixiera. Kiedyś mistrz świata MX2 i największy rywal (a jednocześnie partner teamowy!) Jeffreya Herlingsa, a teraz w klasie MXGP cień samego siebie. Po skomplikowanych i bardzo nierównych sezonach w królewskiej klasie, doszło w ostatnich dniach do rzadko spotykanej sytuacji. Tuż przed rozpoczęciem sezonu, team z którym Jordi pracował dłuższy czas, czyli VHR KTM doszedł do wniosku, że zawodnik wraz ze swym ojcem za bardzo chcą zarządzać pewnymi sprawami, wbrew ustaleniom i zasadom przyjętym w teamie. Dotyczyło to min. sprzętu. W efekcie szef teamu Bruno Verhaegne oświadczył, że nie może się zgodzić na taki układ i rezygnuje z dalszej współpracy z Jordim. Brak zaufania do teamu i próby samozwańczego zarządzania w ekipie nie są nigdy mile widziane, ale jeśli dochodzi do sytuacji, gdy zamiast rozmów i ewentualnych negocjacji w celu dokonania zmian dochodzi do prób „rządzenia się”, koniec może być tylko jeden. Właśnie taki.

Do zerwania umowy dochodzi w światku MŚ bardzo rzadko. Do zerwania tuż przed startem MŚ jeszcze rzadziej. Jakie są przyczyny takich rozstań? Najczęściej jest to złamanie przez zawodnika pewnych reguł i ustaleń, bądź rodzaj niesubordynacji, albo rażące naruszanie pewnych wypracowanych w teamie obyczajów. My mamy na naszym podwórku zgoła odmienny przypadek. Zawodnik a raczej jego ojciec zerwał podpisany trochę wcześniej kontrakt z teamem zagranicznym, w dodatku wpisanym na oficjalną listę MŚ. Podobno z powodu nie dość wcześnie dostarczonego zawieszenia… To jest co najmniej niezrozumiałe, ale najgorszy jest fakt że francuski manager tej ekipy stwierdził jednoznacznie, iż sposób podejścia do sprawy tych ludzi „przynosi wstyd polskiemu motocrossowi”. Team tuż przed MŚ ma już od dawna wszystko zaplanowane, rozpisane i określone. Robienie komuś nagłej 50% wyrwy w składzie na MŚ i to „za pięć dwunasta” jeszcze żadnej ekipy nie ucieszyło.

fot: Alek Skoczek, KTM Factory Team