Juniorzy po Pietramuracie – wnioski po Mistrzostwach Świata we Włoszech

Polska reprezentacja

Mamy nowych medalistów MŚ Juniorów. We Włoszech, na przepięknym torze alpejskim w słynnej Pietramuracie największy sukces odnieśli gospodarze, nieco mniejszy Francuzi, a znacznie mniejszy od spodziewanego Holendrzy. 

A jak na tym tle zaprezentowali się Polacy i jakie z tego płyną wnioski? Najpierw o zwycięzcach. W klasyfikacji narodów zwyciężyli i to zdecydowanie Włosi, przed Francuzami i Brytyjczykami. Ci ostatni zdobyli nagrodę specjalną FIM – Ride Green Cup. Za co? To może być mało zrozumiałe zwłaszcza dla działaczy PZM, gdyż chodzi o nagrodę za promocję i zaangażowanie w przygotowanie ich kadry do tego wyjazdu i nagłośnienie tego.

125ccm

Zgodnie z faktami powiedzmy sobie szczerze, że dominacja Włochów nie była kwestią tylko własnego toru, gdyż nie tylko Włosi zdobywali tam medale. To jest wynik całego procesu, począwszy od posiadania licznych zawodników, przez dobre szkoły MX, po mądre prowadzenie tych chłopaków i prawidłowy rozwój ich kariery. I dobrze prowadzony proces przygotowania do tej prestiżowej imprezy. A przede wszystkim regularny kontakt i ściganie się wśród najsilniejszych. Własna ziemia tylko dodatkowo zmotywowała, bo każdy z tej licznej kadry azzurich chciał się wykazać u siebie, przed swoją publicznością. Złoto zdobył zgodnie z naszymi przewidywaniami faworyt, czyli ten, który w kwietniu, podczas rundy EMX125 odniósł na tym torze piękne, podwójne zwycięstwo.

Mattia Guadagnini

Złoty chłopiec Maddiiego, czyli Mattia Guadagnini, spełnił więc swoje pierwsze marzenie i swój cel, dla którego pozostał w klasie 125cm. Chciał być mistrzem świata i Europy. W roku ubiegłym nie został najlepszym w Europie ani na świecie, gdyż pierwsze rundy EMX musiał odpuścić z powodu kontuzji, i w efekcie po świetnym sezonie zdobył tytuł wicemistrza EMX. A na MŚ w Australii sam zaprzepaścił sobie pewne już niemal zwycięstwo jednym jedynym błędem, otwierając drogę do złota Australijczykowi o polskim nazwisku- Malkiewiczowi. Wziął więc znowu srebro. Ale że to chłopak ambitny i stawiający na najwyższe cele, postanowił zostać jeszcze rok w swojej klasie. Właśnie po to, aby nie tylko lepiej się przygotować do walki w 250cm, ale i aby zdobyć to, co jest marzeniem każdego poważnego sportowca- tytuł mistrzowski. Ten najważniejszy już ma. A jak go zdobywał? W kwalifikacjach wyszło wszystko to, co obecnie prezentują najlepsi w EMX125. Najlepsi w Europie i… chyba jednocześnie i na świecie.

De Wolf

Goście spoza kontynentu w tej klasie nie liczyli się. Mocną ekipę przysłali Hiszpanie. Widać jak bardzo działa „efekt Prado” i jak mądre kierowanie grupą najlepszych w szybkim czasie przynosi bardzo dobre efekty. W porównaniu z nami, można powiedzieć, że Hiszpanie nas nie tylko w tym samym czasie przeskoczyli, ale pozostawili głęboko w tyle. Niestety…. A jeszcze niedawno ich juniorzy nie liczyli się wcale i byli tam samo z tyłu stawki jak nasi. Kwalifikacje wygrał Guadagnini przez Francuzem Guyonem, swym największym rywalem. Pierwszy wyścig finałowy mógł otworzyć drogę do medalu albo… ją znacząco utrudnić. Holeshota zdobył jednak nie któryś z faworytów, lecz Joel Rizzi, a więc „włoski” Anglik. Coraz mocniejszy Niemiec Laengenfelder sunął tuż za nim, dalej Vettik z Estonii i Palsson ze Szwecji. Ale nie minęło jedno okrążenie, jak włoska błyskawica o imieniu Mattia, z piątego strzeliła na pierwsze miejsce i… już go nikomu nie oddał. Było więc jak przed trzema miesiącami na EMX i Guadagnini znowu rozdawał karty, mając znakomitą pozycję do decydującego ataku na złoto. Ale bez euforii, bowiem jego najgroźniejszy rywal Guyon znowu pokazał, że cały czas czeka na swoją szansę i bezwzględnie zaatakuje gdy tylko nadarzy się okazja.

Moc pokazał w pierwszym biegu, gdy z dalszej pozycji po niezbyt udanym starcie jednak przegonił wszystkich prócz Mattii i zdobył jednak 2. miejsce. Wystarczył znowu ten jeden błąd Włocha, albo mniej udany start by to rywal cieszył się ze złota. Emocje były więc gwarantowane do samego końca! Trzeci finiszował znakomity Szwajcar Mike Gwerder, kolega z ekipy Rene Hofera i członek juniorskiej ekipy KTM, trenowanej przed Didi Lachera. A więc wszystko prawie jak w EMX125. Kto tam jest najlepszy, jest najlepszy w MŚ. Najsilniejsza liga na świecie znowu pokazała swoją moc. Drugi wyścig najlepiej otworzył Mattia, ale miał od razu za sobą ogon w postaci Guyona. Za nimi ciągnął już Gwerder, który czeka od dawna na swoją szanse na jakieś większe trofeum, który by go jeszcze bardziej zmotywowało i dodało pewności siebie. Póki co najlepiej szło mu w ADAC, gdzie bywał już na podium. Ale MŚ to najwyższy format i zdobycie medalu tutaj jest najcenniejszym wynikiem.

85ccm

Wszyscy chcieli go zdobyć! Dlatego gonitwa była zawzięta i zaciekła. Po medal jak po życie! Najlepiej widać to było po walce o zwycięstwo, gdyż około połowy wyścigu Guyon jednak dopadł Guadagniniego i wyprzedził go! Ale wystarczyło kilka metrów, i dalej jeden mały błąd Francuza został natychmiast wykorzystany przez Włocha, który już nie pomylił się ani razu i dowiózł prowadzenie do mety, zdobywając wymarzone złoto! GRANDE MATTIA… jak mawiają od dawna Włosi. Corrado i Marco Maddii dobrze wiedzieli co robią, biorąc tego wesołego blondyna do teamu. A pozostałe medale? Tom Guyon jak przystało na wicelidera EMX i dwukrotnego wice-zwycięzcy wyścigów zdobył srebro, choć pewnie czuł „krew” i chciał złota. Za to naprawdę zadowolony był Mike Gwerder, bowiem ten brązowy medal jest dla niego najlepszą nagrodą za całą pracę i postępy jakie poczynił. I pomyśleć, że jeszcze 2 sezony wstecz ten chłopak w EMX i to u siebie, na GP Szwajcarii zdobywał tylko pojedyncze punkty.

Kuba Kowalski

Jak to jest, że w 2-3 sezony ci chłopcy z przeciętniaków stają się medalistami MŚ i Europy, a u nas wiecznie żyje się tylko nadziejami i zdobywaniem doświadczenia, panie kierowniku polskiego motocrossu??? W „setkach” mieliśmy tylko jednego zawodnika, Marcina Bandosza. Nie odegrał on jednak większej roli i nie awansował do finałów. Niestety, poziom naszych setek obecnie tak bardzo odbiega od poziomu Europy, że strach o tym mówić. Zresztą nie udawajmy patriotów i bądźmy szczerzy: kogo nie ma na EMX 125, czy nawet w ADAC – tego nie ma wcale. Mówiłem o tym wielokrotnie i nic się w tej materii nie zmieniło. Europa ciągle idzie w górę, ale bez nas. Nasi setkarze walczą w domu o punkty, podczas gdy cała Europa ściga się ze sobą w prawdziwej extralidzie. Wróćmy jednak do samych mistrzostw. Jak wyglądała walka o medale w klasach 65 i 85?

Klasa 65ccm interesowała nas najbardziej ze względu na udział aż czterech Polaków. Do Italii pojechali bowiem Mieszko Polnar, Dawid Zaremba, Piotrek Kajrys i Maks Onasz. Kwalifikacje szybko pokazały jednak nie tylko poziom sportowy, ale bezwzględnie zweryfikowały stan psychiki Polaków?. Jak się uporają ze stresem i świadomością, że jadą na MŚ, gdzie startuje cały świat? Nie jest to sprawa prosta. Okazało się (i potwierdził to trener-opiekun kadry, M. Wójcik) że najlepiej poradził sobie ze stresem Zaremba, który był całkiem na luzie i najwidoczniej dlatego po słabszym wyścigu kwalifikacyjnym, w wyścigu ostatniej szansy spiął się, skoncentrował i awansował do finału, pokazując to, co umie najlepszego. Nie udało się awansować Piotrkowi i Maksowi, za to drugim finalistą okazał się Mieszko. To dobrze, że mieliśmy choć dwóch reprezentantów w finałach, bo gdyby nikt się nie zakwalifikował, wypadlibyśmy bardzo słabiutko.

Podium 85ccm

W klasach niższych było bowiem jeszcze więcej mocnych rywali, ponieważ silne ekipy przysłali Amerykanie i Australijczycy. Tam się myśli o zmianie pokoleniowej, o szkoleniu młodych, by za parę lat miał kto się ścigać w coraz starszych rocznikach. Szybko okazało się, że po roku od australijskich MŚJ (a niektórzy po MŚJ w Estonii w 2017r) najlepsi nie stracili formy ani jakości. Tak samo ci najlepsi od ponad roku w Europie również nadal błyszczą. Jak przede wszystkim czeska lokomotywa- Viteżslav Marek, który wymiata u siebie, wymiatał na strefie EMX i… pozamiatał w Pietramuracie. Co jednak najciekawsze, to znakomita jazda jedynej w tej elicie dziewczynki, Holenderki Lotte Van Drunen. Ta rewelacyjna riderka okazała się główną nadzieją (i ratunkiem) dla holenderskiej ekipy na medal. Tak się bowiem dziwnie złożyło, że Holendrzy poskąpili ilości riderów w swojej drużynie i przysłali okrojoną kadrę.

Podium 65ccm

Czy to znak, że duże pieniądze idą na zbliżający się MXoN w Assen? Nasz zaprzyjaźniony holenderski rider, ma na ten temat swoje zdanie, którym podzielił się z nami. Ale wróćmy do wyścigów „sześćdziesiątek”. Najpierw start wygrała Van Drunen, ale prowadzenie szybko objął Australijczyk Ky Woods, który prowadził na tyle skutecznie, że nikt mu tego prowadzenia nie odebrał. Jadąca na 2. miejscu Van Drunen i trzeci Marek zamienili się miejscami i na mecie czeski rider zameldował się jako drugi. Czesi wyczuli medal i gorąco dopingowali swego faworyta. Kraj, który od dawna stawia na młodych i szkoli ich, znowu przysłał małego ridera, który walczył o złoto MŚ. Drugi wyścig najlepiej rozpoczął Brytyjczyk Ashton Boughen, ale później przepadł zupełnie. Za to bardzo dobrze jechał Hiszpan Perez i…znowu Van Drunen! Czy dziewczyna miała pobić wszystkich chłopaków??? A jednak nie! Mimo gorszego startu i Woods i przede wszystkim Marek przycisnęli na maxa i… jednak dopadli czołówkę. Woods już na drugim kółku był trzeci. Tymczasem Czech jadący jak w transie i co ważne -bezbłędnie, zdołał z siódmej pozycji przedrzeć się przez wszystkich i wygrać ten wyścig, zapewniając sobie złoty medal! Drugi finiszował medalista MŚ z Estonii, Australiczyk Kayden Minear, trzeci przyjechał Woods a czwarta Van Drunen. To oznaczało, że srebro trafiło z ręce Woodsa a brąz wygrała (i tu wielkie fanfary!) owa niesamowita Van Drunen.

Reprezentacja Włoch

W klasie 85ccm mieliśmy dwóch zawodników: Olafa Włodarczaka i Kubę Kowalskiego. Pierwszy miał już pewne doświadczenie zagraniczne (Holandia) i odnosił nawet sukcesy. Drugi zaliczył niezły początek sezonu i dobrze pokazał się na strefie eliminacyjnej EMX. Ale MŚ to inna bajka i tu już trzeba było pojechać nie tylko swoje maksimum, ale chyba wręcz pobić rekord życiowy, by myśleć o dobrym występie w finale. Najpierw jednak trzeba było się do tego finału dostać. I jak się przekonaliśmy, ta droga okazała się dla naszej dwójki zbyt trudna. Niestety, nie udało się a szkoda, bo liczyliśmy że mocny Kuba rozwinie skrzydła na swoich drugich MŚJ. Może następnym razem. Walkę o medale rozegrali między sobą przede wszystkim Włosi i Łotysze. Ci drudzy mają rzeczywiście świetnych jeźdźców- i wśród starszych i wśród młodszych. Zawsze mają kogo wystawić i zawsze ktoś prezentuje wysoki poziom. A kraj o wiele mniejszy i mniej ludny od naszego…

Wyścig pierwszy i drugi był popisem chłopaka o bardzo charakterystycznym uśmiechu. Valerio Lata chyba rzeczywiście lata, bo frunął przepięknie i w dodatku skuteczniej od innym po torze. Ten uczestnik młodzieżowej Akademii MXGP od dłuższego czasu prezentował wysoki poziom i było kwestią czasu kiedy wypłynie na sam szczyt. Nie bez przyczyny wziął go do siebie włoski team znany z MŚ- Marchetti. Lata wygrał więc oba wyścigi, zdobywając złoto, srebro trafiło w ręce Łotysza Bidzansa (to były mistrz świata klasy 65cm) a brąz… wziął kolejny młody Włoch, pamiętany z podium finału ME 65cm w Loket w 2017 – Matteo Russi. Blisko medalu był inny Łotysz, Karlis Reisulis, który zajął 2. miejsce w I biegu, ale drugi miał gorszy. Impreza była przednia. Przyjechał cały świat (32 reprezentacje) pokazując, że dziecięcy i juniorski motocross ma się świetnie i cały czas idzie do przodu. Poziom rośnie wszędzie, dzieciaki garną się do jazdy. Tylko nas w tym wszystkim trochę jakby za mało.

Ciągle jesteśmy gdzieś w ogonie Europy, mimo tego, że i u nas sporo poszło do przodu. Widocznie nasza polska szkoła nie daje wystarczająco wiele, by myśleć o rywalizacji na serio z Europą. Tego nie zmieni się w rok czy dwa. Tu trzeba daleko zaawansowanego planu, finansów i odważnych decyzji. Albo często się w tej Europy bywa i tam ściga, albo się tam mieszka, albo… sporadycznie się z tą Europą widzimy i nie mając stałego kontaktu z czołówką- okazuje się, że sporo nam brakuje. Dlatego trzeba wspierać tych, którzy to rozumieją i starają się ten bliższy kontakt mieć. Jedni większy, inni mniejszy, ale mają i znacznie lepiej wychodzi im potem start w dużych, poważnych imprezach. Przynajmniej stres jest mniejszy, i nerwy lepiej opanowane. Tak czy siak, dziękujemy polskim zawodnikom za ich starania i poświęcony czas, wysiłek i przygotowania. Wyjazd na taką imprezę oznacza spore zaangażowanie całej rodziny i jest sporym przeżyciem dla małego ridera. Oby wszystko to, co przeżyli, widzieli i czego doświadczyli nasi uczestnicy przyniosło dobre owoce w dalszych etapach ich kariery.

Na koniec kilka gorzkich słów pod adresem ludzi kierujących polskim MX. Na świecie, niemal we wszystkich serwisach motocyklowych i na stronach federacji szeroko informowano o przygotowaniach, przebiegu oraz wynikach swoich drużyn. Zadbano też o stronę wizualną, w postaci porządnych zdjęć reprezentacji. Tymczasem u nas znowu musi być inaczej i ani informacji (do czwartku rano w przeddzień imprezy), ani zdjęć (jakieś jedno z telefonu to widać szczyt możliwości strony polskiej), ani rzeczowych, konkretnych danych. NIGDZIE! Jedna fotka ekipy wykonana telefonem i… to wszystko? Dla siedmiu reprezentantów Polski i ich rodzin oraz ludzi, którzy pomogli w tym wyjeździe i zapewnili sprzęt i serwis? Co to ma być? Kpina czy nieudolność? A może lekceważenie i lenistwo? Trzeba było czekać aż sześć dni na publikację jakiegokolwiek podsumowania udziału Polaków w tej najważniejszej przecież imprezie.

A przypomnijmy, że to pierwsza od dwóch lat i najliczniejsza kadra polska na światowej imprezie. Czy z tego powodu nie należało się tym młodym sportowcom więcej uwagi i większe nagłośnienie naszego udziału? Czy znowu rodzice zawodników muszą wyręczać działaczy i myśleć o pokazaniu w sieci swoich pociech, które przecież noszą prócz orzełka również logo PZM? Zawodnicy przyznają się zawsze, że reprezentują swój kraj i PZM. A czy PZM jakoś konkretnie przyznaje się do nich??? Jak i gdzie to widać??? Podstawowej i rzeczowej informacji na czas niestety nie zastąpią żadne dotacje ani żadne kilometrówki. Chodzi tu bowiem o sprawy podstawowe, konieczne ze strony oficjalnej. Skoro na całym świecie federacje i serwisy sportowe informowały od dawna o udziale swoich reprezentacji w tej imprezie (nawet tych słabszych), to znaczy, że się dało. U nas znowu była cisza i dopiero – jak zwykle w PZM – „za 5 dwunasta” znowu ktoś się obudził i łaskawie dał info, że kadra jedzie do Włoch…. I tyle było tych informacji. Jakby nie rodzice zawodników, to w internecie byłaby głucha cisza. Czy to jest normalne? Zwłaszcza, że podano wcześniej, iż sponsorem wyjazdu był ORLEN i Ministerstwo Sportu, więc nawet z poczucia przyzwoitości wobec takich partnerów i darczyńców wypadało jednak dać większą informację o występie. Bo wyniki słabe, to nie ma co pisać? Analizy występu czy jakiegoś podsumowania również brak. Odniesienia do całej sytuacji naszego MX również. Nie ma potrzeby? Nie ma żadnych wniosków? Czy MŚ i nasz udział nie zasługują na coś więcej niż jedna notatka? WTYD! (słowo nieznane w strukturach PZM). Skoro sam związek nie interesuje się odpowiednim nagłośnieniem występów reprezentujących go sportowców, to proszę się potem nie dziwić i nie narzekać, że nie interesują się nimi również media. Bo niby skąd one mają wiedzieć o kadrze? Że w ogóle takowa istnieje i że gdzieś jedzie? Potem potencjalni sponsorzy patrzą i co widzą? Brak zainteresowania, brak informacji, brak reklamy i promocji. I mają na taki stan rzeczy rzucić pieniędzmi?

fot. Youthstream, ARC