III runda mistrzostw Niemiec ADAC w motocrossie odbyła się na leśnym torze w Bielstein niedaleko Kolonii. Miejsce nielubiane ale skoro jest w kalendarzu, to przecierpieć i startować trzeba.
Prócz całej niemieckiej kadry (Nagl, Jacobi, Ullrich) pojawiła się też gwiazda z MŚ MX2 – Australijczyk Hunter Lawrence, który nareszcie przybył na ADAC (standardowo był za to jego młodszy brat Jett). Dla nas najciekawsze są kolejne punkty dwójki Polaków: Gaby Chętnickiego i Tomka Wysockiego. Zanim jednak te punkty ktokolwiek wywalczył, trzeba było dobrze wystartować i mieć tyle szczęścia, by nie oberwać za mocno słynnymi już kamieniami, z których tenże tor jest znany.
Zgodnie z przewidywaniami tor najbardziej „pasował” zawodnikom, którzy po podobnej nawierzchni często jeżdżą i startują. Czyli na przykład Czechom, Słowakom albo riderom w Czechach jeżdżącym, ale okazuje się też, że jeszcze bardziej pasował Austriakom. I to właśnie było najdobitniej widać już od kwalifikacji. O ile ta ścisła czołówka jeżdżąca w MŚ i potrafiąca wszędzie wywalczyć wysoki wynik nie miała większych problemów, to po pozostałych widać było wyraźnie kto radzi sobie bardzo dobrze, a kto przeciętnie.
W klasie Masters od kwalifikacji błyszczeli prócz Niemców Francuz Jaulin, Czech Kovar i Austriak Neurauter. Najpierw wygrał start Nagl, ale na skutek zamieszania spadł na 7. pozycję, za to w jego miejsce prowadził niespodziewanie Jaulin przed Rosjaninem Guryevem. Szybko jednak porządek zrobił ze wszystkimi Lawrence, który pewnie ciągnął wyścig aż do mety i został zwycięzcą biegu, przed… Naglem, który wrócił z dalszej podróży, oraz Jacobim i Neurauterem. Nasz Wysocki wystartował ok. 15 miejsca, potem przebił się na 13-te, ale niestety po kontakcie z innym riderem zaliczył glebę. Później nie umiał się w gonitwie odnaleźć, nie było też dobrego rytmu i ostatecznie ten wyścig nie był udany dla Tomka, gdyż zakończył go bez punktów na 24. miejscu. Drugi bieg był już znacznie lepszy dla Polaka. Dobry start (w TOP 8), solidna jazda, a i właściwy rytm się znalazł. Warunki tym razem dyktował od początku do końca Max Nagl, ale za jego plecami było dość niezwykle, bo oto przez 3 kółka jako drugi jechał Rosjanin Guryev, którego tak wysoko zwyczajowo nie widujemy. Czuwał jednak Jacobi, który dołączył do Nagla i resztę wyścigu jechał na 2. miejscu aż do mety.
Natomiast zupełnie inne przeżycia towarzyszyły Hunterowi Lawrence i Jensowi Gettemanowi bo obaj mieli lichy start (odpowiednio 12-ty i 10-ty). Tyle, że później włączyli wyższy bieg i w efekcie Getteman przyjechał trzeci, a Lawrence czwarty. Naprawdę nieźle pojechał debiutujący w najwyższej klasie Masters Czech Martin Krć (6), Neurauter był piąty. A Tomek? Raz jechał na 9-tym, raz na 12-tym, ale w końcówce zebrał się mocno i ostatecznie przyjechał jako dziesiąty, biorąc nareszcie w Bielstein konkretniejsze punkty (11). Trzecią rundę wygrał więc Nagl przed Lawrencem i Jacobim, a więc wedle przewidywań. Miejsca 4, 6 a potem 8-12 to sami riderzy obeznani z twardymi, śliskimi torami (trzej Czesi i dwaj Francuzi startujący w Czechach, a więc potwierdziło się, że będą oni mocni).
Komentarz Tomka: Pierwszy start nie bardzo udany, potem brak rytmu, kontakt z rywalem, gleba i przede wszystkim źle mi się jechało. Jakbym nie był sobą. Nie umiałem się odnaleźć w tym wyścigu jakoś. Słabo poszło i choć próbowałem odrobić straty, to nie zdobyłem ani punktu. W przerwie pozbierałem się, poodrabiałem lekcje, zmotywowałem i poszło w drugim wyraźnie lepiej. W sumie 11 punktów to o wiele lepiej niż 1 przed rokiem. Grunt, by dalej równo jeździć i zbierać te punkty. W tabeli lideruje oczywiście Nagl, przed Jacobim i Dewulfem. Wysocki po 15. miejscu w Bielstein obecnie jest 10-ty. Na pewno przyczyniły się do tego nieobecność Ekerolda (złamany obojczyk w Ottobiano na MXGP, brak na starcie Svena Van Mierdena i Toma Kocha, ale też nieoczekiwana wpadka jednego z najlepszych, wiecznie „przyklejonego” do Tomka Kena de Dyckera, który nie ukończył wyścigu pierwszego, a do drugiego w ogóle nie wyjechał. Cóż, kto jedzie dalej zbiera punkty.
W MX2 z kolei do władzy doszli Austriacy. Chłopaki znad Dunaju pokazali, że taki tor jest ich żywiołem! Jedynym człowiekiem, jaki był w stanie równie dobrze w tym kamienistym, motocrossowym szańcu się odnaleźć, był Słowak Śikyna, który czuł się tam niemal jak u siebie, oraz Dylan Walsh (to już i tak górna półka). Ale zobaczmy na wyniki: W TOP 10 aż 4 Austriaków (wygrał Sandner, przed Śikyną, Walshem, Hoferem i Edelbacherem, siódmy był Stauffer). Do tego Słowak i dwóch Czechów wśród lepszych. A więc? Pasuje im jak nic!
Bardzo konsekwentnie i uważnie pojechał Śikyna. No jeśli na takim torze, znanym z bombardowania kamieniami z 7. miejsca po starcie jeszcze dojeżdża się na drugie? Odwrotnie Jeremy Sydow, który z 2. miejsca spadł na ósme. Prowadził cały czas aż do mety Sandner i trzeba tu podkreślić niewątpliwy progres tego doświadczonego już zawodnika. O ile Hofer jest młodszy i dopiero wchodzi w MX2 na wysokim poziomie (bo przecież cały czas startuje w klasie 125cm), to Sandner jakby przeżywa drugą młodość. Zwracałem już wcześniej uwagę na to, że sukcesy Hofera ale i mądra taktyka KTM, zaczęły napędzać innych zawodników i notują oni wyraźnie coraz lepsze wyniki. Trudno znaleźć drugi taki przykład w MX2 na ADAC, gdzie paru rodaków naraz bije się o podium. To jest autentycznie znakomita tendencja. I możemy Austriakom tego naprawdę tylko pozazdrościć. A jak wypadł nasz Gaba? Pierwszy start nie był dla niego udany, gdyż znalazł się dopiero na 22-23 pozycji. Ale na 3. kółku zyskał od razu 4 miejsca i potem było coraz lepiej. W samej końcówce 15. miejsce odebrał mu Austriak Perkhofer, ale Gaba 16. miejsca nie zakładał i nie był to dla niego dobry wynik. Pięć pkt lepsze jednak niż nic. Taki Glen Meier nie dość, że zawalił start, to jeszcze nie ukończył wyścigu. Druga jazda rozpoczęła się od austriackiego natarcia (holeshot) w wykonaniu Rene Hofera.
Tuż za nim czeska niespodzianka- Kuba Teresak (wygrał raz przed rokiem). Dalej Estończyk Roosiorg, Niemiec Winter i koalicja z Antypodów (Lawrence, Walsh) a za nimi kolejna koalicja: czesko-słowacka. Ale już na 2. kółku zniknął mniej doświadczony Winter (gleba) a z biegiem czasu Teresak wyraźnie tracił. Za to powoli w górę ruszył Śikyna a bardzo ostro zaatakował Walsh. Skutki tego okazały się decydujące dla układu czołówki. Zwłaszcza Walsh pokazał znakomitą jazdę i ostatecznie w połowie wyścigu dopadł prowadzącego Hofera i zostawił za sobą. Tymczasem w cieniu tego wszystkiego, na głębokich tyłach jeden człowiek rozgrywał niesłychaną batalię. Oto zwycięzca poprzedniego wyścigu- Austriak Sandner po starcie było dopiero…24! Wyglądało to na katastrofę totalną, ale austriacka szkoła jazdy nie takie rzeczy widziała i w efekcie zawodnik ten rozpoczął niesamowity koncert jazdy, pod tytułem „jednak powalczę o podium!” Efekt? Przyjechał piąty, wyprzedzając w końcówce jeszcze rodaka Edelbachera, co wobec wyników rywali okazało się zbawienne, gdyż jednym jedynym punktem dostał się jeszcze na 2. miejsce podium końcowego. „Hero of the day!” Tak więc drugi wyścig padł łupem Walsha, ale za nim uplasował się Hofer, dalej Roosiorg, Śikyna a potem… znowu ci niesamowici Austriacy.
Łącznie w TOP ten było ich czterech, więc niech nikogo nie dziwią już ich coraz wyższe noty. Mało tego, łącznie startowało ich sześciu, ale jeden nie ukończył. Proszę sobie teraz wyobrazić, co by się działo, gdyby rozgrywano drużynówkę… Niezłe miejsca zajęli znowu Czesi, ale podium końcowe znowu było mocno austriackie, bo za zwycięskim Walshem znaleźli się wspomniany Sandner i Hofer. Śikyna miał tyle samo co Hofer, ale jednak był czwarty. Odstępy czasowe na mecie tego biegu były bardzo małe, bo wszyscy cisnęli naprawdę mocno! Co w tabeli? Lideruje nadal Hofer, przed Walshem i Śikyną ale zaraz za rogiem czają się już kolejni dwaj Austriacy. Oj, będzie tu walka do samego końca, bo z taką dyspozycją i w dodatku u siebie (kolejna runda w Austrii!) na pewno będę wyrywali co się da!
Jakie miał wrażenia po zawodach Śikyna? Sobotnie kwalifikacje mi nie poszły jak bym tego chciał. Miałem 8. czas grupy a na start wjeżdżałem jako 15-ty. Pierwszy start w niedzielę miałem kiepski, bo byłem ok. 16-tego miejsca, ale udało mi się bardzo szybko przebić na szóste, i to w ciągu jednego okrążenia. Dalej posżło jeszcze lepiej, bo dojechałem jako drugi. Drugi start był lepszy, ale na początku nie umiałem przejść 2 zawodników i później kosztowało mnie to trochę czasu by dojśc prowadzącą czołówkę, ale ostatecznie byłem 4-ty, więc był to udany weekend i wracam zadowolony z rezultatów i z mojej szybkości. Nasz Gaba Chętnicki tym razem miał pecha i po kolejnym niezbyt udanym starcie wyścigu nie ukończył, także i on nie będzie szczególnie dobrze tego miejsca wspominał. I jeszcze jedno: w MX2 startowało paru chłopaków, którzy normalnie jadą w ADAC w nowej klasie 125cm.
Jak widać ani myślą pauzować (setki nie jechały w Bielstein) i wykorzystują każdą okazję do ćwiczenia swej jakości. Niech to będzie nauka dla tych, którzy mogli przybyć, ale woleli inne sprawy. Dobrą jakość z czegoś trzeba wszak brać. Z siedzenia w domu jej raczej nie będzie. I na sam koniec skrótem przejedźmy przez klasę 85cm. Tak – jak się tego spodziewaliśmy i co zapowiadaliśmy po sobotnich kwalifikacjach, odbyła się bitwa niemiecko- południowo-afrykańsko- belgijska. Ale do walki Constiego Pilliera, Liama Evertsa i Camdena McLellana włączyło się złote dziecko czeskiego MX, czyli Radek Vetrovsky. Ten chłopak mimo niedawnej kontuzji (obojczyk), stanął na podium najsilniejszej strefy w rundzie EMX 85 w słowackim Sverepcu a teraz pojechał bardzo dobre zawody i zanotował kolejne podium w ADAC w wyścigu.
W pierwszym biegu był trzeci a łącznie w rundzie zajął 4. miejsce. Główny pojedynek o zwycięstwo odbył sie pomiędzy McLellanem a Pillierem. Zwycięsko wyszedł z niego Niemiec. Trzeci na pudle był syn legendy, Liam Everts. Z wytęsknieniem czekamy na czasy, gdy wreszcie pojawi się w tej klasie jakiś Polak, ale na razie możemy jedynie podziwiać naszych sąsiadów z południa, którzy nie dość, że regularnie mają tam swoich riderów, to jeszcze zajmują oni coraz wyższe miejsca (Vetrovsky, Pikart). W tabeli najniższej klasy prowadzi McLellan, przed Everstem juniorem i Pillierem. Ta trójka wyraźnie dystansuje pozostałych i prawdopodobnie to między nimi rozegrają się losy sezonu.
Bielstein mamy z głowy, niejeden się cieszy że to już za nim. Ale…teraz pora na austriackie rozdanie, czyli Moggers. A tam czekają na wszystkich znowu kamienie. Nie w takiej ilości, ale jednak. Dwa lata temu Wysocki jechał z pokrwawionymi dłońmi, inni też poobrywali nieźle. Jednak to, co najbardziej już teraz daje do myślenia, to nie kamienie, lecz festiwal austriackiej jazdy, jaki nam się tam zapowiada. I kto powiedział, że to tylko kraina narciarzy?
fot: Alek Skoczek, ADAC Masters, Dieter Lichtblau