Niedziela to kolejny dzień na wysokościach i druga część etapu maratońskiego. Zawodnicy mieli do pokonania 585 km z Uyuni do Tupizy, z czego aż 498 km to odcinek specjalny, najdłuższy w tej edycji rajdu. Uczestnicy wjechali na ponad 4700 m n.p.m. gdzie czekały na nich wysokogórskie wydmy, które mogły namieszać w tabelach wyników.
Wszyscy byli ciekawi, czy pojawi się Barreda, który wczoraj wieczorem tak skomentował swój sobotni start: Zacząłem etap na pełnym gazie i wszystko szło bardzo dobrze, ale około trzysetnego kilometra zjechałem z drogi i miałem fatalną wywrotkę. Chyba złamałem nogę w kolanie i ból mnie spowolnił. Teraz czas zobaczyć, co możemy z tym zrobić, ale wygląda to naprawdę źle. Jestem pewien, że noga jest złamana, moje kolano nie działa, nie mogę postawić nawet stopy na ziemi.
No i wszystko wyjaśniło się o 6.15. rano, gdy Barreda na oes jednak wyruszył. To nieprawdopodobne ile jest w nim samozaparcia i determinacji! Niestety już pierwszy way point wyraźnie dał do zrozumienia, co się będzie działo… Barreda choć startował jako pierwszy niemal natychmiast oddał prowadzenie Price’owi. Czyżby dzielny Hiszpan chciał już „tylko” dojechać do mety? Chyba tak, bo zaczął słabnąć z kilometra na kilometr, tymczasem w czubie co way point to kolejna roszada: Meo, Price, Brabec, Quintanilla… Na 171 kilometrze wypadek miał Xavier de Soultrait (Yamaha) i został odtransportowany helikopterem do szpitala, natomiast awarii uległa Husqvarna Quintanilli. Na szczęście postój nie trwał zbyt długo. Znakomicie poczynał sobie pod koniec oesu Ricky Brabec czując jednak na plecach oddech Antoine Meo.
Sekundowe różnice stawiały pod znakiem zapytania finał maratonu. W końcu meta, na której jako pierwszy zameldował się jednak Francuz na KTM-ie, w generalce liderem jest van Beveren. A Maciek Giemza? Odcinek specjalny zakończył z 32. czasem, w generalce jest 30. Stasiaczek i Berdysz jeszcze na trasie. A jutro? Jutro nieoczekiwana przerwa, bowiem organizatorzy odwołali poniedziałkowy etap ze względu na warunki atmosferyczne. Prawdziwe powody jednak ponoć są inne, o czym jutro…
fot. A.S.O. ARC, Orlen Team