Król odpoczywa, a rycerze walczą (MXGP, Grand Prix Patagonii, Argentyna)

A więc w końcu zaczęło się od nowa! Otwarcie sezonu MXGP ponownie w ciepłej, przepięknej, górzystej Patagonii, choć na jej północnych krańcach, a nie tej najsłynniejszej części południowej. Nie zmienia to jednak faktu, że pięknie i fascynująco zapowiada się kolejny sezon walki o najwyższe trofeum w motocrossowych Mistrzostwach Świata!

Już sobotnie kwalifikacje wydają się zaczątkiem tego, co nas może czekać. A czeka nas jeszcze mocniejsza stawka i to w obydwu wiodących klasach, gdyż opisywane przez nas liczne zmiany i roszady w teamach wytworzyły – zwłaszcza w MX2- nowy obraz rywalizacji.

Prócz tego los dołożył jak zwykle swoje i… po raz kolejny jeden z najważniejszych graczy poszedł w odstawkę, zamiast startować na wulkanicznym torze w Patagonii. Rok temu pech dopadł przed inauguracją Gajsera, a teraz wielkim nieobecnym jest sam Król Herlings, który musi odpoczywać z powodu złamanej prawej stopy i ponownie rozpoczynać sezon od kontuzji oraz problemów. Podobnie było w jego debiutanckim sezonie w MXGP (2017). Wielka szkoda, bo przecież rok temu to właśnie Holender dał prawdziwy szoł jazdy na najwyższym poziomie i w niesamowity sposób wydarł zwycięstwo w pierwszej rundzie Tonemu Cairoli. Tamte wyścigi były jak się okazało wróżbą na cały sezon i to bardzo adekwatną do tego, co później miało miejsce. Czy tym razem będzie podobnie? Zanim niedzielne finały dadzą odpowiedzi na pierwsze pytania i rozgrzeją nas emocjami, zobaczmy co wczoraj działo się w kwalifikacjach. A tam miały miejsce rzeczy zupełnie niespodziewane!

Król wprawdzie odpoczywa, ale armia rycerzy MX nie po to trenowała całą zimę, żeby ich „oręż” leżał i rdzewiał. Dzisiaj miała miejsce pierwsza potyczka, ale jutro mamy pierwszą walną bitwę, która pokaże ile dały zimowe ćwiczenia i jak spisuje się jeszcze lepsze i nowocześniejsze „uzbrojenie”. Huk silników i ryk tłumików był „szczękiem oręża” walczących o jak najlepsze miejsce w jutrzejszej rozprawie. W klasie MX2 pojawił się nowy wojownik, którego jeszcze kilkanaście dni temu nie spodziewał się w tej armii nikt. Mikkel Haarup został desygnowany do udziału bezpośrednio w MX2, a nie jak planowano wcześniej, w EMX250. Przybył więc nowy, zdolny i bardzo dobry rider, który jest wychowankiem ekipy Husqvarny. Oczy wielu kibiców zwrócone były jednak na wiodące postacie – takie jak debiutujący w MXGP Pauls Jonass, mistrz Jorge Prado i będący zawsze w szpicy Tim Gajser.

Wszyscy przyjechali gotowi do walki, wyćwiczeni i z pragnieniem wywalczenia jak najlepszego wyniku. Rywalizacja ta wzniosła się w roku ubiegłym na najwyższy jak dotąd poziom (przede wszystkim dzięki Herlingsowi) i jest już pewne, że będzie jeszcze bardziej zażarta, bo np. Gajser będzie chciał sobie odbić nie do końca udany zeszły sezon. Zresztą takich, którzy mają coś do nadrobienia czy pokazania jest więcej. Ciekawe było również jak rozpocznie nowy rozdział w swym sportowym życiu nowy nabytek KTM Factory, Tom Vialle. Mając za partnera samego Jorge Prado może skorzystać z takiego towarzystwa, by iść w górę z techniką i jakością. Ci, którzy pamiętają co działo się w Argentynie rok temu, może kojarzą Dariana Sanayei. Amerykanin znakomicie jechał, frunął na szpicy, ale potem doszło do awarii maszyny i rewelacyjny wynik wymknął się mu z rąk. Tym razem znowu historia się powtórzyła (na razie tylko w kwalifikacjach, oby w finałach było lepiej!), bo Sanayei znowu był bardzo szybki na czasówce, ale wyścigu kwalifikacyjnego nie ukończył. Znowu odpadł jako pierwszy, więc na pewno ma mocno podrażnioną ambicję i jeszcze większy apetyt na dobry wynik.

Jak nam dopiero co powiedział, tym razem awaria była innego typu, ale maszyna po prostu nagle stanęła. Nie tylko jemu jak się później okazało… Najlepiej rozpoczęli pierwszy wyścig sezonu znowu pomarańczowi. Prado z Vialle’m odpalili swoje petardy, ale szybko dały znać o sobie dwie rzeczy- specyfika argentyńskiego toru (śliski popiół i miał wulkaniczny, jedyny taki z torów MŚ) i brak doświadczenia. Vialle na skutek błędów spadł z drugiego na dalsze miejsca. Ale dopiero wtedy zaczęło się najciekawsze! Oto dosłownie szturm na Prado przypuściło dwóch dobrze nam znanych wyjadaczy. Henry Jacobi i Thomas Kjer Olsen pokazali, że nie przejmują się klasą Prado na torze i zrobią wszystko, by odebrać najlepsze miejsce Hiszpanowi. Momentami walka tej trójki, a potem zwłaszcza walka Jacobiego z Prado przypominała ów genialny pojedynek Cairlo- Herlings sprzed roku. Tyle że była bardziej wyrównana i dłuższa. To było naprawdę coś!

Najpierw znakomitą i odważną jazdą Jacobi wyprzedził Prado. Czy młody Hiszpan miał w głowie ubiegłoroczny crash, gdy groźnie wyleciał z siodła i porządnie grzmotnął o ziemię? Z pewnością pamiętał, że ten tor bywa zdradliwy i łatwo na nim o utratę dobrej przyczepności i glebę. W pewnym momencie poszło już niemal na noże, i w bezpośrednim zwarciu, gdy Prado zamknął Niemca na łuku, Jacobi wyjechał poza tor, nie mieszcząc się na bieżni. Trójka prowadzących miała jednak taką przewagę, że Niemiec jeszcze uratował wysokie miejsce po powrocie na tor. Ten pojedynek spowodował jednak przyhamowanie rytmu Prado, a w międzyczasie znakomicie jadąca duńska rakieta, czyli Olsen, odjeżdżała do przodu nie przejmując się nikim. W efekcie na mecie najpierw zameldował się (zasłużenie!) Olsen, drugi był Prado a trzeci Jacobi. Trzeba przyznać, że czołówka na mecie w wyścigu była (poza pechowym Sanayei) odbiciem czasówki, więc nie ma tu żadnych przypadków.

Bardzo ciekawi byliśmy jak poradzą sobie w Patagonii nowicjusze w MX2, których paru od razu zostało przez swoje ekipy wystawionych do startu. Poza Europą jeszcze nie startowali, więc była to dla nich nowa przygoda i nowe doświadczenie. Zresztą nie tylko dla nich. W Argentynie po raz pierwszy zameldował się też Słowak Richard Śikyna z ekipą teamu JD 191 Gunnex, gdzie do ub. roku jeździł nasz Tomek Wysocki.

Najlepiej dawał sobie radę jednak Vialle, który w czasówce i w wyścigu kwal. był 11-ty. Drugim debiutującym Francuzem był Brian Moreau, który nieźle poradził sobie w czasówce, ale tylko wynikowo. Pierwszy pobyt i udział w MŚ MX2 zapamięta jako wyjątkowo pechowe zrządzenie losu, gdyż zaliczył feralny upadek na jednym z okrążeń i niestety ale złamał rękę!

Tak więc ekipa BUD Racing nawet nie miała okazji, by zobaczyć jak jej jedyny w MŚ rider się spisze w swoim pierwszym starcie w wyścigu… Na maszynie nie pojawił się też w ogóle nowy nabytek ekipy Husqvarny- Australijczyk Jed Beaton, który chyba jeszcze nie doszedł do siebie po długiej przerwie, spowodowanej poważną kontuzją w Matterley Basin. Za to Haarup dwukrotnie meldował się w środku stawki. Słabiej pojechali inni debiutujący w MX2: Mathys Boisrame i Dylan Walsh. Znowu czwarty był notorycznie okupujący to miejsce w ub. roku Ben Watson z Yamahy. Natomiast pewne powody do radości może mieć (w końcu!) Livia Lancelot, gdyż jej niedawny nowy nabytek- Mitch Evans, może całkiem udanie zastąpić poprzedniego „kangura” z Australii, Huntera Lawrence, który wyemigrował do USA. Ten chłopak jednak (jak informowaliśmy w poprzednim numerze X-CROSS) jest już nieźle objeżdżony i to nawet na motocyklu klasy MX1. Oby w tym sezonie pech nie bił tej młodej i energicznej ekipy Honda 114 Motorsport po głowie tak, jak to miało miejsce rok temu. Naprawdę, zawisło nad nimi jakieś złośliwe fatum, więc może wreszcie teraz rozwiną skrzydła. Czekamy więc na niedzielną bitwę o punkty, a teraz pora na sensacyjne wydarzenie w klasie MXGP.

Kłopoty mistrzów

Pod nieobecność Herlingsa było oczywiste, że największą chrapkę na wyszarpanie wygranej będzie miał Tim Gajser. Słoweniec chce znacznie lepiej rozpocząć nowy sezon i wymazać z pamięci dwa zera z ubiegłego roku, gdy musiał jak teraz Herlings oglądać rywali tylko w telewizji. Ale nie jest przecież na maszynie sam. Tym razem do Argentyny przyjechało naprawdę wielu riderów elity światowej. Nie zabrakło nawet Arnauda Tonusa, który cały ubiegły rok spędził w szpitalach i gabinetach lekarskich. Zdążył się nawet wykurować z poważnych złamań kręgów bohater z Red Bud, czyli Glenn Coldenhoff. Wszyscy silni, zwarci i gotowi. Przyjechał nawet potencjalny „bezrobotny”, czyli Van Horebeek, który rzutem na taśmę, jako niemal ostatni z co lepszych załapał się do małego, nowego teamu i ma co robić w kolejnym sezonie.

Tak się jednak składa, że akurat patagońską bieżnię Belg bardzo lubi i prawie zawsze notował tam naprawdę dobre wyniki. Nie inaczej było i tym razem, i w przejazdach kwalifikacyjnych miał trzeci czas. Najlepsze kółka wykręcili Romain Febvre i drugi – Tim Gajser. Cairoli miał piąty czas okrążenia, ale wszyscy wiedzą, że on daje z siebie maksimum głównie w wyścigu. Gdy przyszło do startu, szybko okazało się, że po raz kolejny, tak jak w MX2, czasówka jest prawdiłową wróżbą na wyścig. Najszybsi po starcie byli Gajser, Febvre ale również i Lieber oraz Lupino, co natychmiast przypomina ich bardzo dobre starty w końcówce ub. sezonu. Chyba niewiele stracili z tego co mieli. Wysoko był też Van Horebeek, więc wyglądało na to, że każdy jedzie swoje. Inaczej było z Cairolim, bo akurat jemu się ten start zupełnie nie udał i Włoch został w połowie stawki. Zaczął jednak powoli odrabiać straty, co kółko wyprzedzając jednego z rywali, ale po 4-tym okrążeniu doszło do czegoś niebywałego! Włoch jechał obok jednego z rywali i w dość niecodzienny sposób (jak na jego poziom) popełnił mały błąd, zawahał się podczas manewru, po którym nagle doszło do awarii jego maszyny! Jest to o tyle rzadkie i wyjątkowe, że motocykl Cairolego to jest maszyna unikalna, robiona tylko pod niego i dla niego.

Nikt nie ma takiego samego. Jest to maszyna najwyższej próby i jakości, przygotowywana na każdy wyścig z najwyższą dokładnością, bez oszczędzania na częściach. A jednak coś nawaliło! Wyglądało to jakby Tony zdusił maszynę, a ta nie umiała już złapać mocy i nie była w stanie dodać gazu. Ten pech był z pewnością największym zaskoczeniem dnia, ale jak widać sobota pokazała ile może się wydarzyć w zaledwie jednym wyścigu. I to mimo znakomitych warunków pogodowych, gdzie maszyny nie są narażone na katowanie błotem czy kamieniami. Ale to jeszcze nie był koniec emocji. Oto jadący na czele Gajser, mimo prób ataków zbliżającego się Febvre’a dawał sobie dobrze radę i rozkręcał się coraz szybciej. Wcześniej Francuz uporał się z Lieberem i starał się trzymać Sloweńca. Ale i Gajserowi nie dane było dowieźć do mety tego, czego pragnął! Najpierw jeden niewymuszony błąd i gleba w szerokim łuku, a chwilę później kolejna gleba! Motocykl leżący na najeździe na skok (na odcinku po kilku „falach”) mijali oczywiście kolejno jadący i w ten oto sposób były mistrz świata zanotował pierwsze kłopoty i pierwsze gleby w sezonie MŚ. Oczywiście natychmiast na czoło wyszedł Febvre, który nie miał żadnych większych kłopotów i pojechał czysto ten wyścig, biorąc swoje pierwsze od dawna zwycięstwo w kwalifikacjach.

Nieoczekiwane była również dalsza kolejność! Aż trzech Belgów jeden po drugim, to jest rzecz, która albo działa się dawno temu, albo nie dzieje się wcale. Lieber przyjechał drugi, co jest jego najlepszym wynikiem w MXGP. Dalej Van Horebeek i Desalle. A Gajser dopiero dziewiąty! A więc wyniki co najmniej niespodziewane, a w połączeniu z problemami Cairolego i Gajsera, wręcz zaskakujące, bo tacy mistrzowie bardzo rzadko wypuszczają z rąk wygraną i notują awarie maszyn. Los Cairolego podzielił też Bobryszew, który zajął ostatnie miejsce. Słabo jak na oczekiwania i swoje faktyczne możliwości wypadli Bogers i Jonass. Ale… ten pierwszy 3/4 poprzedniego sezonu nie jeździł , tylko leczył złamaną nogę, a drugi niedawno wyszedł przecież z rąk lekarzy i ma za mało godzin w siodle, by z miejsca walczyć o wyższe lokaty. I jest na dodatek debiutującym w MXGP riderem. A zatem cała wielka trójka mistrzów z ostatnich sezonów ma jakieś kłopoty, z tym że Herlings ma L4 jeszcze ok. 2 tygodnie, po czym idzie do kontroli, a pozostali pojadą w niedzielnych finałach, gdzie – o ile znowu nie dojdzie do jakichś dziwnych przypadków- zmierzą się w boju o pierwsze punkty sezonu.

Czy pechowcy z soboty wezmą odwet i zgarną zwycięska pulę? Odpowiedź na to nadejdzie za kilkanaście godzin…

fot. KTM, Honda, MXGP