Królowie są pomarańczowi – Valkenswaard (niedziela)

W ekipie fabrycznej KTM chyba zabraknie szampana. Niedziela w Grand Prix Europy stała pod znakiem zimna, śniegu i niesamowicie licznych gleb, ale również czterech dubletów! To prawdziwa rzadkość, gdy w aż czterech klasach na jednej imprezie notuje się taką dominację zawodników jadących sprzętami tej samej marki.

Paradoksalnie, ale ta jedna z najzimniejszych w ostatnich latach rund MŚ MX okazała się gigantycznym sukcesem jednej stajni – austriackiej pomarańczki. Skala tego triumfu przeszła jednak wszelkie rachuby, gdyż prócz spodziewanej dominacji w MX i MXGP (gdzie mają przecież samych mistrzów świata) doszły jeszcze sukcesy w EMX300 i EMX125.

EMX Sobotnie wygrane Rene Hofera w „setkach” i Grega Smetsa w „trzysetkach” 2T były jak się okazało zapowiedzią znakomitej dyspozycji tych riderów. W niedzielę udowodnili oni ponad wszelką wątpliwość, że są znakomicie przygotowani i tor- mimo całej jego trudności oraz złych warunków do jazdy nie robi na nich wrażenia. Wspaniała jazda, bezbłędne „czytanie ” toru, wybieranie najlepszych linii i unikanie błędów, a także świetna praca mechaników okazały się kluczem do podwójnego zwycięstwa obu wymienionych zawodników. Jako pierwsi ścigali się konserwatywni dwusuwowcy w EMX300. Najlepiej rozpoczął bieg jeden z faworytów Mike Kras, ale długo nie trzeba było czekać aby atak przypuścił syn 4-krotnego mistrza świata Greg Smets.

EMX125

Potem było już to samo co w sobotę i sympatyczny Belg odniósł wspaniałe, podwójne zwycięstwo, które jest w jego kraju doceniane ze względu na belgijską tradycję do MX jak i zamiłowanie do „dwutaktów”. Z kolei Rene Hofer nie dość, że prowadził cały wyścig i kontrolował sytuację jak wytrawny mistrz, to jeszcze wygrał z potężną przewagą ok. pół minuty nad drugim Szwedem Olssonem. Właściwie to obydwa biegi wyglądały tak: jedzie Hofer, a za nim cała reszta. Tym razem sobotni pechowiec Dankers nie miał większych problemów i włączył się do rywalizacji, ale zdołał wywalczyć „tylko” czwartą lokatę. Rok temu świetny Austriak miewał nie zawsze udane starty, ale widać było, że krok po kroku pnie się w górę i jest kwestią czasu, kiedy zacznie wygrywać. Karierę tego zawodnika śledzimy już od 3 lat a dzięki bytności na Mistrzostwach Czech Juniorów nie raz mieliśmy okazję widzieć Hofera w akcji. Oglądanie jazdy tego chłopaka jest po prostu czystą przyjemnością! Co powiedział Rene po swoim pierwszym dublecie w klasie EMX125? Warunki były oczywiście trudne, ale takie same dla każdego. Mnie być może łatwiej było się dostosować do zimna, gdyż pochodzę z kraju niezbyt ciepłego. Ale temperatura nie zastąpi koncentracji i umiejętnej jazdy, a to było najważniejsze, gdyż tor nie wybaczał błędów. Cieszę się z tej wygranej, najbardziej właśnie dlatego, że udało się tego dokonać na tak trudnym, miękkim torze czyli na podłożu, na którym nie zawsze czuję się mocny. Zapowiada się więc kolejny znakomity rok dla austriackiej rakiety. Ubiegły sezon był sezonem nauki i oswajania się z większym motocyklem, ale ten może być sezonem triumfu. Swój własny sukces odniósł czeski kolega Tomka Wysockiego z teamu JD191 Petr Polak. W drugim biegu zanotował swój najlepszy rezultat bo zajął 3 miejsce. Tak więc niedawne wydarzenia na Dutch Masters w Markelo były zapowiedzią świetnej dyspozycji i Hofera i Polaka. Jak niedzielne warunki na torze ocenił zdolny czeski rider? Tor dzisiaj był już nieco lepszy niż w sobotę. Trochę bardziej rozbity, ale przez to też trudny. Bardzo łatwo było o błąd i wybicie z rytmu. Cieszę się bardzo z tego 3. miejsca, bo do ostatnich metrów trzeba było zachować maksimum uwagi.

MX2 Przed wyścigami Jorge Prado zapowiadał, że będzie zadowolony jeśli znajdzie się w TOP 5. W studiu telewizyjnym Youthstream wspominał zarówno swój ubiegłoroczny crash jak i argentyńską przygodę z Calvinem Vlaanderenem, która pozbawiła go szans na walkę o najwyższe miejsca. Holenderska miękka nawierzchnia jest jednak dla Hiszpana niczym woda na młyn, bo Jorge, o czym mało kto w Polsce wie, od dziecka mieszka w Lommel, a więc tory miękkie ma w przysłowiowym palcu.

Niedzielne wyścigi MX2 stały pod znakiem jednoznacznej dominacji duetu Jonass-Prado, a więc w MX2 zaczynają się kolejne rządy KTM. Widok jadącej dwójki, która mocno odsadziła całą resztę, jako żywo przypominał ubiegłoroczne wyczyny tego niesamowitego super duo. Obydwa wyścigi przebiegły bardzo podobnie: od razu na czele jechał Jonass, za nim Prado, a dopiero potem reszta. Tę resztę wiódł trzeci najlepszy zawodnik sezonu 2017 Thomas Kjer Olsen. Jak widać układ sił po odejściu Seewera zasadniczo nie zmienił się i mamy na topie „profesora” z Łotwy Jonassa, dalej kroku dotrzymuje mu Prado, a ponownie na trzecią siłę w tej klasie zapowiada się Duńczyk. Prado ma już trzy wygrane Grand Prix w debiutanckim sezonie w MŚ. Jak wiemy, jest w stanie wygrać ze swym kolegą Paulsem i trzeba przyznać, że w drugim wyścigu niedzielnym był o włos od pokonania go, a tym samy zgarnięcia wygranej. Jonass jednak wozi „jedynkę” nie tylko dlatego, że jest mistrzem świata, ale on po prostu czuje się najlepszy, jest świadom wszystkich swoich atutów i znakomicie, precyzyjnie z nich korzysta.

Thomas Covington

W Valkenswaard pokazał klasę i znakomitą umiejętność koncentracji w tak trudnych warunkach. Naprawdę, mało kto pojechał tak bezbłędnie w ciągu tego weekendu. A co poza tym? Pod względem ilości problemów i gleb ten weekend był koszmarem. Pierwszym przegranym okazał się pechowy Sanayei. Musiał zjechać do swoich mechaników, a ci coś mu tam przy siodełku dokręcali, poprawiali. Okazało się, że dalszej jazdy nie będzie… Szkoda. Potem zjeżdżać musiał Bas Vaessen (coś nie tak min. z rękawiczkami po glebie, ale i on odpadł z dalszej jazdy) i Ostlund, a na domiar złego upadł podczas walki z naprawdę niezłym Davy Pootjesem Hunter Lawrence i to był koniec jego szans na wysokie miejsce. Nie ukończył również Rubini. Za to miłą niespodziankę sprawił młodziutki Jago Geerts, który na dobrze znanym sobie torze wywalczył świetne 4. miejsce. Z kolei w drugim wyścigu zapowiadała się niezła niespodzianka, bo za pomarańczowym duetem ciągnęła niemiecka, niespełniona nadzieja w MŚ Henry Jacobi. Niemiec tak wysoko baaardzo dawno nie jechał. Po bardzo udanym starcie aż do 9. okrążenia trzymał się dzielnie, ale i on padł ofiarą toru i niestety po solidniejszej glebie musiał zjechać i przerwać jazdę. Tor okazał się prawdziwym katem dla riderów.

Calvin Vlaanderen

Nieźle pokazał się Conrad Mewse. Anglik po zakończeniu współpracy z fabryczną ekipą Husqvarny nie był pewien, czy dobrze wyląduje w nowej ekipie, ale jak widać i jazdą, i sprzętem potrafi sporo dobrego zdziałać. Topową sprawą, która trzymała widzów w największych emocjach było to czy Jonass wytrzyma napór Prado. Hiszpan bowiem niczym rasowy matador postawił złapać łotewskiego byka za rogi. Złapał i nawet przytrzymał bo o włos, a doszłoby między nimi w locie (skok na mecie) do kontaktu! Łotysz aż machnął ręką zaskoczony natarczywością swego kolegi. Mogli przecież obaj porządnie grzmotnąć (podczas ostatniego GP Szwajcarii była podobna sytuacja, gdzie też w locie nacierający Seewer spowodował dramatyczny upadek Liebera). Ale taki jest właśnie Prado! Bezkompromisowy, napędzający się hiszpański matador. Łotysz woli jednak niemiecką precyzję i szwajcarskie opanowanie. Wytrzymał napór, ale Prado przegrał minimalnie!!! Prognozy na kolejne rundy? Będzie piekielnie ciężko rozpracować pomarańczowy super duet. Pomóc mogą rywalom tylko sami riderzy stajni KTM swoimi potknięciami. O te przynajmniej w przypadku Jonassa będzie jednak raczej trudno, bo Łotysz sam przyznał w rozmowie z nami (wywiad we wrześniowym X-cross), że przestał „szaleć” na torach, uporządkował jazdę i jest maksymalnie skupiony na celu. A tym celem jest zdobycie tytułu mistrza. Po raz kolejny.

MXGP Tu ponownie mieliśmy pomarańczowy duet marzeń. W zasadzie to były tylko dwa pytania: Pierwsze: czy Cairoli wyrwie coś Herlingsowi i drugie: czy Holender nie popełni błędu, który pomoże Włochowi? Jak się okazało zmarznięte, ciężkie holenderskie piachy pomagały głównie Holendrowi, bo nawet sam Cairoli nie ustrzegł się błędu i zaliczył jedną, drobną wizytę na ziemi na zjeździe w dół w koleinach.

Tim Gajser

To wystarczyło Herlingsowi, który natychmiast objął prowadzenie, a jako że na Holendra u siebie i do tego na piachu nie ma mocnych na całym chyba świecie, więc wynik mógł być tylko jeden. Tak więc pizza z makaronem okazała się za mało energetyczna i została przez niesamowitego Holendra zjedzona. Co ciekawe, nawet jeden gorszy start nie był problemem dla Jeffreya. Wyprzedził wszystkich jacy stali mu na drodze do celu. Cairoli dwukrotnie najlepiej startował, ale Herlings najlepiej jechał całość. Największym przegranym był z pewnością przesympatyczny Van Horebeek, który w pierwszym wyścigu świetnie się spisał i zajął 3. miejsce pokazując ponownie, że włoskie mistrzostwa jak i początek sezonu co roku są u niego udane. Ale w drugim biegu doszło niestety do kosztownej gleby, po której Jeremy nie podnosił się przez pewien czas, a potem zszedł trzymając się za rękę.

Gautier Paulin

Nie ukończony wyścig to spora strata dla Belga, a przecież mógł być na podium! Zastąpił go na nim solidny i równy, ubiegłoroczny zwycięzca Gautier Paulin. Błysnął też znowu Coldenhoff i przez pewien czas nawet wydawało się, że grozi nam kompletne podium KTM, ale Francuz uporał się z numerem trzy w stajni KTM. A jak spisał się Gajser? Miał dwa bardzo dobre starty, ale to było za mało, pojawiły się błędy, które kosztowały go sporo. W pierwszym wyścigu rzuciło nim po bandzie niedługo po starcie i już stracił kilka miejsc, ale w drugim biegu doszły jeszcze dwie gleby i to oznaczało już kolejne straty, również punktowe. Tim od pewnego czasu ma problem z koncentracją i błędami, które wymykają mu się spod kontroli. Wcześniej tego nie było, więc doszedł mu kolejny kłopot. Będzie mu bardzo ciężko rozbić ten niesamowity, potężny, pomarańczowy bank dwóch multi mistrzów świata. Samotny rider Hondy przeciwko koalicji KTM. W hiszpańskim Red Sand już w najbliższy weekend dojdzie mu wreszcie do pomocy Brian Bogers i zobaczymy, co debiutant z Holandii w MXGP pokaże. Honda bardzo potrzebuje punktów, bo solidny zestaw spod znaku Husqvarny jak na razie bije czerwonych na głowę.

Tomek Wysocki

Na koniec nasz Tomek Wysocki… Dwa niezłe starty w okolicach 20-24 miejsca (mimo ostatniego miejsca w kwalifikacjach!), trochę kłopotów z samym sobą, brak przygód na ziemi i dobrze działający motocykl. Wjeżdżałem na maszynę jako ostatni, więc wyboru miejsca nie miałem. Musiałem wykombinować taką strategię, żeby nie zostać z tyłu po starcie, bo wtedy byłoby już raczej po zabawie. Widziałem jak wszyscy wchodzą w pierwszy i drugi zakręt, więc pojechałem nieco inaczej, tak by w ten drugi, przeciwległy dostać się już po wewnętrznej. I to się udało. Trochę sprytu i po dwóch zakrętach byłem na niezłej pozycji (w okolicach 22 miejsca). Później trzymałem tempo uważając, żeby nie złapać gleb. Dopiero później trochę spuściłem z tonu i to się odbiło na wyniku, bo paru gości mnie wyprzedziło. Butron, Ander i mój tradycyjny już „sąsiad” w wyścigu de Dycker byli w zasięgu, ale po prostu nie dałem rady ich wyprzedzić. Drugi wyścig okazał się znacznie lepszy, bo po nie najgorszym starcie jechałem szybciej trzymając konsekwentnie rytm aż do końca, co mnie cieszy i podbudowuje, bo właśnie z tym było rok temu sporo problemów. Jeżeli chodzi o wytrzymałość i „głowę” czuję i widzę że jest lepiej niż przed rokiem. Szkolenie w USA umocniło psychikę, wiem że jadę w MŚ, ale emocje są stonowane, mam zrobić swoje jak najlepiej i na tym się skupiam. Jedyne „ale” mam jeszcze do samopoczucia ogólnego, nie czuję się jeszcze całkiem sobą, nie daję jeszcze maksimum. Wjeżdżam się w sezon, ale bądźmy szczerzy ten weekend mało komu sprzyjał. Tor nie dość że zmarznięty, to jeszcze bardzo skoleinowany i trochę węższy niż zazwyczaj. W niedzielę był zmarznięty piaskowy beton po bokach, temperatura robiła swoje. O tyle dobrze, że przed wyścigami przebronowali całość, a potem koła zrobiły swoje. No i to zimno… po zakończeniu jazdy nie czułem szczęki, była zmarznięta na kość. Rąk mi nie betonowało na szczęście, ale generalnie to tego weekendu chyba nikt z chłopaków nie będzie miło wspominał. Było trochę polskich kibiców i miło, że nie wystraszyli się zimna. Dziękuję im za doping.

Valkenswaard

Co teraz? Kilka dni w Holandii po czym kierunek Hiszpania i Red Sand, który powinien mi wyjść lepiej bo raz, że wreszcie będzie cieplej i normalniej, a dwa tor przypomina te amerykańskie, na których ostatnio najeździłem się do upadłego. Potem przyjazd do kraju na krótko i pierwsza runda Mistrzostw Czech, a w kolejny weekend GP Trentino. Także bardzo pracowita wiosna. Okropnie zimny, ciężki i nieprzyjazny riderom Vaalkenswaard za nami. Od piątku zmieniamy klimat na zdecydowanie cieplejszy, i tor na bardzo kolorowy. W Red Sand zobaczymy w pierwszym boju bezpośrednie zaplecze MŚ MX2 czyli klasę EMX250. Wylęgarnia talentów i pojedynek Włochy kontra reszta świata zapowiada się świetnie. Do tego drugą rundę pojadą „konserwatyści” na trzysetkach. Relacja z wydarzeń podczas trzeciej rundy MXGP oczywiście na naszych łamach.

fot: Zoltan Varga, KTM, ARC