Pogrom trwa, z Rajdu po 5 dniach rywalizacji wycofało się 25 motocyklistów, 6 zawodników na quadach, 29 samochodów i pojazdów kategorii SxS oraz 12 ciężarówek. Tymczasem karawana Dakaru opuściła Peru i pustynię, by ruszyć w kierunku gór. Czwartkowy, szybki odcinek specjalny o długości 313 km miał poprowadzić wzdłuż jeziora Titicaca.
Niestety (albo „stety”) organizatorzy odwołali pierwszą część oesu, tą zlokalizowaną na wysokości 4 700 metrów z wydmami przyprawiającymi o zawrót głowy. No i zawrotu nie było, choć były nieoczekiwane zwroty akcji mimo, że odcinek liczył tylko 194 kilometry. Wyścig rozpoczął Barreda ale niestety, mimo szczerych chęci tym razem nie dał rady nadrobić straconego czasu.
Na trasie brylował Meo (Mistrz Europy w supercrossie, następnie czterokrotny mistrz świata w rajdach enduro) na KTM, ale różnica pomiędzy nim a dwoma następnymi riderami czyli Benavidesem i Price’m wyniosła tylko….30 sekund! I ze względu na ową małą różnicę, w generalce na pierwszym miejscu znalazł się Benavides (Honda). Mała dygresja, na tym etapie kierowcy przekonali się, że nie zawsze liczą się pojazdy, nie zawsze mechanicy, czasami gdyby nie kibice, wielu nie dojechałoby o czasie do mety w La Paz. Giemza uzyskał 37. czas, ale po doliczeniu pięciominutowej kary za przekroczoną prędkość na dojazdówce został sklasyfikowany jako 43. W klasyfikacji generalnej stracił jedną pozycję i jest 33., Stasiaczek 55. (66.), Berdysz 75. (69.).
fot. A.S.O.