W hiszpańskim Red Sand KTM ponownie triumfował w obydwu klasach, a styl tych wygranych może przyprawiać konkurentów o ból głowy. Pytanie na ile konkurencja nią też w ogóle jest. Bo jeżeli ktoś jest nie do pobicia, zgarnia wszystko i jeżeli co zawody to jeźdźcy KTM są na podium, a taki Jonass wygrywa jak dotąd każdy wyścig, to gdzie ta konkurencja?
Podobnie w królewskiej klasie MXGP. Tam paru rywali też próbuje, ale raz im wychodzi, a raz nie. Tu gleba, tam inne problemy i w efekcie nie ma tak świetnych wyników jakie notuje duet Herlings-Cairoli. Widać to zresztą w tabeli. Rywale próbują, próbują dorównywać jakością i szybkością. Problem w tym, że w MX2 jak na razie jedynym człowiekiem jaki w miarę dorównuje Jonassowi jest… Prado.
A więc ta sama drużyna. Po odejściu Seweera tylko młody Hiszpan jest na razie godnym konkurentem dla Łotysza. I co ma zrobić reszta? Może wygrać start, ale dalej jest już trudniej. Póki co tymi w miarę skutecznie trzymającymi się szpicy zawodnikami są Duńczyk Thomas Kjer Olsen, Amerykanin Darian Sanayei i australijski myśliwiec Hunter Lawrence. Nie błyszczy jak dotąd nowy nabytek Hondy Vlaanderen. Natomiast nieźle poczyna sobie Niemiec Henry Jacobi, który nawiązuje do swych najlepszych dni, gdy zaczynał w MŚ MX2. Problem w tym, że jak już jeden wyścig wychodzi mu znakomicie, to drugi kończy się albo niczym, albo problemami.
Drugi raz pod rząd tak było. Trochę podobnie jest z Conradem Mewse, choć tym razem Anglik naprawdę uważnie i dobrze pojechał zwłaszcza pierwszy wyścig, gdy długo był drugi. Dopiero pod koniec wyprzedził go Prado. Podium było więc znowu bardzo pomarańczowe i jedynie Olsen uszczknął z niego trzecie miejsce, wprowadzając biel z czernią. Sanayei wreszcie na miarę swoich oczekiwań, bo o włos od podium (4. miejsce). Tym razem wszystko z motocyklem zagrało. Riderom z dalszych miejsc będzie trudniej „załatać” dziurę punktową a każde zero po wyścigu jest stratą nie do nadrobienia.
Podobnie też jak w futbolu niewykorzystane okazje lubią się mścić. Nad Gajserem jak klątwa wisi ten jego crash z Mantovy. Nie dość, że zaczął od dwóch zer w Argentynie (nie wystartował mimo swych szczerych chęci ze względu na zalecenia lekarzy i teamu), to teraz musi od nowa wchodzić w sezon i dobić do szczytu stawki. A droga na szczyt zrobiła się arcytrudna właśnie dzięki dwójce z KTM. Punkty uciekły, a tymczasem Słoweniec na razie nie jest jeszcze ani w pełni formy, ani w pełni zdrowia. Diamentowy duet KTM mknie niczym francuskie TGV, podczas gdy Gajser jest mniej więcej na poziomie Pendolino. Tak oto jednym jedynym wypadkiem przed sezonem można sobie z miejsca zepsuć szansę na walkę o tytuł. Przecież nagle Herlings z Cairolim nie zwolnią, albo przestaną wygrywać. No chyba że…. i oni zaliczą coś pechowego.
Oby nie. Przed jedynym riderem, który jest w stanie rozbić super duet KTM bardzo ciężkie zadanie. Wróćmy do wyścigów. Antonio Cairoli „oddał” Herlingsowi za Valkenswaard i wziął dublet. Widocznie Red Sand był bardziej żywiołem Włocha z Sycylii (a więc z podobnego typu klimatu). Wprawdzie pierwszy wyścig najlepiej rozpoczął Romain Febvre i przez pewien czas był liderem, to jednak potem nadjechał Sycylijczyk i pozamiatał wszystko. Nieco gorzej wystartował Holender, ale ostatecznie przebił się na drugie miejsce. W drugim biegu dość analogiczna sytuacja, bo też „ktoś inny” a nie liderzy z KTM prowadził (Paulin), ale wkrótce potem zza pleców wyskoczył ponownie Sycylijczyk i od tego momentu było praktycznie po sprawie. Tym bardziej, że znowu gorszy start miał Herlings. Ale i tym razem Latający Holender wyciągał z siebie coraz więcej i więcej, i znowu dojechał na drugim miejsu (z 10-tego po starcie!). Skoro Holender dwukrotnie jest w stanie wyprzedzić wszystkich najlepszych poza Cairolim, a więc starszych i bardzo utytułowanych, to chyba nie trzeba tu niczego więcej udowadniać.
Sytuacja w MXGP wygląda teraz tak, że obaj pomarańczowi liderzy mają po tyle samo punktów czyli 141 (sprawiedliwe dla obu ambitnych mistrzów!), ale liderem jest Włoch. Przed GP Trentino chyba nie trzeba dla włoskich kibiców lepszej zachęty i motywacji do urządzenia kolejnego święta na słynnej Pietramuracie. Trzecim jest trzeci w Red Sand Desalle, który co roku dobrze zaczyna, ale zawsze ma jakieś kłopoty pod koniec sezonu i jest wciąż niespełniającym się kandydatem do podium końcowego. Gajser dopiero 11-ty w tabeli. Nasz jedynak w MŚ Tomek Wysocki pojechał na miarę swoich obecnych możliwości i zajął miejsca 25 i 26. Tradycyjnie obok Kena de Dyckera. Widać pewien postęp, ale sam rider nie uważa, by to było tyle, ile może z siebie dać. Ok, ale to wszystko jest tym, czego należało się spodziewać i co w sumie zapowiadaliśmy. Przyjrzyjmy się jednak temu, czego nikt się nie spodziewał!
W klasie EMX 250 było tak wielu kandydatów do wygranej, że chyba sami diabli nie byli pewni na kogo by tam postawić. Przy tak „napakowanej” szybkimi riderami licznej grupie konkurencja była ogromna i kwalifikacje okazały się bezlitosnym sitem, przez które sensacyjnie nie przebrnęło paru naprawdę dobrych riderów. Nie dał też rady nasz niespodziewany przybysz Damian Kojs, ale przy takim poziomie jaki jest obecnie w ME udział naszego ridera był raczej przyjazdem po naukę.
Przede wszystkim jednak odpadł w kwalifikacjach zwycięzca drugiej połowy ubiegłego sezonu Tristan Charboneau. Powód? Problemy z kolanem, dlatego przerywa niestety sezon i w ciągu tygodnia wyjeżdża do USA na leczenie. Drugim wielkim nieobecnym w wyścigach finałowych był najlepszy obecnie Fin w MX2 Miro Sihvonen. Ten jednak dla odmiany wrócił po operacji kolana, które jednak jeszcze nie jest całkowicie zdrowe i rider niedawno narzekał na ból w czasie treningów. W rozmowie z nami potwierdził, że nie jest na 100% zdrów, a zimy też nie przepracował jak należy (za mało jazdy), więc potrwa to trochę zanim wróci do tego, do czego wszystkich przyzwyczaił (rok temu był jedynym, który dorównywał Włochom na ich torach a w GP Europy w Valkenswaardzie wziął dublet). A jak wypadła rywalizacja „starych” ćwiartkowców z nową falą, jaka przyszła z EMX 125? Atakował Facchetti, walczył Moreau, atakowali inni, ale zwycięzcami wyścigów okazali się zupełnie niespodziewanie najpierw Mel Pocock (GBR), a potem…
Martin Barr, którego co wnikliwsi obserwatorzy MX powinni dobrze pamiętać z regularnych występów w kadrze Irlandii na MXoN. Reprezentując obecnie Wlk. Brytanię ten wielce doświadczony zawodnik nie dał szans innym, młodszym rywalom i skutecznie z ok. 6-7 miejsca po starcie wyprzedzał kolejnych jeźdźców. W końcu dopadł prowadzącego Goupillona i doprowadził do drugiej brytyjskiej wygranej w pierwszej rundzie EMX250. Podium zawodów było jednak głównie francuskie (Goupillon, Vialle), a dopiero na 3 miejscu brytyjskie (Pocock). Najlepszy z Włochów 5-ty a i tak jest to były uczestnik MŚ MX2 Tropepe. Pierre Goupillon najwyżej był jak dotąd 10-ty w generalce EMX250 (2017) i wywalczył raz drugie miejsce w wyścigu. Wygrana w GP jest więc jego pierwszym tak spektakularnym sukcesem. W 2016r został drugim wicemistrzem Europy w 125cm, ale nie wygrał żadnego Grand Prix. Francuz zmienił KTM-a na Kawasaki i jak widać jest w stanie wybić się na samą górę. Tak więc nieźle się porobiło w tych ME ćwiartek! Nie ma najlepszych, odpadł Charboneau, przyszło sporo młodych, ambitnych, ale jeszcze nieopierzonych, a wygrywają nie ci, na których byśmy stawiali.
Tu wszystko będzie w tym sezonie możliwe. Misz masz jak nic. Na koniec EMX 300 i… znakomity dublet Mike Krasa z Holandii. Greg Smets tym razem był w stanie wyrwać dla siebie drugie miejsce w wyścigu i łącznie drugie na pudle, bo pierwszego biegu nie miał tak dobrego. Do walki o podium włączyli się też niespodziewanie Hiszpan Alonso Sanchez i Estończyk Andero Lusbo oraz Włoch Iacopi, którzy zakończyli GP z identycznym dorobkiem punktowym, ale to Hiszpan wszedł na 3. stopień podium. Po dwóch rundach liderem jest już Mike Kras i z uśmiechem na twarzy myśli on o GP Rosji.
A oto co powiedzieli nam sami riderzy:
Pierre Goupillon: Naprawdę pokochałem ten tor, świetnie mi się tam jechało i był to dla mnie piękny weekend, który długo będę pamiętał. Wspaniale jest wyjeżdżać jako lider tabeli ale mam świadomość, że cała zabawa dopiero się zaczyna i trzeba kontynuować ciężką, solidną pracę. Bo sezon mamy w tym roku naprawdę długi i wiele wyścigów przed nami.
Damian Kojs: Nigdy nie jeździłem po takim torze ale bardzo mi się spodobał. Poziom zawodów był bardzo wysoki – jak widać po wynikach i dużo dobrych zawodników się nie załapało do wyścigów finałowych. Dla mnie to jest następny krok i następna nauka i w sumie można powiedzieć, że jestem w miarę zadowolony z tego wyjazdu.
Tomek Wysocki: W niedzielę było na pewno dużo lepiej niż w sobotnich kwalifikacjach. Zrobiliśmy kilka zmian w zawieszeniu i w motocyklu, co na pewno pomogło. W pierwszym wyścigu miałem niezły start i początek, w połowie wyścigu zrobiłem kilka błędów, straciłem tempo i pozycję. Po kilku okrążeniach odnalazłem się z powrotem i wróciłem do swojego tempa. W drugim wyścigu jazda była na pewno lepsza, trzymałem równe tempo cały wyścig. Na początku popełniłem kilka błędów przez co straciłem nieco czasu, ale ogólnie ten wyścig był lepszy dla mnie pod względem jazdy i wytrzymałości. Generalnie czuję się lepiej, ale jeszcze nie jest to tym, czego oczekuję. Wiem że jestem szybszy. Na razie po prostu robię co do mnie należy i a ta najlepsza dyspozycja powinna niedługo przyjść.
Darian Sanayei: Organizacja znakomita, moja jazda myślę, że dobra a w drugim biegu poszło naprawdę doskonale. Wszystko grało, motocykl też. I to mnie cieszy. Stopniowo idę coraz wyżej. Szkoda tych dwóch zer w poprzednich rundach, ale tego już nie zmienię.
Mike Kras: Lubię takie skoki i takie sekcje techniczne z „falami”. W kwalifikacjach, gdy wykręciłem czas o 1,5 sek szybszy od drugiego Andersona wiedziałem, że jest naprawdę dobrze i nie jechałem dalszych kółek, by oszczędzać siły. W pierwszym biegu straciłem trochę równowagę przy starcie i w pierwszy zakręt wjechałem jako 6-ty Po 2. kółkach walczyłem już o prowadzenie, a potem postarałem się odjechać wszystkim. Gdy miałem 10 sek przewagi zrównoważyłem jazdę i jechałem już bez ciśnienia, na luzie. Była to sama przyjemność. Tak wygrałem swój pierwszy wyścig sezonu. Drugi był od początku zdecydowanie lepszy. Udany start i już w 3. zakręcie wyszedłem na prowadzenie. Dalej wystarczyło kontrolować sytuację, Byłem pewien, że jadę po dublet więc pilnowałem się. Wyjeżdżam z poczuciem dobrze wykonanej roboty i…z czerwoną tabliczką.
Kolejna runda MŚ odbędzie się za dwa weekendy, w spektakularnej Pietramuracie, jako Grand Prix Trentino. Miejsce to jest nie tylko magiczne z powodu niesamowitych ścian skalnych wiszących ponad torem, ale i ze względu na coroczne, wspaniałe pojedynki dwóch riderów i ich licznych fanów: Tima Gajsera z Tonym Cairoli. To będzie kolejne, wielkie i wspaniałe święto motocrossu! X-cross będzie tam obecny również, trzeci rok z rzędu.
fot. Honda. KTM, Monster Energy, ARC