KTM odchodzi z Mistrzostw Świata Enduro

O tym, że zainteresowanie KTM Mistrzostwami Świata Enduro słabnie, mówiło się już od pewnego czasu. No ale enduro na szczeblu światowym bez marki, która z dumą mówi o swoim off-roadowym dorobku i uznaje się za numer #1 w świecie bezdroży – czy to ma sens?

Jesienią 2017 temat powrócił na języki i o opuszczeniu serii przez KTM znów zaczęło się robić głośno. W końcu klamka zapadła – Austriacy ogłosili swoje odejście, pociągając za sobą także Husqvarnę, a kilka tygodni później świat obiegło info o wielkim powrocie króla, czyli Tadka Błażusiaka, który na samą myśl o sezonie 2018 jarał się przeogromnie. Czy te dwa wydarzenia coś łączy? Offroadowy gigant z Mattighofen, czego uczy nas historia, niczego nie robi bez powodu. W klasycznych enduro zaczęło powiewać nudą, a Międzynarodowa Federacja Motocyklowa najwidoczniej zdaniem KTM nie potrafiła dodać pazura tej serii. Dla pomarańczowych – co od kilku dobrych lat bardzo wyraźnie było widać – coraz bardziej kuszące stały imprezy wykraczające poza kompetencje FIM-u, mianowicie grube eventy Hard Enduro, jak choćby te z serii Red Bull: Erzberg, Romaniacs, Megawatt. Widowiskowe, doskonale promowane i cieszące się z roku na rok większym zainteresowaniem wśród kibiców, a także gronem startujących amatorów chcących stanąć w szranki z najlepszymi! Tak więc to ma sens. Dla producenta z pewnością także ekonomiczny i marketingowy… Szczegóły poznacie w najnowszym wydaniu X-cross. Jest alternatywa…

fot. KTM