Orneta dała czadu! Sobota, skwar jak prawie wszędzie i 192 zgłoszonych riderów. Kilku nazwisk zabrakło, bo niestety urazy i kontuzje zbierają w tym roku obfite żniwo, ale ci którzy przyjechali, dostarczyli wszystkim nie lada emocji.
Zanim jednak o samych zawodach – imponderabilia. Po pierwsze po raz pierwszy w Polsce zawodnicy mieli startować z kratownicy, i tu stuprocentowa aprobata. Po drugie nowe miejsce startu, które jednak wzbudziło pewne kontrowersje. Szybka prosta powinna kończyć się naszym zdaniem na przykład wyraźnie spowalniającym zakrętem.
W Ornecie go zabrakło i podczas startu MX2 paru zawodników poszło w bandę, na szczęście niegroźnie. Po trzecie wzorcowa infrastruktura: depo jak na ME, było co zjeść, co wypić i gdzie się skryć przed morderczym słońcem. Imponująco wyglądały także niektóre stanowiska, zwłaszcza Duust Diverse Racing czy SpeedStar Yamaha. Naprawdę robiły wrażenie.
Pierwszy dzień Mistrzostw to rywalizacja czterech klas: Masters (40 startujących), MX65 (29 startujących), MX Kobiet (13 startujących) i MX2 (40 startujących). W pierwszej sensacją był po raz drugi w tym roku udział jednego z najlepszych zawodników w historii polskiego motocrossu Macieja Zdunka. Tak jak podczas I Rundy Zdunek wsiadł na moto i… pozamiatał. Na gdańszczanina nie było mocnych, tak więc dwaj jego najwięksi rywale Paweł Szturomski (2) i Paweł Wizgier (3) będą mieli sporo roboty na kolejnych zawodach. A „niezatapialny” Jacek Lonka tym razem poza podium (zatriumfował za to w kategorii 50+).
W 65-tkach już tak klarownie nie było. Kwalifikacje wygrał Bartosz Jaworski, pierwszy bieg należał do Mieszko Polnara, drugi do Bartosza, ale między nimi mieszał xcrossowiec Dawid Zaremba. Ostatecznie wygrał Jaworski przed Polnarem, trzeci na pudle stanął Dawcio. I jeszcze słowo o Wiktorii Kupczyk, która pojechała z młodymi wilczkami. Jest niewątpliwie zjawiskiem w naszym MX, jeździ znakomicie, nie czuje respektu przed facetami, jest szalenie medialna (czego brakuje niektórym naszym gwiazdom), jednym słowem spełnia wszystkie warunki, aby w przyszłości zostać prawdziwym „profi”. Jej trener Daniel Szwemin mówi o swojej podopiecznej w samych superlatywach (więcej w relacji w lipcowym magazynie X-cross). A zatem dziewczyny z MX Kobiet uważajcie, za parę lat będziecie miały bardzo poważną konkurentkę.
Zanim to jednak nastąpi prym wśród pań wiodła Joasia Miller biorąc w Ornecie dublet, ale… Ale musi mieć się na baczności, bowiem jest ktoś, kto już wkrótce może nawiązać z nią równorzędną walkę. A jest nią Anna Stecjuka, która kilka razy prowadziła w wyścigu. Z kolei druga riderka Karolina Jasińska (podopieczna Bros Racing) także nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Momentami jechała jako druga na torze, niestety zabrakło sił, aby taki wynik dowieźć do mety i stanęła na pudle jako trzecia, po Miller i Stecjuce.
Pechowo wystartowała w Ornecie Julka Jarmołkowicz. Podczas treningu doznała kontuzji mięśnia czterogłowego uda i jej start w wyścigach stanął pod znakiem zapytania. Ale że na mięczaka nie trafiło, Jula pojechała. Ostatecznie zajęła 7. miejsce, jednak nie obyło się bez dramatycznej walki w drugim przejeździe. Po glebie, gdy wydawało się, że w stanie w jakim jest nic już nie zrobi, wyprzedziła kilka rywalek, zajmując 6 pozycję czyli lepiej niż w pierwszym wyścigu!. Brawo!
Na koniec sobotniego popołudnia wspaniałe widowisko zafundowali nam jeźdźcy spod znaku MX2. Na maszynie same sławy, m.in. Kruszyński, Więckowski, Kojs, Kędzierski, Staszkiewicz (zwycięzca w klasie MX2 Junior). Oczywiście najwięcej emocji wzbudzał pojedynek dwóch klubowych kolegów Wysocki vs. Lonka.
Już sam start miał zaskakujący przebieg, bo właśnie wtedy doszło do wspomnianego wcześniej buuum! Po ostrej walce na mecie pierwszy pojawił się Łukasz, za nim Tomek i Szymon. W drugim przejeździe triumfował Wysocki, co zapewniło mu najwyższy stopień podium przed Lonką i Maksimem Kraevem ( na secie!) z Rosji. Tak zakończyła się sobota w Ornecie.
Niedziela to znowu upał, ale tym razem w towarzystwie chłodnego wiaterku, tak więc było zdecydowanie znośniej. Na szczęście nie potwierdziły się komunikaty meteo, że może wiać znacznie mocniej, czego próbkę mieliśmy dzień wcześniej, gdy przez kilka minut dmuchało około 100km/h. Na tor przyjechało znacznie więcej kibiców, lody produkowano w tempie expresowym, grille i frytkownice też grzały się do czerwoności. Wśród publiczności pojawił się burmistrz Ornety Ireneusz Popiel, człowiek niezwykle przyjazny motocrossowi, co zresztą przy każdej okazji podkreślał prezes klubu MotoKlubu Orneta Tomek Żulewski (nb zwycięzca wyścigu o Puchar Burmistrza Ornety).
Dzień rozpoczęli „setkarze” (25 zawodników). Niestety tu doznaliśmy największego rozczarowania, bowiem dopiero trzeci był Darek Rapacz, a czwarty Marcin Bandosz. Przed nimi jako drugi zameldowali się Maksim Kraev z Rosji i pierwszy Semen Nerush z Ukrainy. Natomiast Pascal Myhan na pewno musi pamiętać, aby dotankować moto przed drugim wyścigiem. Szkoda 10-tego miejsca z pierwszego biegu.
W klasie 85 (28 zawodników) wyniki jak zwykle dość przewidywalne: Włodarczak, Zdunek, Rafalski… Pojechali, powalczyli i w takiej właśnie kolejności zakończyli swój udział w MP. Piąty był Artur Gałuszka (witamy na pokładzie X-cross), który starty w MX traktuje ogólnorozwojowo koncentrując się na CC, gdzie aktualnie prowadzi w klasie Junior 85 MP. No i wreszcie finał czyli Open.
Na maszynie 23 jeźdźców i prawie same tuzy. Pierwszy wyścig i bezapelacyjna wygrana Lonki przed Wysockim i Macuksem z Łotwy, drugi wygrał Łotysz przed Tomkiem i Łukaszem, w efekcie kolejność na podium wyglądała tak: pierwszy Macuks, drugi Lonka, trzeci Wysocki. Zważywszy na trwającą żołądkową niedyspozycję Tomka (cały czas czuje efekty zatrucia na ADAC-u), jechał na 3/4 gwizdka my jednak mamy nadzieję, że za dwa tygodnie w Człuchowie będzie już wszystko OK.
fot. Krzysztof Hipsz